Wojna o historię, awantura o teraźniejszość

2023/02/3
hit
Fot. Marta Karpińska

Minister edukacji i nauki w dniu 8 marca 2022 roku podpisał nowe projekty rozporządzeń, wśród których znalazły się dyspozycje dotyczące wprowadzenia do szkół ponadpodstawowych nowego przedmiotu o nazwie historia i teraźniejszość. Postaram się spojrzeć na problem od strony praktyka, któremu przyszło niespodziewanie – bo dotąd nie miałam ku temu kwalifikacji, choć mam za sobą kilkunastoletni staż nauczania historii – uczyć tego przedmiotu w szkole ponadpodstawowej.

Kilka uwag wstępnych

Na początek ważna informacja: nauczyciel pracuje w oparciu o dokumenty, a nie podręcznik, który jest tylko pomocą dla uczniów. Dobierając go, bierze pod uwagę wszystkie za i przeciw związane z potrzebami osób mających się z niego uczyć. Pod tym względem muszę przyznać, że dopuszczony do użytku szkolnego w lipcu tego roku, napisany przez prof. Wojciecha Roszkowskiego, a wydany przez wydawnictwo Biały Kruk podręcznik jest w przeciętnej szkole mało przydatny. Po pierwsze, ma ubogą obudowę dydaktyczną, jest przeładowany, a przede wszystkim miejscami słabo koresponduje z podstawą programową przedmiotu. Dodam, że dysponuję wersją zmienioną (ta bez śladów interwencji kosztuje już podobno 600 zł!), z której wykrojono co bardziej pikantne – z punktu widzenia dyskusji publicznej – fragmenty. To zresztą jeden z argumentów, który mnie przekonuje, że komuś po prostu zależało na wywołaniu awantury kosztem środowiska szkolnego. Jeśli jej celem było rozprowadzenie wielkiej ilości tytułu prof. Roszkowskiego, to został on osiągnięty – podręcznik rozszedł się jak świeże bułeczki, a wraz z nim ma szansę upowszechnić się świetna narracja, którą się czyta jednym tchem. Przy okazji można nabrać pełnego oglądu przyczyn, dla których nasza trudna współczesność ukształtowała się tak, a nie inaczej. Ktoś napisał w jednym z komentarzy, że zazdrości naszym uczniom, bo dzięki temu mogą się uczyć „prawdziwej historii”, a nie tej zakłamanej, w PRL-owskiej szkole wtłaczanej do mózgów jak papka.

Baza

Nauczyciela interesuje przede wszystkim podstawa programowa przedmiotu, którego naucza, oraz przygotowany na jej bazie, najczęściej przez wydawnictwo oświatowe, program nauczania. Warto więc najpierw spojrzeć, jakie właściwe cele uczącym i nauczanym historii i teraźniejszości stawia ministerstwo. Uderza przede wszystkim bardzo nowatorskie potraktowanie strategii procesu dydaktycznego przy pomocy klasycznych wartości prawdy i dobra. Celem kształcenia pozostaje wdrożenie ucznia do obiektywnej oceny otaczającej nas rzeczywistości i przyjęcia przez niego postawy aktywnego uczestnika, gotowego do realizowania zgodnych z tą oceną kierunków działań. To niezwykle twórcze novum w polskiej szkole, myślę, że niesłusznie pomijane w naszej debacie. O wiele łatwiej poruszyć emocje, bazując na straszeniu indoktrynacją i stosowaniem technik manipulacyjnych. Oczywiście, należy się zawsze zastanowić nad desygnatami stosowanych pojęć, ale tu twórcy zdają się opierać na kryterium obiektywizmu i pewności poznania, zatem odnoszą się do sprawdzonych wzorców filozofii i to powinno nam, tj. nauczycielom i rodzicom, którym zależy na przyszłości młodych, wystarczyć. Nowy przedmiot ma ich nauczyć funkcjonowania w nowoczesnym społeczeństwie. Pozwala im przy tym dostrzec korzenie i drogi kształtowania się narodu, sposoby realizowania jego celów w państwie. Adepci historii i teraźniejszości powinni poznać istotę prawa ze wskazaniem jego naturalnych podstaw, co w dobie niekwestionowanej pozytywistycznej koncepcji prawa wydaje się wręcz rewolucją myślową. Dlaczego nie słychać oburzenia na ten pomysł? Bo pewnie nie ma wielu dyskutantów zainteresowanych podstawą programową nowego przedmiotu, a może łatwiej rozmyć jego istotę w medialnej szklance wody, tak by nikt już nie wiedział, o co chodzi.

Jak przeskoczyć mur?

Problem z HiT-em jednak, moim zdaniem, tkwi w utopistycznym – a więc nieuwzględniającym klasycznych cech prawdy – potraktowaniu procesu dydaktycznego nie tylko tego przedmiotu, ale i historii, i wiedzy o społeczeństwie, którą pozostawiono na poziomie rozszerzonym na ostatnim etapie edukacji zapewne po to, by za trzy lata przeprowadzić z niej egzamin maturalny. Przede wszystkim trzeba wskazać brak przygotowania ucznia klasy pierwszej szkoły ponadpodstawowej do przyjęcia rozbudowanych treści odnoszących się do historii Polski, Europy i świata po 1945 roku. Założenie, że ma on podstawy wiedzy nabytej we wcześniejszych etapach edukacyjnych, jest tak samo chybione, jak w przypadku programów historii w wygaszonych dziś gimnazjach. Sprawdziłam – nie ma. Przede mną cel w postaci wdrożenia uczniów do oceny funkcjonowania Polski za „żelazną kurtyną”. Ale jak to zrobić, gdy w podstawówce zaledwie liznęli wiedzy o polityce ZSRR po II wojnie światowej i nie mnie dociekać, dlaczego nie udało się pozostawić w ich głowach trwałego śladu po tej wiedzy. Ja zmagam się z murem, który nie wiem, czy przeskoczę, czy będę musiała go długo obchodzić. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że uda się to dopiero pod koniec kursu historii, bo jej podstawa przewiduje wprowadzenie tych samych treści gdzieś w czwartej klasie. Nie martwię się na razie okrojeniem ilości godzin tego przedmiotu – liczę na własną kreatywność, konsekwencję, no i, optymistycznie rzecz ujmując, owocną współpracę z moimi uczniami. Ale po co robić coś dwa razy – i to w tak niezsynchronizowany sposób? Nie wiem. Po drugie, budzi mój niepokój uwzględnienie w treściach nauczania obydwu przedmiotów, zarówno historii, jak i HiT-u, wydarzeń mających miejsce w drugiej dekadzie XXI wieku. To błąd merytoryczny, wszak oceniamy procesy z punktu widzenia uczestników i obserwatorów bieżących, a nie historyków dysponujących wiedzą o skutkach tychże procesów. Abstrahuję przy tym od przyjętych kryteriów ich oceny, ponieważ są one bardziej przedmiotem bojów tzw. prawicy i tzw. lewicy polskiej sceny politycznej, niż spokojnej debaty nad sposobami skutecznego i trwałego kształtowania postaw patriotycznych i obywatelskich wśród młodzieży. Wspomniany błąd stałby się atutem, gdyby nowy przedmiot nazwano dla przykładu „wiedzą o Polsce i świecie współczesnym” i nie zmuszano młodzieży do dodatkowej nauki historii, pozostawiając historykom przekaz historyczny i wdrożenie do obiektywnej oceny procesów dziejowych w przewidzianym okresie cyklu edukacyjnego, a przy tym, by ułatwić młodym spojrzenie na współczesność, wprowadzono by pożądane treści w późniejszych klasach szkoły ponadpodstawowej. No, ale u nas wszystko musi się dziać naraz, szybko i trochę bez namysłu nad całością.

Cel (chyba) poza horyzontem

Bazując na podstawie programowej, Biały Kruk i Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne przygotowały programy nauczania nowego przedmiotu. Te ostanie podjęły się w sposób karkołomny przynajmniej częściowego rozwiązania problemów, które pozwoliłam sobie dość pobieżnie wskazać. Otóż, w dołączonym do programu rozkładzie nauczania umieszczono dział wprowadzający, który jest zwykłym przeniesieniem z wiedzy o społeczeństwie podstawowych treści dotyczących funkcjonowania człowieka w grupach różnego typu, by przejść w miarę suchą stopą do nauki o rzeczywistości powojennej. Aby to sobie ułatwić, twórcy programu w trzech (sic!) jednostkach lekcyjnych postanowili przeprowadzić ucznia przez procesy zjednoczeniowe Włoch i Niemiec, zawieruchę I wojny, historię II Rzeczypospolitej i powstanie totalitaryzmów XX-wiecznych. Wszystko po to, by zrealizować cel w postaci wskazania cech cywilizacji łacińskiej w Europie. Cel piękny, ale dobrymi chęciami… Za to autorzy programu realizowanego w podręczniku prof. Roszkowskiego ten krok wdzięcznie pominęli, zapewne zakładając, że uczeń po prostu wie, że ma do czynienia ze współczesnym społeczeństwem, więc oceniając jego funkcjonowanie, będzie bazował na własnym doświadczeniu. Być może zresztą, całkiem słusznie, wyszli oni z założenia, że by „przerobić” wszystkie treści przedkładanego programu w trakcie 60 jednostek lekcyjnych, może nie starczyć czasu. A do tego przecież trzeba, a na pewno warto, uwzględnić kilka godzin na wycieczkę do miejsc, gdzie historia narodu zostawiła swój szczególny ślad.

By położyć na koniec jakiś ładny akcent, muszę uczciwie i mocno podkreślić, że sama koncepcja spojrzenia na ojczyste dzieje poprzez wartości cywilizacji łacińskiej nadaje nauczaniu tego przedmiotu jakiś głęboki sens i logikę, której tak bardzo poszukiwano w ostatnich latach. Zgadzam się całkowicie z poglądem, że wyrobienie w uczniach kompetencji do oceny procesów współczesnych domaga się nabycia przez nich rzetelnej wiedzy o przeszłości. Jako społeczeństwo i jako naród potrzebujemy ich krytycznej miłości do ojczyzny. Nie ulega też wątpliwości, iż to właśnie szkoła dźwiga na sobie największy ciężar tego dzieła. Póki co awantura wokół HiT-u przysporzyła temu przedmiotowi niepotrzebnych wrogów. Najbardziej martwi usztywniona postawa młodych i ich rodziców, którzy zgłaszają sprzeciw wobec zakupu podręcznika tylko dlatego, że kojarzą go z medialną rozróbą. Bałamutne komunały, a często kłamstwa powtarzane na wielu łamach, choćby publikowane przez ZNP – zasadniczo zainteresowane wyłącznie tym, by zawsze było gorzej, niż jest – prowadzą do podziału środowiska nauczycielskiego. A przecież wszyscy powinniśmy mieć z tyłu głowy słynne zdanie z aktu fundacyjnego Akademii Zamojskiej: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Dodajmy: oby to kształcenie było przemyślane, inspirujące, przygotowujące do śmiałego osądu świata i jego zmiany na lepsze.

Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 1 | styczeń-marzec 2023

 

/ab

CCH 0574 kadr

dr Anna Sutowicz

Historyk Kościoła, publicystka.
Członek Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#Historia Polski #historia #szkoła #edukacja #Historia i Teraźniejszość #opinia #dr Anna Sutowicz #patriotyzm
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej