Anglojęzyczne portale powtórzyły za hiszpańskojęzycznymi taką oto przedziwną historię. 30-letni Boliwijczyk Victor Hugo Mica Alvarez wybrał się na festyn ku czci Pachamamy. Spotkał znajomego, ten zaprosił go na piwo, a po tym piwie (raczej niejednym) Alvarez obudził się …w trumnie, pogrzebany na opuszczonej działce, odległej o 80 km od miejsca festynu.
Rzeczone media zamieściły zdjęcie Boliwijczyka - przysypanego cementem, pokaleczonego - który zbił szklane wieko trumny i wygrzebał się z miejsca pochówku. Ktoś mu pomógł dotrzeć na policję, ale ta zlekceważyła opowieść wionącego alkoholem mężczyzny. Być może był to tylko taki „żart”, ale jego ofiara jest pewna, że była prawdziwą ofiarą - „sully”.
Dla Polaków sierpień to drugi po maju maryjny miesiąc, kiedy na Jasną Górę zdążają pielgrzymki z całej Polski, pokłonić się Matce Bożej. Dla południowoamerykańskich Indian sierpień to miesiąc, kiedy bogini ziemi i płodności Pachamama, zwana również „Matką Ziemią” - szeroko „otwiera swoje usta”, żądając ofiar, czyli „sully”. Do jej „ust” trafiają więc żywe owce, liście kakaowca, słodycze, ale niekiedy - w myśl starej tradycji - żywi ludzie. No cóż, „matka” Matce nierówna, tak jak nie wszystkie religie są prawdziwe i nie każdy kult prowadzi do Boga. Tak mnie w tym wszystkim na powrót zastanawia skąd w Watykanie tyle sympatii dla żarłocznej południowoamerykańskiej bogini, że ją zaprosili na ogrody i do świątyń (sic!), a nawet pamiątkową monetę wybili…
/mdk