Gdy na jednej ze środowych audiencji Papież Franciszek poprosił o modlitwę za Benedykta XVI, cały świat przypomniał sobie o jego istnieniu. Nastąpił wysyp artykułów o jego stanie zdrowia, pojawiły się relacje z minuty na minutę, niczym z meczy w piłkę nożną. Media z całego świata zaczęły rozstawiać się na Placu Świętego Piotra, a każdy włączył się w modlitwę za Papieża Emeryta. Tymczasem za Spiżową Bramą Ratzinger kończył ostatnie dzieło swego życia – instrukcję odchodzenia.
Ten szum medialny wyraził pewną współczesną mentalność, przypominania sobie o starszych dopiero gdy coś się dzieje, a w większości przypadków, gdy jest już za późno. Samotność jakiej doświadczają ludzie starsi, opuszczenie w cierpieniu i brak nadziei powoduje tendencję wzrostową eutanazji, a Benedykt pokazał sens dobrego przeżycia starości. Eutanazja, co może być zaskakujące, również dotyczy starszych katolików. Papież Emeryt wskazał jedną z dróg, jaką jest zupełne oddanie się Kościołowi przez modlitwę, pokazał zarazem jej wielką wartość, że osoba bezsilna ma moc niepłynącą z ciała, ale z gorliwego ducha. Starszy człowiek chociaż traci samodzielność fizyczną, to uświadamia sobie, że nigdy nie był autonomiczny duchowo, że zawsze ma wspomożenie Ducha, a modlitwa w tej współpracy ma niesamowitą siłę, którą może wciąż zdziałać ogromne rzeczy.
Wspomniany strach samotności i niepamięci można uznać za bezpodstawny, jeśli sami będziemy pamiętać o Bogu. Tym, który nie opuszcza i Tym, który pamięta, a chociaż wnuczek zapomni zadzwonić, a synowa odwiedzić, to sam Ojciec wychodzi nam na spotkanie. Taką lekcję daje nam głowa państwa, która oddała władzę, pasterz bez wpływu na trzodę, a wreszcie profesor bez katedry. Chociaż w naszych oczach nie miał już nic, to w jego oczach jaśniał Kościół jako cel życia i misja, którą będzie wykonywał, póki Szef go nie odwoła. Benedykt ukazał też kolejny, dodatkowy, sens życia, czyli powołanie do modlitwy i to właśnie z nią na ustach oddał ducha.
Wiele osób zarzucało Ratzingerowi po abdykacji, że papiestwo bez cierpienia, które prezentował w ostatnich latach Jan Paweł II, straci ludzką twarz. Obawiano się korporacyjności, a tymczasem widzimy ograniczoność, że słabość sięga i na Tron Piotrowy, a społecznie można by traktować ten akt jako argument popierający prawo do emerytury. Benedykt wreszcie pokazał też inną formę zaangażowania się w Kościele osób starszych - poza licznymi formami modlitwy, wciąż mogą pełnić dobrą funkcję doradczą, że ich opinia ma znaczenie, a wnioski z medytacji mogą dotyczyć większej społeczności niż „ja sam”. Papież Emeryt podkreślił wyraźnie przemijalność, Pancerny Kardynał spoczął w cyprysowej trumnie.
Bez znaczenia czy powiedział Signiore Ti amo, czy Herr, ich liebe dich, o co trwa pokątnie spór, ważniejsze jest to, że pełen cierpienia i świadom kresu, zawierzył Bogu do końca. To był jego ostatni podpis, którym raz jeszcze potwierdził wszystko to co dotychczas napisał – encykliki, adhortacje, książki, wykłady i homilie, i jak Sokrates powiedział scio me nihili scire tak Ratzinger wyznał, iż wie, że wszystko to miało sens oraz jest prawdziwe.
/mdk