Najbardziej nadużywanym pojęciem, zarówno w nauce jak i w publicystyce katolickiej (ale nie tylko katolickiej) jest dzisiaj słowo „kryzys”. Pojęcie to zawsze jest nacechowane negatywnie, będąc czymś, co jedynie pogrąża i degraduje. Rzadziej określa się zachodzące przemiany mianem transformacji, czy przejścia od czegoś do czegoś. Postawienie sprawy w taki sposób powoduje, że zarówno elity jak i zwyczajni ludzie pełni są lęków, obaw i bólów adaptacji, co sprawia, że stroni się od śmiałych projektów, wizji, marzeń, tak charakterystycznych dla minionych czasów optymizmu, czyli oświecenia i epoki industrialnej.
Mówi się dziś często zarówno o kryzysie w Kościele, jak też o upadku cywilizacji chrześcijańskiej (christianitas), o czym przekonuje modna dziś francuska filozofka Chantal Delsol. W pierwszej połowie XX w. Oswald Spengler, w latach 1918-22, wystąpił z tezą o zmierzchu całej cywilizacji zachodniej. Dzisiaj z kolei bardzo modne są tezy o kryzysie demokracji liberalnej, czego przykładami mają być tendencje odwrotu od globalizacji oraz postulowany powrót do silnych państw narodowych, przejawiające się we wzroście znaczenia ugrupowań i polityków izolacjonistycznych, nacjonalistycznych oraz populistycznych. Wszystkie te postawy łączy jedno podstawowe założenie, że wszystko to, co dobre już było, że nic dobrego już nas nie czeka, a będzie już tylko gorzej.
Zdrowa, to znaczy uprawiana we właściwy sposób, katolicka nauka społeczna rozróżnia i diagnozuje zagrożenia płynące z nowoczesności i ponowoczesności, ale także potrafi wygenerować reguły etyczne adekwatne dla każdej epoki. Za jeden z dramatów współczesności uznaje się całkowite rozejście się kultury chrześcijańskiej i świeckiej. Jednak korzenie kultury świeckiej tkwią znacznie wcześniej niż w oświeceniu. Trzeba sięgnąć znacznie dalej, do średniowiecznego sporu o inwestyturę, czyli do konfliktu między władzą kościelną a świecką. Jeśli symbolem władzy duchownej była ogromna, majestatyczna gotycka katedra, to wkrótce potem zaczął jej odpowiadać również bardzo bogato zdobiony i wystawny budynek ratusza, czyli znak emancypującego się spod władzy duchownej mieszczaństwa. Wszystko to pokazuje jak ważną rzeczą jest architektura, która jest przekaźnikiem treści charakterystycznych dla danej epoki.
W orędziu papieża Franciszka na tegoroczny, LVIII Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, zatytułowanym „Sztuczna inteligencja i mądrość serca: dla komunikacji w pełni ludzkiej”, znajdujemy odniesienie do dzieła Romano Guardiniego (1885-1968) „Listy znad jeziora Como”. Jeden z najwybitniejszych teologów XX w., znany bardziej wśród polskiego duchowieństwa, jako liturgista, nie stronił od głębokich uwag na temat cywilizacji przemysłowej. W 1969 r. wydano po polsku jego książkę „Koniec czasów nowożytnych”, a w 2021 r. omawiane dzieło, będące zbiorem dziewięciu listów napisanych do przyjaciela – ks. Josefa Weigera, które były publikowane w Niemczech w latach 1924-25 (Die Technik und der Mensch. Briefe vom Comer See). Opisują one myśli Guardiniego zainspirowane obserwacją przemian technicznych i gospodarczych, jakie zaistniały nad jeziorem Como w północnych Włoszech, w porównaniu z industrialnymi Niemcami. W przekonaniu Guardiniego przekształcanie natury jest właściwym zadaniem człowieka, a efektem takich działań jest kultura. Jednak nie odbywa się to do końca w epoce przemysłowej, w sposób zrównoważony i pokojowy. Natura może być w całości przemieniona w kulturę, jednak przez setki lat ta zmiana zachodziła w sposób uwzględniający miarę człowieka, jednak dziś ta miara jest niebezpiecznie przekraczana. Oparcie egzystencji społecznej na rozwoju techniki przemysłowej, masowe wytwarzanie produktów i wszędobylskość maszyn są niezgodne z charakterem człowieka. Nadchodząca epoka może być określona, jako nieludzka i zagrażająca życiu, a w stosunku do wypracowanych tradycji jest barbarzyństwem. Jednakże Guardini nie poprzestaje jedynie na krytyce cywilizacji technicznej, a jego filozofia techniki, mimo iż stoi na równie wysokim poziomie, znajduje się raczej w cieniu krytyki cywilizacji technicznej Martina Heideggera. Guardini jest przekonany, że stary świat musi zginąć, gdyż nauka i technika wyzwoliły siły, których społeczeństwa ludzkie nie są w stanie kontrolować.
Co prawda człowiek, w dziele wytwarzania świata wartości, w dużej mierze pokonał własne skłonności do zła, mordu i nienawiści, w czym pomocne było zastosowanie zasad chrześcijańskich, jednakże niejako przy okazji, wyzwolił siły techniki, które naruszyły jego życiowe podstawy. Jednak przez twórcze działanie człowiek jest w stanie okiełznać siły techniczne, w podobny sposób jak kiedyś zapanował nad naturą. Niszczycielskich procesów, wyzwolonych przez technikę, nie sposób zatrzymać, jednak kształtowanie i uczłowieczenie obcych sił techniki leży w naturze człowieka. Guardini twierdzi, że nie uwolnimy się od techniki, ale możemy ją uczynić bardziej ludzką. Ostateczną nadzieję niemiecki teolog włoskiego pochodzenia, pokłada w Bogu, który dostarcza twórczych sił człowiekowi.
Uwagi zawarte w „Listach znad jeziora Como” okazały się bardzo inspirujące dla jednego z najwybitniejszych architektów XX w. Ludwiga Miesa van der Rohe (1886-1969). Jak zauważa Cezary Wąs, znawca nowoczesnej architektury, Mies van der Rohe zignorował religijne treści wywodów Guardiniego, lecz zaczerpnął z nich przekonanie o roli czynnika twórczego w zmianie charakteru cywilizacji naukowo-technicznej. Możliwość uwolnienia współczesnych społeczeństw od negatywnych przejawów cywilizacji powiązał on z pięknem, ku któremu powinien kierować się architekt. Doświadczyć tego można oglądając dzieła Miesa, jak choćby Willę Tugendhat (1930) w Brnie, czy też Nową Galerię Narodową w Berlinie (1968).
Guardini, jako teolog i filozof techniki, stał się także autorem inspirującym dla dwóch ostatnich papieży, Benedykta XVI oraz Franciszka. Jak zauważa Cezary Kościelniak, nazywający Guardiniego „teologiem przyszłości”, Josef Ratzinger podążał jego tropami w swoim „Wprowadzeniu w chrześcijaństwo” (1968), zaś Franciszek poszedł znacznie dalej, gdyż diagnozy Guardiniego pojawiły się zarówno w encyklice „Lumen fidei”, adhortacji „Evangelii gaudium” oraz, przede wszystkim, w encyklice społecznej „Laudato si”.
Pozostaje pytanie, czy także katolicka nauka społeczna przełamie swój, skądinąd kolejny, kryzys i stanie się inspirującą dla współczesnego świata ery dominacji transhumanizmu i sztucznej inteligencji. Do tego potrzebna jest inspirująca diagnoza rzeczywistości pozwalająca na oddzielenie ziarna od plew. W tym celu czeski teolog Tomáš Halík, w swej książce „Popołudnie chrześcijaństwa”, postuluje uznanie teologii znaków czasu (kairologia) za „socjoteologię”, przez co rozumie, że odpowiedzialnej pracy intelektualnej musi towarzyszyć kontemplacyjne podejście do rzeczywistości połączone z uczciwym dialogiem ze współczesną filozofią i naukami społecznymi. Halík uznaje niczego innego, jak właśnie katolicką naukę społeczną, za główne narzędzie ewangelizacji we współczesnym świecie.
/mdk