O bliskiej perspektywie końca cywilizacji europejskiej, przyczynach tego stanu rzeczy oraz o tym, że życie pełne prawdziwej wiary, dobra, doskonałości i miłości jest możliwe w warunkach każdej cywilizacji – z prof. Davidem Engelsem rozmawia Piotr Sutowicz.
Cywilizacja europejska, w formie, jaką nadały jej chrześcijaństwo, grecka filozofia i rzymskie prawo, jest w mocnym kryzysie. W swojej książce "Co robić? Jak żyć w obliczu upadku Europy" zdaje się Pan stać na stanowisku, że jej upadek jest nieuchronny. Czy to nie zbyt pesymistyczna diagnoza?
Cywilizacje są śmiertelne, dokładnie tak samo jak ludzie i wszystkie inne stworzenia. To nie pesymizm, to realizm, a nawet więcej. Przekonanie, że mogą istnieć instytucje społeczne w jakiś sposób nieśmiertelne albo absolutnie samowystarczalne, byłoby zdecydowanym przejawem pychy. Przyjrzyjmy się bliżej dwóm kwestiom – z jednej strony znaczeniu „śmierci” cywilizacji, a z drugiej strony szczególnej naturze różnych religii. Jeśli idzie o cywilizacje, ich „śmierć” niekoniecznie stanowi polityczną lub materialną apokalipsę. Jest raczej powolnym zanikaniem kulturowej kreatywności i stopniowym przechodzeniem do stagnacji i posthistorii, w której możliwe jest tylko upraszczanie i powielanie, dopóki pozostałości nie padną łupem innych cywilizacji i barbarzyńców. Natomiast jeśli idzie o kwestie religii, takich jak chrześcijaństwo, one bardzo często wykraczają poza cywilizacje i potrafią doskonale przetrwać w innym otoczeniu cywilizacyjnym, tak jak np. wyrosły w Indii buddyzm rozpowszechnił się w Chinach i Japonii. Jest zatem wielce prawdopodobne, że chrześcijaństwo wywodzące się ze wschodnich terenów śródziemnomorskich może faktycznie zniknąć z Europy i przetrwać jedynie w Afryce i Ameryce Południowej.
Czy kultura łacińskiej Europy to już tylko muzea? Czy stary kontynent jako wspólnota kultury rzeczywiście umarł?
Jeszcze całkiem nie umarł, ale obawiam się, że powoli zbliża się do tego stanu. Badania porównawcze wielkich cywilizacji dowodzą, że Zachód doszedł do punktu, w którym naszym ostatnim krokiem będzie zapewne utworzenie europejskiego odpowiednika pryncypatu augustiańskiego, co wykazałem w książce Na drodze do imperium (obecnie dostępnej także po polsku). Kryzys współczesnego Zachodu zaskakująco dokładnie przypomina ewolucję późnej republiki rzymskiej i prawdopodobnie doprowadzi do fazy poważnego kryzysu i niepokojów społecznych, której kres położy dopiero nadejście jakiegoś „imperialnego kompromisu”, analogicznego do sytuacji nie tylko Cesarstwa Rzymskiego, ale także imperium Hanów w Chinach, Guptów w Indiach, Fatymidów w Islamie czy Ramessydów w starożytnym Egipcie. Końcowym etapem każdej bez wyjątku cywilizacji była konserwatywna synteza, która nadawała jej ostateczną formę, w której cywilizacja powoli zamierała.
Destrukcja musiała się kiedyś zacząć. Kiedy, Pana zdaniem, był ten „początek końca” i dlaczego nikt tego nie spostrzegł?
Wszystkie stworzenia od momentu powstania noszą w sobie zalążek unicestwienia. Czy początkiem umierania Zachodu był konflikt między nominalizmem a idealizmem? Nastanie protestantyzmu? Rewolucja francuska? Wojny światowe? Przewrót wokeizmu? Proces jest stopniowy. Niemniej porównanie różnych cywilizacji wykazuje, że ich ewolucja przebiega generalnie według schematu dialektycznego. Po początkowej „tezie”, charakteryzującej się polityczno-teologiczną jednością i intensywną wewnętrzną bogobojnością, obserwujemy „antytezę”, oznaczającą polityczne rozproszenie, filozoficzny humanizm oraz przyspieszenie ekspansjonizmu i technologii, który to konflikt zostaje rozstrzygnięty w ostatnim „syntetycznym” momencie, polegającym na racjonalnym powrocie do tradycji. Ów dialektyczny mechanizm jest zakodowany w ewolucji każdej cywilizacji. Przy tych wskaźnikach tylko kilka dekad dzieli nas od takiej ostatecznej syntezy.
Dlaczego jako wspólnota cywilizacyjna na to pozwoliliśmy?
Czy „pozwalamy” na narodziny, dorastanie, dorosłość, starość lub śmierć? One nie przychodzą z zewnątrz, one są raczej logicznymi krokami definiującymi naszą egzystencję na tej ziemi. Podobnie jest z organizmami społecznymi. Pierwotna idea każdej cywilizacji musi rozwinąć się w jak najlepszy sposób, aby zrealizować cały swój potencjał, zaś po wyczerpaniu wszystkich możliwości i osiągnięciu finalnej syntezy cywilizacja nie ma już nic do zrobienia i zamiera. Oprócz tej nieuniknionej dynamiki kolektywnej istnieje też oczywiście odpowiedzialność personalna. Zanik wiary, odejście od transcendencji, pycha „homo mensura”, łatwa pokusa hedonizmu czy zdrada przyszłych pokoleń dla krótkotrwałych korzyści – wszystko to posiada także aspekt głęboko moralny i faktycznie jest silnie związane z obecnością na świecie zła, które dziś wydaje się być u szczytu, oczywiście nie w kategoriach spektakularnego ludobójstwa wojen światowych, ale groźnej antyhumanistycznej wiary, że człowiek może tworzyć się na nowo według własnego uznania, że jego los zależy tylko od niego i że transcendencja to zwykła iluzja, którą musimy „przezwyciężyć”…
W swojej książce przedstawia Pan scenariusz, w którym zaleca, by nie naprawiać Europy poprzez oficjalne instytucje, lecz budować nowe, alternatywne, małe wspólnoty. Czy mają one za zadanie jedynie przetrwać, czy stanowić jakiś nowy początek?
Każde ludzkie istnienie w pewnym sensie rodzi się na nowo każdego dnia, my zaś mamy obowiązki nie tylko względem naszej cywilizacji, narodu czy rodziny, ale także bogactwa duchowego. Budowanie wspólnot, w których można żyć „dobrym życiem”, stanowi zatem wartość samą w sobie, niezależnie od kontekstu. Jest jednak prawdą, że z uwagi na oczywisty schyłek Zachodu w sferze wartości definiujących go przez ostatnie tysiąclecie, najwyższy czas na konsolidację jego pozostałości w celu przetrwania nadchodzących dekad kryzysu i niepokojów społecznych. Tylko po zbudowaniu prawdziwych modelowych wspólnot, w których będziemy mogli osiągać idealne połączenie nowoczesnych warunków życia z transcendentnymi wartościami, prowadzić wzorowe życie i wskazywać drogę wszystkim wątpiącym, możemy mieć nadzieję na dominację tego modelu po dojściu wokeizmu do absurdu. Nie przewiduję oczywiście, że te wspólnoty spowodują autentyczne cykliczne „odnawianie” Zachodu, który jest wyraźnie wyjałowiony i wyczerpany. Niemniej „dobre życie” stanowi nagrodę samą w sobie. Możliwe jest życie pełne prawdziwej wiary, dobra, doskonałości i miłości w warunkach każdej cywilizacji, w średniowieczu, baroku, epoce wiktoriańskiej czy XXII wieku.
Co do szczegółów Pańskiej koncepcji, od razu rodzi się we mnie niepokój, czy w dzisiejszych czasach jest ona możliwa do zrealizowania? Czy coraz bardziej totalistyczne państwa nie będą chciały takich wspólnot unicestwić?
Zaiste, to jest główny problem, na który musimy być przygotowani i z powodu którego takie modelowe wspólnoty muszą być bardzo elastyczne, aby móc dostosowywać się do skrajnych warunków zewnętrznych. Jednak nasza pamięć historyczna wykazuje, że nawet w najczarniejszych godzinach narodowego socjalizmu i komunizmu istniały osoby i wspólnoty potrafiące nawet z narażeniem życia zachować swoje wartości i uczyć nowe pokolenie. To często dzięki ich wysiłkom jakaś forma odbudowy po samozagładzie totalitaryzmu była możliwa. Oczywiście, współczesne państwo woke uczyni wszystko, co w jego mocy, aby zniszczyć te wspólnoty, ale historia pokazała, że „krew męczenników jest nasieniem Kościoła” oraz że prawdziwa wewnętrzna determinacja zawsze zwycięża, jeśli nie na ziemi, to w niebie, które powinno być naszym ostatecznym celem.
Dziękuję Panu za rozmowę.
David Engels był profesorem historii starożytnej na Université Libre de Bruxelles (ULB), obecnie jest głównym analitykiem w Instytucie Zachodnim w Poznaniu oraz wykładowcą na uniwersytecie ICES we Francji. Jest autorem i redaktorem wielu książek i prac naukowych, poświęconych historii starożytnej, historii recepcji, filozofii historii i współczesnego konserwatyzmu. Znany jest główne z pracy Le déclin (2013), w której porównał kryzys Unii Europejskiej do schyłku i upadku Republiki Rzymskiej w I wieku p.Ch., a także z książek Renovatio Europae (2019), Was tun (2020) i Europa Aeterna (2023), przetłumaczonych na wiele języków.