Na pierwsze w tym roku ozdoby wielkanocne natknęłam się w pierwszy piątek Wielkiego Postu. I to gdzie - na naszej poczcie! Stojąc w kolejce i spoglądając na żółto-zieloną kompozycję z balonów i sztucznych kwiatów, z nudów (kolejka była bardzo długa) zaczęłam się zastanawiać, czy wieszali ją w Popielec, czy może jeszcze wcześniej… Cóż, już nie tylko supermarkety celują w przedwczesnym świętowaniu wszystkiego, co się da komercyjnie wykorzystać. Ale że urząd pocztowy…
Natykając się na kolejne wielkanocne ekspozycje postanowiłam poszukać baranka. Wzorowałam się na śledztwie w sprawie prawdziwego Świętego Mikołaja z czekolady, prowadzonym w Adwencie przez pracowników naszego Centrum Medialnego. Co do baranka, to zdecydowałam, że nie będę się rozglądała za czekoladowym, tylko jakimkolwiek. I nie w sklepach z dewocjonaliami, tylko w tych ze świeckim asortymentem.
Zajączków, kur i jajek wszelakiej maści jest pod dostatkiem. Porcelitowe, gliniane, woskowe, z papier mâché, białe, różowe, nawet złote - pełno tego w pierwszym lepszym markecie. Tegorocznym hitem stały się, w moim osobistym rankingu, palmy wielkanocne uwieńczone wydzierganymi na szydełku zajęczymi głowami. Słodkie, ale jak tu z czymś takim iść do kościoła?! Zajęcze palemki znalazły się wśród innych wyrobów ludowych, dostępnych przy okazji festynu. Ale nawet tutaj żadnego baranka nie dało się uświadczyć - ani glinianego, ani drewnianego, ani włóczkowego. Straszna posucha…
I oto dziś - bingo! Jest mój baranek. Na 107 produktów do dekoracji domu z motywem wielkanocnym, znalazłam 5 z motywem baranka - dwa różne komplety pościeli, poduszkę dekoracyjną, ręcznik do rąk oraz figurkę przedstawiającą misia skaczącego przez baranka. A gdzie? W angielskim sklepie internetowym.
/mdk