Gdyby nieustannie, sekunda po sekundzie, towarzyszyła nam muzyka, to albo by spowszedniała, albo doprowadziła do szału. Człowiek potrzebuje harmonii, spokoju i właśnie tej ciszy, aby móc tworzyć. To go wewnętrznie integruje, dzięki czemu może przekazać innym to, co sam czuje, czy to jako wyraz sztuki czy też w rozmowie. Cisza jest zarzewiem, nośnikiem i końcem dźwięku, bo z niej się rodzi, w niej się unosi i ona go kończy. Tego milczenia potrzeba w relacjach.
Kiedy Jan Kasjan spisuje rozmowy z Abbą, daje się odczuć pewne napięcie, gdy po pytaniu ucznia niejako bardzo powoli nadchodzi odpowiedź, gdyż konieczne jest przemyślenie. Gdy Hieronim wysyła list do Pauli ma świadomość, że miną tygodnie, nim dostanie odpowiedź. Następuje okres ciszy, gdyż nie tworzy on spamu, a odpowiedzi nie przychodzą niezwłocznie.
Tych przykładów pośród świętych można mnożyć, ale nie jest to konieczne, bo wystarczy, że przypomnimy sobie ostatnie rekolekcje zamknięte, jeśli takie odbyliśmy. Kilka dni bez dostępu do świata zewnętrznego i jednym w pierwszych odruchów po zakończeniu jest telefon do bliskich, gdzie niekoniecznie od razu opowiadamy o przeżyciach, a chcemy się dowiedzieć, co u nich słuchać.
Cisza może jednak niepokoić, kiedy to od dłuższego czasu nagle nie mamy z kimś kontaktu, ktoś bardzo bliski przestać dzwonić, odpisywać. To dla nas dwa sygnały – pierwszy to fakt, że rzeczywiście jest dla nas cenny, że jest kimś więcej, skoro zauważyliśmy brak; i ten brak boli. Natomiast drugi może nam mówić, że przez ciszę wyrażony został jakiś smutek, żal czy rozczarowanie drugiej strony. Zazwyczaj to tylko nasz negatywny scenariusz, który uruchomił się z automatu w zetknięciu z brakiem reakcji. Mamy dwa scenariusze, w każdym z nich oczywiście wpisać gdzieś trzeba „obgadanie” tematu, ale to, co pozostaje po naszej stornie, jest z tym, nad czym będziemy się głowić, czym trapić i stresować albo można uznać to za okazję do przemyślenia, odkrycia na nowo.
Tak było w historii Maritaina i Greena. Bogaty zbiór korespondencji między nimi zdaje się nagle urywać, chociaż wydawało się, że jest już to szczyt relacji przyjacielskiej. Kilka lat nie ma ani jednej wymiany zdań, co przyznaje jeden z autorów. Dlaczego historia tych dwóch osób jest nam znana? Bo po okresie ciszy wyrósł jeszcze piękniejszy kwiat, nieporównywalny z poprzednim. Bardziej dojrzały, głębszy i mocniejszy.
Może podobnie w kwestii ciszy było w relacji wspominanych niedługo w Kościele Bazylego i Grzegorza (2 stycznia), sztandarów zażyłych relacji wewnątrz Kościoła. Święty z Nazjanzu bowiem rozumiał to mówiąc:
Cisza jest początkiem oczyszczenia duszy. To, czego nie możemy pojąć w hałasie, często staje się jasne w milczeniu.
Był świadomy słabości, jaką jest przebodźcowanie, które nie tylko burzy koncentrację, ale sprawia, że zatraca się spojrzenie na rzeczy dalsze. Nawiązując też do jednego z początkowych artykułów tej serii, skoro przyjaciel jest połową duszy, to ta cisza jest, za myślą Grzegorza, obopólnie korzystna. W hałasie trudno o głęboką autorefleksję – tylko w ciszy człowiek zaczyna dostrzegać, kim naprawdę jest on i jego przyjaciel i czego potrzebują obie dusze.
Cisza, chociaż wielu rujnuje i rzeczywiście jest niezwykłą mocą, to jednak winna być podstawowym spoiwem trwałych relacji, gdyż oczyszcza resztę "budowli". Na niej i przy jej pomocy warto opierać swoje relacje, aby poznać ich wartość, a jednocześnie niemalże na bieżąco mieć feedback o stanie więzi.
Powoli "ląduję" już z serią o przyjaźni. Chociaż do kompendium wiedzy na ten temat jeszcze daleka droga, to cieszę się, że mogłem przez kilka miesięcy zarysować parę zgrabnych aforyzmów na jej temat podpartych nauczaniem świętych Kościoła. Mam osobisty stosunek do nich i będę drążył temat, ale w tym cyklu pozostały mi jeszcze dwa tematy, a potem felietony będą dotyczyły nieco innego działu, ale bez „spojlerów”.
/ab