Eksperci przewidywali, że wybór Joe Bidena na Prezydenta Stanów Zjednoczonych będzie prowadził do ochłodzenia relacji na linii Waszyngton-Ankara. Wynikało to z faktu, że ówczesny kandydat Demokratów na prezydenta USA w wywiadzie dla „New York Times” bardzo powściągliwie wypowiadał się o premierze Turcji Erdoganie, określając go mianem autokraty. Jednak Biden dość szybko przeszedł od słów do czynów, spełniając jedną z najbardziej oczekiwanych przez diasporę Ormiańską obietnic wyborczych.
Joe Biden świadomie, z pełnym przekonaniem w oświadczeniu z 24 kwietnia – w rocznicę pierwszej masowej deportacji około 2300 ormiańskich przywódców i intelektualistów ze Stambułu – proklamował, że to co wydarzyło się 106 lat temu, było ludobójstwem. Oddajmy głos 46. Prezydentowi Stanów Zjednoczonych Ameryki: „Każdego roku w tym dniu wspominamy życie wszystkich tych, którzy zginęli w ludobójstwie Ormian w czasach osmańskich i ponownie staramy się zapobiec powtórzeniu się takiego okrucieństwa”. Słowa te zdają się być zdecydowanie bardziej stanowcze, aniżeli określenie Donalda Trumpa, który rzeź Ormian nazwał „jednym z najstraszniejszych masowych okrucieństw XX wieku”, wyraźnie unikając słowa zbrodnia bądź ludobójstwo.
Z pragmatycznego punktu widzenia istotne jest, że w samym komunikacie nie pada nazwa Turcja tylko Imperium Osmańskie, co w moim przekonaniu ma łagodzić przekaz i nie zamykać dialogu z Ankarą. Z jednej strony, można mówić o pewnej dozie wstrzemięźliwości – przynajmniej dyplomatycznej – z drugiej strony Stany Zjednoczone Ameryki potwierdzają swoje aspiracje do pełnienia roli politycznego i moralnego hegemona w skali światowej, który stoi na straży przestrzegania praw człowieka.
Można powiedzieć, że język dyplomacji rządzi się swoimi prawami, zaś słowa polityków niejednokrotnie stanowią kartę przetargową do wielkiej gry mocarstw. W tym kontekście kluczowa jest konstatacja zawarta w dalszej części oświadczenia: we affirm the history. Te ujmujące słowa, oznaczają, że USA definitywnie potwierdza to, co wydarzyło się 106 lat temu. Jednoznaczna aprobata dla kształtu historii, tej sprzed ponad 100 lat to ważny krok dla całej diaspory Ormian. Czołowi politycy, w tym premier, prezydent, katalikos Karekin II (głowa Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego) z nieskrywaną radością przyjęli słowa Prezydenta USA, określając je mianem „historycznej sprawiedliwości”. Bezpośrednią reperkusją na stanowisko Białego Domu była odpowiedź szefa MSZ Turcji Mevlut Cavusoglu, który napisał, że „nikt nie może nas uczyć na temat naszej historii”. Premier Turcji Erdogan jak dotąd nie zabrał osobiście głosu w sprawie.
CNN zwraca uwagę na fakt, że przed wydaniem oświadczenia Białego Domu odbyła się rozmowa telefoniczna Biden-Erdogan, której kontynuacja nastąpi w czerwcu na szczycie NATO. Zarówno BBC, jak i Reuters w relacji z tego wydarzenia podkreślają, że ostatnim amerykańskim przywódcą, który użył tego terminu, był Ronald Reagan w 1981 r. Wstrzemięźliwość prezydenta Erdogana może świadczyć, o dążeniu do rozwiązania bieżących problemów z USA i przejściowym marginalizowaniu aspektów historycznych.
Bolesna historia, trudna przeszłość
Wydarzenia z lat 1915-1917 są nie tylko trudnym doświadczeniem historycznym dla obydwu zwaśnionych narodów, ale w kraju półksiężyca bywają również tematem tabu. W Turcji ceną za mówienie niepopularnych treści związanych z ludobójstwem Ormian jest odpowiedzialność karna z art. 301 kodeksu karnego, zabraniającego ,,obrażania tureckości”. Wskazana podstawa prawna była wykorzystywana do ścigania wybitnych tureckich pisarzy, którzy ośmielili się mówić prawdę o zbrodni sprzed ponad 100 lat. Do najsłynniejszych przypadków należy zaliczyć kazus laureata literackiej nagrody Nobla Orphana Pamuka, któremu w 2005 r. wytoczono proces za stwierdzenie, że w Turcji zabito milion Ormian.
Burzliwe relacje ormiańsko-tureckie
Bezpośrednią konsekwencją oświadczenia Bidena było pogorszenie dość napiętych relacji na linii Ankara-Waszyngton. Jedną z węzłowych osi sporu w relacjach turecko-amerykańskich jest nabycie przez Turcję rosyjskiego systemu rakietowego S-400.
Ponadto, należy mieć na uwadze, że w zeszłym roku Turcja aktywnie wspierała Azerbejdżan w 6-tygodniowym konflikcie w azersko-armeńskim w rejonie Górnego Karabachu. Media zagraniczne – BBC, Reuters – podkreślają, że na tygodnie przed wybuchem walk we wrześniu 2020 r. Turcja przeprowadziła z Azerbejdżanem zakrojone na szeroką skalę ćwiczenia wojskowe.
Do tej pory ludobójstwo Ormian uznało 30 krajów na świecie, w tym Polska. Fakt ten uznały także Parlament Europejski, Rada Europy i papież Jan Paweł II oraz papież Franciszek w 100. rocznicę tragicznych wydarzeń. Reuters podaje przykład Francji Emmanuela Macrona oraz izby niższej parlamentu Włoch, które stosunkowo niedawno oficjalnie ogłosiły, że rzeź Ormian była ludobójstwem. Co więcej, francuski prezydent stwierdził, że 24 kwietnia powinien być Dniem Pamięci Pomordowanych Ormian. W tym roku, przed prezydentem Bidenem, obie izby Kongresu Stanów Zjednoczonych przyjęły rezolucje wzywające do określenia wydarzeń sprzed ponad 100 lat ludobójstwem. Przyznanie się przez Turcję do ludobójstwa jest jednym z warunków przystąpienia do Unii Europejskiej. W sferze bilateralnych stosunków między Turcją a Armenią niebawem może pojawić się zagadnienie związane z ubieganiem się przez potomków i spadkobierców ofiar o odszkodowania. O ile w samej Armenii kwestia ta nie jest paląca, o tyle dla diaspory na Zachodzie – szczególnie w USA może niebawem odgrywać kluczową rolę.
Rzeź Ormian jest drugim po Holokauście najlepiej udokumentowanym ludobójstwem w czasach nowożytnych. Według tureckich obliczeń zginęło wówczas 972 tys. osób, natomiast Ormianie liczbę ofiar szacują na 1,5 mln osób.
/eb