Widząc krzątającą się wśród rozmaitych posług Martę i porównując jej zaangażowanie z przysłuchującą się nauce Jezusa, jej siostrą Marią, możemy mieć uzasadnioną wątpliwość, która z nich postępuje właściwe. Z jednej strony słuchać Jezusa to rzecz bezcenna, ale z drugiej strony posługa wobec bliźnich to sprawa, którą Mistrz niejednokrotnie stawia na pierwszym miejscu. Tymczasem w tej konkretnej sytuacji Jezus chwali postawę zasłuchanej Marii.
Czyżby Jezus chciał zwrócić uwagę, że to On jest najważniejszy i nie ma spraw ważniejszych od Niego, nawet posługa drugiemu człowiekowi. Ta rysująca się sprzeczność jest jedynie pozorna. Jezus ma prawo postawić siebie na pierwszym miejscu, jest bowiem Mistrzem i Panem, ale gdzie zatem miejsce na aktywną działalność na rzecz drugiego człowieka. Czyżby Jezus odwracał się od swych własnych słów - cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili?
Jest taka pokusa w życiu wspólnoty Kościoła, aby odczytywać jego misję wyłącznie w kontekście aktywności i podejmowanych działań charytatywnych i pomocowych. Sprawdza to Kościół, niejednokrotnie w sposób niezamierzony do roli instytucji dobroczynnej, gdzie miarą dobrze spełnianego obowiązku jest zaangażowanie na rzecz potrzebujących. Pomoc wobec bliźnich jest oczywiście rzeczą niezwykłej wagi i jest godna pochwały, ale zredukowanie wspólnoty uczniów Chrystusa do roli aktywistów, filantropów i działaczy społecznych do niczego dobrego nie prowadzi.
Jezus w dzisiejszym fragmencie Ewangelii, chwaląc Marię i jej zasłuchanie w Jego naukę, nie tyle podważa aktywność Marty, co ukazuje kolejność i ważność podejmowanych działań. Dopiero wówczas, kiedy chrześcijanin posłucha słów Chrystusa i zrozumie czego Pan od niego oczekuje, będzie mógł skuteczniej i pełniej nieść pomoc potrzebującym, ujmując ją kompleksowo, nie ulegając pokusie zawężenie jej tylko do spraw doczesnych i materialnych. Jezus daje nam pełne i całościowe spojrzenie na człowieka i jego potrzeby, wyposażając nas w konkretne narzędzia, aby wychodzić do bliźnich.
Nie chodzi tu bynajmniej, aby głodnemu człowiekowi głosić przesłanie wiary, zamiast go nakarmić, ale o to, aby wyjść do niego z całym sercem, zainteresowaniem jego potrzebami, zaradzając od tych najpilniejszych, po te, które pomogą mu rozwijać człowieczeństwo i wzrastać w wierze i miłości.
/mm