Tłum wielki idzie za Jezusem i słucha Jego przepowiadania, a znajdują się na pustkowiu, gdzie trudno o dostęp do żywności. Uczniowie zapytani przez Niego skąd kupić chleb do wykarmienia tak ogromnej rzeszy ludzi, próbują problem przekalkulować po ludzku. Mają tylko 200 denarów, a to zdecydowanie za mało. Wreszcie Andrzej, brat Piotra zauważa, że jeden chłopiec ma pięć chlebów i dwie ryby. Dosłownie kropla w morzu potrzeb. Tymczasem okazuje się, że to zupełnie wystarczy. Jezus czyni „cud obfitości”.
Jezus rozmnaża tą niewielką ilość pokarmu. Czyni to błogosławiąc i odmawiając modlitwę dziękczynną. Rozmnożony pokarm nasycił każdego z obecnych, aż jeszcze zebrano dwanaście koszy ułomków. Zwróćmy uwagę na bardzo ważny element. Jezus nie stworzył pożywienia z niczego, chociaż mógł to uczynić, ale bazował na tych naturalnych zasobach, które miał przy sobie jeden chłopiec. To jest bowiem metoda Pana Boga – nie daje nam cudu podanego niejako „na talerzu”, ale wymaga zaangażowania człowieka. Chce mieć z człowiekiem przymierze współpracy i tym samym współtworzenia rzeczywistości. To znaczące wyróżnienie dla nas ludzi – współdziałać z Bogiem.
Mamy liczne plany, zamiary, ambicje aby zmienić siebie i otaczającą nas rzeczywistość, ale bardzo często się poddajemy i wycofujemy, bo dostrzegamy, że prawie wszystkiego nam brakuje do realizacji naszych celów. Nie jesteśmy pewni, czy droga którą kroczymy jest słuszna i czy wystarczy nam zasobów potrzebnych do realizacji naszych zamiarów. Oczywiście mamy prawo wahać się, czy to co robimy jest zgodne z wolą Boga, ale zwróćmy uwagę czego w tym kontekście uczy nas dzisiejsza Ewangelia. Jezus zanim zaczął rozdawać chleb i ryby odmówił dziękczynienie. Pomodlił się. Za co dziękował Bogu? Za to że ma moc rozmnażania pokarmu? Nie, On dziękował za tą skromną ilość żywności, którą miał ze sobą jeden z chłopców.
Ta bowiem niewielka ilość pokarmu stanowiła ten ludzki zalążek cudu, który miał się dokonać. Także postawa chłopaka, który spokojnie mógł te pięć chlebów i dwie ryby zatrzymać dla siebie. Dla niego by wystarczyło, ale on pomyślał o innych, ryzykując, że dla niego nie pozostanie prawie nic. Oto zasada udzielania się i pomnażania dobra. Moje niewiele co mam, stając się darem dla innych nieustannie się pomnaża i w ostateczności każdy jest zaspokojony, a jeszcze pozostaje więcej niż byśmy oczekiwali.
/kl