Niedawno uczestniczyłam w wykładzie prowadzonym przez oficera GROM, który był poświęcony kształtowaniu wytrwałości, jako niezbędnego elementu udanego życia. Niezwykle to było ciekawe i bardzo dobrze opowiedziane. Mówca wymienił szereg cech i postaw oraz koniecznych zmian w codziennym funkcjonowaniu, które mają pomóc w osiągnięciu celu. Okazało się, iż nie dość, że trzeba mieć wokół siebie porządek, to jeszcze należy być …wdzięcznym.
Z tą wdzięcznością to generalnie są kłopoty. Tym większe im bardziej egoistycznie i roszczeniowo podchodzi się do życia. W naszym zasobnym we wszelkie dobra kawałku świata, gdzie tak wiele rzeczy jest na wyciągnięcie ręki i zindywidualizowanym społeczeństwie, w którym zachęcani jesteśmy by myśleć głównie o sobie samych, trudno o wdzięczność, choćby dlatego, że jest relacyjna. Wdzięcznym jest się zarówno za coś, jak i komuś. Najpierw za coś, a gdy ma się wszystko, szybko i łatwo, to jak za to dziękować? No i komuś, a skupionej na sobie Zosi-Samosi, której to „wszystko” się po prostu należy, dziękuję nie przychodzi nawet na myśl. A przecież dobrobyt, spokój i wygoda są tak kruche! Niewiele trzeba, żeby nie było ciepłego latte na wynos, a nawet ciepłej wody w kranie, a może i własnej łazienki z tymże kranem… Tak samo moment wystarczy, by skończyło się zdrowie, uroda, zawodowe powodzenie, przespane noce, albo inna z tych „oczywistości”. Świadczą o tym losy narodów i poszczególnych ludzi.
Wdzięczność, sprzęgnięta z (równie niepopularną) pokorą, jest uzdrawiająca. Stawia w prawdzie co do nas samych, innych ludzi i świata, a więc pomaga w realnym oglądzie rzeczywistości. I daje radość oraz wewnętrzny pokój. Dla chrześcijanina powinna być oczywistością, ale dla bardzo wielu wcale nie jest! Spotkałam się nawet z twierdzeniem, że wśród osób wierzących jest to jedna z najbardziej zaniedbanych cnót…
A po co wdzięczność żołnierzowi GROM-u? Po pierwsze bardzo się przydaje w pracy zespołowej. Po drugie, jak już wyżej wspomniałam, łączy się z właściwym osądem rzeczywistości, więc nie pozwala na zadufanie w sobie, które w tym zawodzie prędzej czy później jest zabójcze. A po trzecie jest elementem optymistycznego usposobienia, które od żołnierzy jednostek specjalnych jest wymagane. Wyobrażacie sobie żołnierza - pesymistę wyruszającego na akcję? No właśnie…
/mdk