Czy można znaleźć takie miejsce na ziemi, gdzie czujemy się jakbyśmy znali je od zawsze? I nie jest to nasze miejsce zamieszkania, czy dom rodzinny?
Mam wrażenie, że ja właśnie w San Giovanni Rotondo odnalazłam to, co czasem gubimy, tracimy, nie doceniamy. Uczucie spokoju, wyciszenia, możliwości medytacji, a nawet można by powiedzieć: błogości.
Każdy raz jest pierwszy
Pierwszy raz do San Giovanni Rotondo pojechałam 12 lat temu, było to podczas parafialnej pielgrzymki do Włoch, gdzie jednym z miejsc, które mieliśmy odwiedzić było miasteczko związane z życiem Ojca Pio. Traktowałam je jako kolejny punkt na pielgrzymim szlaku, skupiając całą swoją uwagę na Watykanie i możliwości nawiedzenia grobu św. Jana Pawła II. Jednak po dotarciu do San Giovanni Rotondo - a konkretnie kiedy weszłam do kaplicy, w której wtedy znajdowały się doczesne szczątki św. Ojca Pio - aby pomodlić się przy jego grobie, to jakby wszystko się zmieniło. Nie chciałam już nigdzie dalej jechać, okazało się, że to był cel mojej pielgrzymki, reszta była już dla mnie nieistotna. Od tamtej pory, kiedy mam możliwość pojechania do słonecznej Italii to must have jest odwiedzenie św. Ojca Pio z Pietrelciny. Po prawie dwuletniej przerwie, kiedy to pandemia zweryfikowała wszystkie nasze plany, brak możliwości wyjazdów za granicę oraz wszelkiego rodzaju obawy, na tegoroczny urlop chyba każdy wyczekiwał z utęsknieniem, a ja i mój mąż szczególnie. Ciągnęło nas bardzo na półwysep Gargano, przeżywaliśmy w tym roku 20. rocznicę ślubu i uznaliśmy, że to jest miejsce, w którym chcemy ją świętować. To tam przybywa się z sercem pełnym intencji, próśb, podziękowań, to tam można się wypłakać, przeprosić, dokonać rachunku sumienia, a nawet doznać przemiany i nawrócenia. Chociaż mój ulubiony święty urodził się 25 maja 1887 roku w Pietrelcinie, w prowincji Benewent, w rejonie Kampania, to „wszystko się zaczęło” na półwyspie Gargano, niedaleko bo zaledwie 20 km od Monte Sant Angelo, w rejonie Apulia, prowincji Foggia, w miasteczku San Giovanni Rotondo. 4 września 1916 roku skierowano tam 29 letniego wówczas schorowanego zakonnika na podreperowanie zdrowia ze względu na sprzyjający rekonwalescencji klimat. Nikt nie spodziewał się, że młody kapucyn pozostanie tam przez 52 lata, aż do swojej śmierci 23 września 1968 roku. Nie chcę przepisywać życiorysu Ojca Pio, bo wiele wspaniałych jego biografii powstało, a ja chciałabym Państwu „pokazać” miejsca w San Giovanni Rotondo, które dziś świadczą o tym, że tam był i żył ten włoski stygmatyk.
Niezwyczajna włoska zwyczajność
Wjeżdżając do miasteczka w pierwszej chwili możemy poczuć rozczarowanie, bo wcale nie przypomina „kurortu religijnego”. Jadąc krętymi, wąskimi uliczkami, odnosi się wrażenie, że przejeżdża się przez czyjeś podwórka. Trzeba bardzo uważać, by nie potrącić mężczyzn siedzących na krzesłach przed swoimi domami, którzy bardzo zaangażowani w głośne dyskusje na tematy społeczno-polityczne, mocno gestykulując nie zauważają mijającego ich na kilka centymetrów samochodu. Piękny niebieski kolor nieba przysłaniają nam porozwieszane pomiędzy domami sznurki, na których wisi bielizna osobista w różnych rozmiarach i kolorach, a mijając przydomowe ogrody mamy wrażenie, że słyszymy zepsuty transformator, a okazuje się, że to „cykają” cykady i wcale nie na Cykladach, a w San Giovanni Rotondo. Ale gdy już dotrzemy do celu swojego pielgrzymowania i staniemy na placu przed kościołem, to oczom naszym ukaże się kilka miejsc nierozerwalnie związanych z naszym Padre Pio. Najstarszym budynkiem, bo konsekrowanym w 1676 roku jest kościół p.w. Matki Bożej Łaskawej (Santa Maria delle Grazie). W głównym ołtarzu umieszczono wizerunek Maryi Łaskawej, która jest opiekunką miasta. Gdy wejdziemy do kościoła, po lewej stronie zobaczymy konfesjonał, w którym przez wiele godzin dziennie spowiadał pielgrzymów, natomiast po prawej stronie znajduje się ołtarz św. Franciszka, przy którym przez wiele lat o. Pio sprawował eucharystię. Nad wejściem głównym jest chór, na który to możemy wejść, a tam znajduje się krzyż przy jakim bardzo często modlił się Ojciec Pio i przy którym 20 września 1918 roku otrzymał stygmaty. Bezpośrednio z kościoła idziemy łącznikiem do klasztoru, gdzie dla pielgrzymów udostępniono do zwiedzania celę w której mieszkał święty zakonnik. Widzimy w niej takie przedmioty jak łóżko, lampka nocna, naczynia, sztućce, ciśnieniomierz, aparat tlenowy, który był mu niezbędny pod koniec życia, a nawet aerozol przeciw owadom. Ale oprócz przedmiotów codziennego użytku ujrzymy na ścianie wizerunki Matki Bożej i Najświętszego Serca Pana Jezusa i świętych oraz krzyż, a także zdjęcia rodziców Marii i Grazio Forgione.
Z części klasztoru w której żył warto udać się od razu do muzeum, gdzie również znajdują się inne pamiątki związane z zakonnikiem np. habit, alba, ornat, w którym odprawił ostatnią w swoim życiu eucharystię, naczynia liturgiczne. Jeśli znamy język włoski lub łaciński – możemy zapoznać się z pismami i korespondencją ze Stolicą Apostolską. Na mnie bardzo duże wrażenie zrobił ogromny regał, który zajmował całą ścianę i wypełniony był po brzegi listami kierowany do Ojca Pio od ludzi z całego świata. Podobno znajduje się też tam list biskupa z Polski – Karola Wojtyły, który w 1962 tak pisał:
Wielebny Ojcze, proszę Cię o modlitwę za pewną matkę czterech dziewczynek, mieszkającą w Krakowie, w Polsce (w czasie wojny pięć lat spędziła w obozie koncentracyjnym w Niemczech); jej zdrowie i również jej życie jest teraz zagrożone z powodu choroby nowotworowej. Módl się, by Bóg, za wstawiennictwem Najświętszej Marii Panny, okazał jej samej i jej rodzinie swe miłosierdzie. Zobowiązany w Chrystusie Karol Wojtyła.
Kiedy o. Pio otrzymał list miał powiedzieć
Temu nie możemy odmówić. Nie możemy powiedzieć: nie.
Czy było tak naprawdę, czy Ojciec Pio wiedział, że to przyszły papież i święty? To wiedzą tylko sami zainteresowani i Pan Bóg.
Dzieło
Gdy do San Giovanni Rotondo zaczęły przybywać rzesze pielgrzymów w latach 1956-1959 wzniesiono bazylikę również pod wezwaniem Matki Bożej Łaskawej. To już większa trzynawowa bazylika, w której nad głównym ołtarzem widnieje mozaika przedstawiająca wizerunek Matki Bożej Łaskawej. Centralne miejsce zajmuje ołtarz przy którym Ojciec Pio odprawiał Msze Święte, również swoją ostatnią 22 września 1968 roku. W nawach bocznych znajduje się osiem mozaik, a wśród nich przedstawiająca św. Jana Pawła II, przed którą umieszczono relikwie Ojca Świętego.
Padre Pio to człowiek, który był przede wszystkim wrażliwy na cierpienia ludzkie, któremu najbliżsi sercu byli chorzy, opuszczeni, odrzuceni, cierpiący. W 1922 roku zainicjował budowę małego szpitala p.w. św. Franciszka z Asyżu, początkowo było to miejsce tylko na 20 łóżek. Niestety trzęsienia ziemi nawiedzające San Giovani Rotondo doprowadziły, że szpital trzeba było zamknąć. Ojciec Pio ponowił próbę wybudowania szpitala i w 1940 roku został utworzony komitet budowy szpitala-kliniki. Ojciec Pio nadał swemu dziełu nazwę: Dom Ulgi w Cierpieniu (Casa Sollievo della Sofferenza) i jako pierwszy złożył na ten cel ofiarę pieniężną w postaci symbolicznej złotej monety. Pracę przy budowie przerwała II wojna światowa, po jej zakończeniu założono spółkę, która miała za cel zbieranie i rozdzielanie funduszy na budowę, natomiast każdy z akcjonariuszy podpisał deklarację o zrzeczeniu się jakiegokolwiek zysku. Po czternastu latach 26 lipca 1954 roku otworzono pierwszy oddział szpitala. Szpital przez cały czas był powiększany, dobudowywano nowe skrzydła, by mógł pomieścić coraz więcej chorych, unowocześniano go, kupowano najlepszy i najnowszy sprzęt medyczny, zatrudniano najlepszych specjalistów. Obecnie dzieło świętego Ojca Pio jest jednym z najnowocześniejszych i najlepszych szpitali we Włoszech i może pomieścić około 1300 pacjentów. Patrząc i podziwiając Dom Ulgi w Cierpieniu, równolegle do szpitala ujrzymy monumentalne wzgórze Castellano (565 m n.p.m.). To tam wśród drzew i krzewów wije się w górę Droga Krzyżowa. Na jej początku znajduje się figura przedstawiająca Ojca Pio, w połowie płaskorzeźba Maryi z Dzieciątkiem, a na samej górze figura Chrystusa zmartwychwstałego. Każdy z pątników idących Drogą Krzyżową zwraca uwagę na piątą stację, która przedstawia Ojca Pio w roli Szymona Cyrenejczyka pomagającego dźwigać krzyż Panu Jezusowi. Gdy dotrzemy do figury Chrystusa zmartwychwstałego i spojrzymy w stronę bazyliki ujrzymy piękną panoramę San Giovanni Rotondo, a nawet w oddali dojrzymy Morze Adriatyckie w pięknym lazurowym kolorze.
Dobrze nam tu być
Po tym, jak w 1999 roku papież Jan Paweł II beatyfikował O. Pio, San Giovanni Rotondo stało się jednym z najliczniej odwiedzanych przez pielgrzymów miejscem na świecie. Koniecznością stało się wybudowanie nowej świątyni, która będzie mogła pomieścić tłumy wiernych. I tak
też się stało. Dzięki ofiarom wiernych z całego świata. 2 lipca 2004 roku dokonano konsekracji kościoła Świętego Ojca Pio. Obecnie jest to Sanktuarium, które może pomieścić co najmniej 6500 wiernych. W podziemiu kościoła wybudowano kaplicę spowiedzi, w której znajduje się 31 konfesjonałów, a na zewnątrz sanktuarium umieszczono w formie sadzawki Baptysterium do którego schodzi się po trzech stopniach symbolizujących grzech, zło i szatana, analogicznie by wyjść z sadzawki pokonać trzeba trzy stopnie symbolizujące wyznanie wiary w Boga – Ojca, w Jezusa Chrystusa i w Ducha Świętego. Najważniejszą częścią Sanktuarium jest kaplica, do której schodzimy długim korytarzem pokrytym mozaikami, po prawej stronie przedstawiono sceny z życia św. Franciszka, a po lewej z życia św. Ojca Pio. Mozaiki są również częścią kaplicy oraz tłem dla centralnego miejsca, w którym w 2010 roku umieszczono szklany sarkofag z ciałem Świętego Ojca Pio. I to jest właśnie cel naszego pielgrzymowania. W tym roku po raz pierwszy chyba ze względu na pandemię i związaną z tym dużo mniejszą liczbą turystów była możliwość fotografowania sarkofagu z doczesnymi szczątkami świętego, można było w spokoju, bez popędzania przez ochronę sanktuarium klęczeć bezpośrednio przed sarkofagiem i modlić się tak długo, jak tego potrzebowaliśmy. Możliwość przebywania tak blisko Ojca Pio, „dotknięcia” tej jego świętości to dla mnie wielka łaska i błogosławieństwo. I tak właśnie wygląda to moje „ulubione” miejsce na ziemi. Z całego serca zachęcam wszystkich, którzy jeszcze tam nie byli, do pielgrzymowania do San Giovanni Rotondo, Ojciec Pio czeka. Czy ci, którzy byli czy podobnie jak ja tam się czuli? A może wybrać się jeszcze raz, by poczuć i odnaleźć coś nowego, coś co może zgubiliśmy?
Autorka tekstu oraz zdjęć: Anna Meslin
Więcej artykułów w najnowszym kwartalniku:
Najnowszy numer kwartalnika „Civitas Christiana”
/uk