Postulat tytułowy nie jest sztandarowym projektem lewicowej strony sceny politycznej, ale realnym spojrzeniem nie na stan nauczania religii w szkole, lecz na odbiór podawanych treści. Powoli sam staję się zwolennikiem propozycji, by nie było katechetów w szkole… ale ewangelizatorzy.
Podobnie brzmiącą tezę usłyszałem z początkiem listopada, będąc na kilkudniowych warsztatach o duszpasterstwie młodzieży w Kokotku. Stwierdzenie zostało oczywiście poparte wieloma przykładami z życia katechetów, a także potwierdzone przez licznych uczestników. Kiedy wyobrażamy sobie lekcje religii jako wykład o trynitologii, historii Kościoła czy moralności, musimy ostatecznie zderzyć się z murem, jakim jest brak znajomości podstawowych modlitw lub dekalogu i to na etapie szkoły średniej. Dom coraz rzadziej jest zarzewiem wiary. Idźmy jednak jeszcze krok dalej, cóż po zwracaniu się „Ojcze nasz” skoro nic o Tym Ojcu się nie wie, a jeśli już, to najczęściej jest to obraz dość mocno zakrzywiony przez współczesną kulturę.
Zarysowują się dzięki temu dwa obrazy zajęć w szkole, no dobrze – właściwie trzy, przy czym trzeba sobie naprawdę uzmysłowić, że uczniów ambitnych i zainteresowanych zdobywaniem wiedzy religijnej jest niestety coraz mniej, dlatego należy dostosować treści do słuchaczy – inna będzie katecheza w liceum katolickim, a inna „katecheza” w technikum budowlanym. Oprócz tej trzeciej opcji, katecheza wymaga głoszenia od podstaw i tutaj bez wątpienia narzędziem będzie kerygmat. Kiedy definiowaliśmy stan współczesnej młodzieży, nie skupiliśmy się na negatywnej stronie, ale padały sformułowania: poraniona, zagubiona, poszukująca, czy z brakami miłości, a następnie przeszliśmy do rozłożenia kerygmatu na części pierwsze, by zobaczyć jakim jest on lekiem na problemy trapiące młodych ludzi bez doświadczenia religijności.
Drugi obraz jest jednak niestety częstszy – większość posiada jakieś związki z Kościołem z dzieciństwa, przebrnęli przez rozlicznie głoszoną im „mitologię katolicką”, podawaną jako doktryna, a i częstokroć dawano im obrazy boga, który nie był Bogiem. Takie nawarstwienie różnego rodzaju mułu akatolickiego przez wiele lat utworzyło stwardniałą skorupę, która nie przepuszcza zdrowej nauki. Oczywiście, należy rozbić tę osłonę, tak by jednocześnie nie zranić osoby. Delikatna reewangelizacja to drugi sposób na prowadzenie katechezy w szkole. Najczęściej dokonuje się ona w dialogu, jednakże nie są wykluczone inne metody, byleby nawiązać chociaż jakiś kontakt, dający możliwość dotarcia do młodzieży.
Reforma szkolnictwa w kontekście katechezy jest wymagana – nauczyciel musi stać się świadkiem, lekcja spotkaniem, a sala przestrzenią ducha. Zatem nie ma się co dziwić, że coraz głośniej wybrzmiewa postulat usunięcia katechezy, bo ma on sens, pod warunkiem, że pójdzie podług tej myśli.
/mdk