
Czy będziemy jako Ludzkość podążać drogą wytyczoną przez naszych przodków i będziemy starali się przekazywać swoim dzieciom majątki, czy też przeciwnie – jako nowoczesne społeczeństwa XXI wieku wyzwolimy się od tego starego mechanizmu, jakby to chcieli co niektórzy „Dobroczyńcy Ludzkości”?
Zjawisko (nie)oczywiste
Chęć pozostawienia swoim dzieciom jakichś dóbr materialnych w spadku wydaje się czymś zupełnie oczywistym. Takie zachowania miały miejsce już w pierwotnych wspólnotach koczowniczych łowców – zbieraczy. Ojciec starał się przekazać swoim synom cenne z ich punktu widzenia przedmioty – „magiczną” broń sprawdzającą się podczas polowań, amulety o szczególnie dużej mocy czy choćby łódź wykonaną z pnia drzewa. To wszystko nabrało jeszcze wagi, gdy nasi przodkowie nauczyli się kolejnych umiejętności, pomagających oswajać otaczający ich, srogi świat. Wartością były stada hodowanych zwierząt, wartością stała się ziemia uprawna. Istniała oczywiście w różnych miejscach świata wspólnotowa forma własności, gdy ziemia należała do całego rodu. Na przykład w Szkocji ta forma przetrwała aż do XVIII wieku, w którym Anglicy zdemontowali system klanów, jednak i tam ludzie posiadali swoją indywidualną własność, jak choćby domy, sprzęt domowy czy broń, i pisali testamenty, by rozdzielić te dobra między swoje dzieci.
Wydaje się to zjawiskiem zupełnie naturalnym, wynika zapewne z instynktu przedłużenia gatunku, który u ludzi przybrał dość ciekawą, złożoną formę. Nie tylko się rozmnażamy, w czym jesteśmy podobni do innych zwierząt, ale wytwarzamy też dobra materialne i niematerialne, które jesteśmy w stanie przekazać innym. Od momentu urodzenia do osiągnięcia pełnej dojrzałości upływa wiele lat, podczas których rodzice zmuszeni są opiekować się swoimi dziećmi. Starają się też przygotować je najlepiej, jak umieją, do samodzielnego życia „na swoim”, jak to się niegdyś mówiło. Żeby potomstwo miało dobry start, należało im coś przekazać, by nie zaczynało od zera. Gdy popatrzymy na dzieje ludzkości, dostrzeżemy tę stałą tendencję, zarówno w skali całych narodów, jak i poszczególnych rodzin. Chcemy po prostu zostawić dla naszych potomków możliwie dużo dóbr, by ich życie dorosłe było lepsze lub przynajmniej nie gorsze niż nasze. Drugim ważnym obszarem, w którym realizuje się inwestycja rodzicielska, jest zaopatrywanie potomstwa w odpowiednie umiejętności i kwalifikacje, by później, w dorosłym życiu, młodzi radzili sobie sami. Krótko mówiąc – dbanie o ich wykształcenie. Wykształcić i zostawić co nieco w spadku – tak można by wyrazić ideał zapobiegliwości rodzicielskiej w stosunku do swoich dzieci.
Dom to lokata kapitału
Społeczeństwa, które miały to szczęście, że historia pozwoliła im się w sposób niezakłócony bogacić, były w stanie kumulować majątki w swoich rodzinach. Było rzeczą zupełnie naturalną, że rodzice, jeśli okazali się gospodarni i zapobiegliwi, przekazywali swoim dzieciom w spadku majątek, możliwie większy niż ten, który otrzymali po swoich rodzicach. Od dawna uważano, zresztą jak najbardziej słusznie, że bardzo dobrą inwestycją jest inwestycja w nieruchomości, w ziemie i domy. Ziemia to też jeden ze środków do dalszego pomnażania majątku, z kolei dom to sprawa zupełnie oczywista – własny kąt do zamieszkania i jak to się u nas mówiło – własny dach nad głową. Wielcy feudałowie przekazywali klucze majątków, szlachta swoje wioski i dwory, bogaci farmerzy swoje farmy wraz ze stojącymi na nich domami. Mieszczanie również lokowali swoje kapitały w domach i starali się je przekazać w spadku dzieciom. Widać to bardzo dobrze, gdy jesteśmy w takich państwach jak Wielka Brytania czy Szwajcaria, które szczęśliwie unikały przez stulecia wojen na swoim terytorium. Ich społeczeństwa bogaciły się z pokolenia na pokolenie i dzieci otrzymywały już pewien kapitał, również w postaci nieruchomości. Oczywiście – nie zawsze i nie w każdym wypadku, tam też istnieli biedacy, też byli rozrzutni, niezapobiegliwi ojcowie, którzy potrafili zmarnować majątek zgromadzony ciężką pracą swoich przodków, oddać dom za długi i spowodować deklasację rodziny. Chodzi jednak o dominującą tendencję.
W Polsce często traciliśmy domy
Sytuacja w Polsce historycznie kształtowała się niestety inaczej niż w wymienionych Szwajcarii, Wielkiej Brytanii czy choćby krajach skandynawskich. Ludzie, rzecz jasna, są mniej więcej tacy sami i również chcieli przekazać swoim spadkobiercom możliwie jak najwięcej, ale okoliczności historyczne były inne. Przez kraj przetaczały się wojny, południowe i wschodnie kresy dawnej Rzeczypospolitej były regularnie grabione przez najazdy tatarskie czy moskiewskie. W dawnych pamiętnikach możemy znaleźć zaskakujący obraz budownictwa na kresach. Przybysz ze statecznej Wielkopolski z zaskoczeniem odkrywał, że dwory szlacheckie budowane są byle jak, wyglądają gorzej niż chłopskie chaty w poznańskim, za to wszyscy ludzie, nawet Cyganie i Żydzi, chodzą uzbrojeni. W tak niespokojnych warunkach nie opłacało się za bardzo inwestować w domy, które łatwo mogły paść ofiarą napadu i pożaru, warto było natomiast inwestować w broń. Procesowi budowania bogactwa nie przysłużyły się również nasze późniejsze dzieje – wojny napoleońskie, zabory i powstania narodowe. Jedną z form karania społeczeństwa były konfiskaty majątków. W ten sposób wiele dworów szlacheckich, gniazd rodzinnych, które od wieków przechodziły w spadku z pokolenia na pokolenie, trafiło w ręce zaborczych rządów. Fatalne okazały się obie wojny światowe, które dotknęły nasz kraj w XX wieku. Po zakończeniu II wojny w Polsce zapanował komunizm, a wraz z nim specyficzne podejście do własności prywatnej. Przez kraj przetoczyła się fala wywłaszczeń, przeprowadzanych na mocy dekretów władzy. To wszystko nie sprzyjało naturalnej tendencji ludzi do tego, by przekazywać swoim dzieciom dom i nieruchomość w spadku. Niemniej taka skłonność, jako zupełnie naturalna, wciąż była, i wielu z nas mieszka dzisiaj w mieszkaniach zakupionych przez naszych rodziców czy dziadków za odkładane z wielkim trudem złotówki, jeszcze w czasach „komuny”.
Nic nie będziesz miał i będziesz szczęśliwy
Zmiana ustroju po roku 1989 zdawała się przywracać normalność, także w kwestii naturalnego, zdawać by się mogło, trendu do przekazywania dzieciom przez rodziców nieruchomości w spadku. Tak też było w latach budowania III RP. Od pewnego czasu możemy jednak zaobserwować nowy, ciekawy trend. Rodzice, i to niekoniecznie ci najbiedniejsi, nie zawsze myślą o tym, żeby zostawić swoim potomkom dom w spadku. W jakiejś mierze wynika to z tego, że sami nie zawsze taki dom mają. Coraz częściej bowiem ludzie, i to ci dobrze zarabiający, decydują się na wieloletnie wynajmowanie mieszkania zamiast kupowania siedziby na własność. Można powiedzieć, że nie jest to całkowita nowość, przed wojną w Warszawie znaczna część mieszkańców nie miała własnych mieszkań, lecz wynajmowała je od właścicieli kamienic. Przeprowadzano się od czasu do czasu a to do mniejszego, a to do większego lokum. Podobna tendencja istnieje w Stanach Zjednoczonych i to od lat. Jest ona związana ze sporą ruchliwością społeczną na terenie tego wielkiego kraju. Ludzie znajdują lepszą pracę, lepsze warunki życia często na drugim krańcu kontynentu i przenoszą się tam, bez żalu porzucając wynajmowany do tej pory dom. Teraz jednak możemy zaobserwować zupełnie nowe podejście, tak samo w krajach zachodniej cywilizacji, jak i w Polsce, gdzie te ogólnoświatowe trendy są dość szybko implementowane. Ludzie coraz bardziej nastawiają się na wynajem wszystkiego – od hulajnóg elektrycznych na ulicach wielkich miast poprzez samochody aż po mieszkania. Jest w tym coś dziwnego i coś niesamowitego zarazem. Rodzice coraz częściej są zainteresowani przyszłością swoich dzieci i dostrzegają potrzebę zainwestowania w nią, ale inwestycja przenosi się ze sfery materialnej w intelektualną czy – szerzej – w obszar zdobywania umiejętności. Zapisuje się dzieci na lekcje kolejnych języków, na zajęcia sportowe, na korepetycje z różnych przedmiotów, ale już się nie martwi za bardzo tym, czy będzie miało własny dom. Przecież zawsze może coś wynająć.
W jakiś sposób wpisuje się ta tendencja w pewien model społeczeństwa przyszłości, postulowany przez Klausa Schwaba i Juwala Noaha Harariego – „Niczego nie będziesz miał i będziesz szczęśliwy”. Nie przywiązywać się do niczego, nie kupować mieszkań ani domów, wszystko wynajmować.
Dziwnym trafem współpracujący nad tym modelem krezusi z Davos sami jakoś nie myślą pozbywać się swoich majątków i zapisują w spadku swe wyspy, pałace i domy…
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 1/2025
/ab