
Dominujące dziś, w pierwszym kontakcie jednostki ze światem społecznym, tzw. media społecznościowe (social media) wydają się być w praktyce antyspołecznościowymi poprzez fakt budzenia powszechnej nieufności. W konsekwencji może doprowadzić to do destrukcji całego życia społecznego, tak jak miało to miejsce w wielu przypadkach żyć indywidualnych (samobójstwa z powodu hejtu).
Dzieje się tak poprzez wyuczenie algorytmów, które są nastawione na wyrazistość przekazu, co oznacza, że poglądy o charakterze skrajnym i radykalnym w sposób uproszczony i jednoznaczny ukazujące rzeczywistość społeczną, polityczną i obyczajową mają największe szanse w walce o zdobycie szerokich zasięgów. Wpływa to w bezpośredni sposób na polityków, którzy wydają się już nie posiadać własnych poglądów, nie mówiąc już o jakiejś choćby szczątkowej ideowości. Głoszą po prostu to, na co jest ogólne zapotrzebowanie w dominujących grupach społecznych. Trendy te dokonują się w opozycji do nauk społecznych, których, za sprawą Augusta Comte’a, królową od XIX w. jest socjologia. Akademickie nauki społeczne, począwszy od Maxa Webera, unikają radykalnych ocen zjawisk zachodzących w społecznościach ludzkich, koncentrując się na tworzeniu teorii mających wyjaśnić naturę relacji tych trendów oraz procesów zachodzących w życiu wspólnotowym.
Destrukcyjne działanie mediów społecznościowych, można było zauważyć chwilę po śmierci papieża Franciszka. Pierwsze informacje tradycyjnie mają charakter „breaking news” i bazują na zaskoczeniu czymś, czego nikt się w danej chwili nie spodziewał. Nie trzeba było jednak zbyt długo czekać na uproszczone komentarze o szerokich zasięgach tworzących dwie zasadnicze bańki. Pierwsza z nich, to ta gloryfikująca miniony pontyfikat, uznający go za najbardziej przełomowy w całej historii Kościoła, oczywiście z uwzględnieniem kilku niewielkich błędów. Druga bańka, dla niektórych nieco zaskakująca, grupuje mówiących wprost, że był to najgorszy papież w historii, niszczący tradycyjną doktrynę Kościoła i trzeba modlić się o następcę, który wszystko po nim posprząta. Patrząc obiektywnie, w warunkach polskich, Franciszek był pierwszym papieżem, którego wolno było otwarcie krytykować. Co prawda nie dotyczyło to oficjalnych mediów katolickich, w których za krytykę papieża kilku redaktorów pożegnało się z dotychczas zajmowanymi stanowiskami, jednakże w katolickich kręgach towarzyskich nawet ostra krytyka papieża Franciszka była jak najbardziej dopuszczalna, a przecież Jana Pawła II, kiedy żył, krytykować po prostu nie wypadało.
Podobny mechanizm zadziałał w Archidiecezji Wrocławskiej w związku z obchodami 60. rocznicy wystosowania orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 r. na temat pojednania między oboma narodami. W uroczystościach wzięli udział historycy, intelektualiści, naukowcy oraz inne osoby zainteresowane tematem, zaś większość komentarzy internetowych uznała obchody rocznicowe, przeprowadzane w obecnej sytuacji geopolitycznej, za „totalną odklejkę”. Biskupi powinni wtedy zażądać od Niemiec reparacji wojennych i poprzeć w tym zakresie politykę tow. Wiesława, a nie bajdurzyć o jakimś pojednaniu.
Na poważne, wnikliwe oraz obiektywne opracowanie naukowe dorobku pontyfikatu Franciszka przyjdzie jeszcze zapewne poczekać. W polskich warunkach powstanie takiej monografii nie będzie łatwe. Do tej pory nie próbowano tego dokonać, może z wyjątkiem szkicu Michała Kłosowskiego „Dekada Franciszka”. Jeśli jednak takie dzieło by już powstało, to powinno ono pogłębić analizę związków z używanym często przez Franciszka pojęciem „peryferie”, z teorią systemu światowego Immanuela Wallersteina (1930-2019). Papież nakazywał Kościołowi wyjście z orędziem Ewangelii na peryferie. Nie chodziło mu tylko o antypody geograficzne, lecz bardziej o peryferie egzystencjalne.
Peryferie w nauczaniu Franciszka można rozumieć na wiele różnych sposobów. Mogą to być miejsca, gdzie nie ma żywej wiary w Boga. Trzeba zatem tam iść, aby Boga w te miejsca zanieść. Peryferie egzystencjalne obejmują różnorakie trudne ludzkie doświadczenia, takie jak: bieda, ubóstwo duchowe, samotność, smutek, choroba, więzienie, cierpienie, obojętność, ignorancja, ból. Franciszkowe peryferie mogą posiadać także sens teologiczny i oznaczać sytuacje, w których wierni mogą łatwo zostać ograbieni z wiary. Można zatem uznać, że peryferie według zmarłego papieża to stan braku nadziei i utraty wiary.
Socjologiczna teoria modernizacji, autorstwa „guru nowej lewicy” I. Wallersteina, określona przez autora mianem teorii systemów-światów, także dzieli współczesny świat na centrum oraz peryferie. Centrum (core) jest bogate materialnie i narzuca swe wzorce kulturowe wszystkim pozostałym, czyli peryferiom (periphery). Autor wyróżnia także obszar półperyferii (semi-periphery) klasyfikując do nich dawne kraje Trzeciego Świata, a także państwa postkomunistyczne razem z rozwijającymi się intensywnie państwami Dalekiego Wschodu.
Można uznać, że przywołane na wstępie reakcje internetowe na śmierć papieża Franciszka wpisują się doskonale w myślenie półperyferyjne. Komentarze te są swoistą mieszanką rozmaitych postaw. Można w nich odnaleźć tęsknotę za wyidealizowanym centrum (choćby USA), resentymenty związane z przeszłą wielkością (choćby epoka Jana Pawła II), a także zaściankowym antyintelektualizmem (po co czytać książki, jak i tak wszystko jest na YouTube).
Zarówno w Niemczech, jak i w Czechach duże zainteresowanie wzbudziło ostatnio opracowanie z zakresu socjologii religii ks. prof. Jana Loffelda (Kiedy niczego nie brakuje, gdzie Boga brakuje. Chrześcijaństwo wobec religijnego indyferentyzmu, oryg. Wenn nichts fehlt, wo Gott fehlt. Das Christentum vor der religiösen Indifferenz, czes. Když Bůh nikomu nechybí. Úvahy o náboženské lhostejnosti). Praca prezentuje obraz społeczeństwa europejskiego, które coraz mniej jest zainteresowane religią. Ludzie odchodzą od Kościoła, czy różnych wspólnot religijnych, nie dlatego, że pociąga ich ateizm, agnostycyzm albo scjentyzm, ale czynią tak z powodu całkowitego zobojętnienia na sprawy religijne. Religijność jest zastępowana przez obojętność. Ludzie są zadowoleni z życia bez Boga i nie odczuwają za Nim większej tęsknoty. Oczywiście dotyczy to głównie tych, którym do szczęścia wystarczy konsumpcjonizm i zadowolenie z chwili obecnej. Postawa taka rodzi, wśród tych, których nie stać na luksusy społeczeństwa konsumpcyjnego, naturalny bunt antysystemowy. Jednakże bunt ten bywa (niestety) zagospodarowywany przez wielu polityków kreujących się na świeckich zbawców świata. A przecież wiadomo, że prawdziwy Zbawca jest tylko jeden.
/ab