Putin atakuje zachodni, czytaj permisywny, styl życia części rosyjskich elit, którym zarzuca porzucenie czegoś co można nazwać rosyjskością.
W środę 16 marca Prezydent Rosji miał odbyć wideokonferencję, w trakcie której wygłosił kilka tez, z których niektóre, a może i wszystkie, ale niekoniecznie tu i teraz, warte są uwagi. Pragnę też zaznaczyć, że zdanie pierwsze, nie bez powodu posiada zwrot warunkowy: „miał”. Nawiązuję w ten sposób do tego, co napisałem jakiś czas temu, w jednym z felietonów, opisując te komentarze internautów i analityków, którzy powątpiewają w realną obecność rosyjskiego prezydenta, w trakcie niektórych eventów sygnowanych jego osobą. Sytuacja taka pojawiła się ponownie wprost w trakcie wielkiego antyukraińskiego wiecu na moskiewskim stadionie, gdzie z przemówieniem rosyjskiego przywódcy działy się rzeczy na tyle dziwne, że znowu niektórzy uznali, że jest to jakaś mistyfikacja. W najlepszym razie stawia się tezę, że było ono nagrane, a w najgorszym …kto tam wie.
Wróćmy jednak do konferencji z 16 marca, szeroko komentowanej w naszych mediach. Dla potrzeb roboczych możemy założyć, że jej podmiotem był prezydent Putin, a nawet jeśli nie i było to jakieś zdarzenie ukartowane przez speców od propagandy i manipulacji elektroniką, to, co tam padło, a przynajmniej było zrelacjonowane w mediach, jest dość istotne. Nawet jeśli nałożymy na wypowiedzi rosyjskiego prezydenta nakładkę pt. „mgła wojny”, coś tam jednak z tego zostanie.
Po pierwsze, w swej wypowiedzi po raz kolejny powtarza on motyw o denazyfikacji Ukrainy, czyli odwołuje się ciągle do wielkiej wojny ojczyźnianej z lat 1941-45 i późniejszego alianckiego planu względem Niemiec. Dla zachodniego Europejczyka, w tym również, a może przede wszystkim, dla nas, jest to gadanie raczej absurdalne, ale na użytek wewnętrzny pewnie jakiś skutek osiąga, albo propagandystom wydaje się, że osiągnąć powinno. Po drugie wszakże, i to jest jeszcze ciekawsze, wypowiadający się atakuje zachodni, czytaj permisywny, styl życia części rosyjskich elit, którym zarzuca porzucenie czegoś co można nazwać rosyjskością, po trzecie kieruje jakieś wypowiedzi do nich, albo gdzieś obok nich, mówiąc o piątej kolumnie i zdrajcach.
Pojawienie się wątku zdrady może świadczyć z jednej strony o tym, że mamy do czynienia z postępującą erozją władzy – pamiętajmy, że większość bezwzględnych dyktatorów bało się jej panicznie, wszędzie dopatrywało się spisków, a do tego w ich otoczeniu szukano ich na siłę, by takiego mocodawcę zadowolić. Z drugiej strony, tu wchodzę w swoje buty "pytacza", i zapytam: a jeśli coś jest na rzeczy i prezydent dotarł do informacji na ten temat? To znaczy, że rzeczywiście coś się dzieje i tylko nie wiadomo gdzie się zadzieje. Oczywiście może być też tak, że wypowiedź służyła ochronie oligarchów, którzy ratują swe majątki i zagraniczne biznesy i potrzebują uwiarygodnienia. Dla nas brzmi to trochę „grubo”, ale pamiętajmy, że operacje dezinformacyjne to podstawowy oręż wojny i nieraz potrzeba bardzo wielu lat by jakieś wydarzenia ujrzeć we właściwym świetle. Niekiedy zresztą prawda nigdy nie zobaczy światła dziennego i jako zwykli zjadacze chleba musimy się z tym pogodzić.
/mdk