Do Domu Pana odszedł po wieloletniej chorobie śp. Jerzy Marlewski, człowiek, którego, jak mówi jego żona Lidia, „trudno było nie kochać”. Kto poznał Jerzego, ten musiał przynajmniej go polubić.
Kard. Stefan Wyszyński powiedział: „człowiek to największy dar Boga dla ziemi”, takim darem dla mnie stał się 35 lat temu nasz ukochany Jerzy. Kiedy go poznałam, był wielkim dyrektorem ogólnopolskiego Wydziału Kultury Stowarzyszenia PAX, a ja zaczynałam pracę w Stowarzyszeniu i poznawałam ludzi, z którymi miałam współpracować. Kiedy weszłam do Jego gabinetu, przywitał mnie skromny, pełen ciepła, uśmiechnięty człowiek, zaczęliśmy rozmowę i zapomnieliśmy o całym świecie. Była to równa, partnerska rozmowa, w której kreśliliśmy strategię na wiele lat współpracy mimo, że dopiero się poznaliśmy, a już wtedy coś połączyło nasze drogi. Od tego momentu nasza znajomość pomału przeradzała się w przyjaźń.
Różnie potem toczyły się nasze losy, ale zawsze utrzymywaliśmy kontakt. Nasza przyjaźń rozkwitła, kiedy Jerzy zaczął pracę w Oddziale Mazowieckim już Stowarzyszenia „Civitas Christiana” - wspomagał wtedy mnie i nasz Oddział na każdym kroku. To był piękny czas, wiele rozmów, spotkań, dyskusji, telefonów, e-maili. Kochaliśmy Jego, a On nas. Dla każdego miał szacunek i serce otwarte, aż dziw jak On nas wszystkich w tym swoim serduchu pomieścił. Ludzie w Ostrołęce pokochali Go, dziś piszą do mnie: „odszedł wspaniały człowiek”, „to był naprawdę dobry człowiek”, „dlaczego On, to taki wspaniały człowiek”, „takich ludzi jak On trudno będzie zastąpić”, „to był prawdziwy przyjaciel” itd. ...
Były też dla Jerzego trudne chwile kiedy zaginęła Jadwiga - jego żona, której poszukiwał przez wiele lat, by móc ją wreszcie godnie pochować, kiedy opiekował się starszą mamą przez wiele lat leżącą w łóżku i musiał godzić pracę z opieką, a potem pogodzić się z jej stratą. Wtedy to my wspomagaliśmy Go jak tylko potrafiliśmy. Po chwilach słabości, Jerzy podnosił się, by znów wspomagać innych.
Pamiętam jak ja miałam trudne chwile, wtedy Jerzy obsypywał mnie e-mailami z filmami o pięknie przyrody, o kwiatach, które kochałam, jakieś piękne pieśni, a czasami były to żarciki, by mi poprawić humor. On zawsze wiedział, czego potrzebuję.
W ostatnich czasach nie ze wszystkim potrafił sobie poradzić, bolało Go wiele spraw społecznych, dotyczących Kościoła czy polityki, często brutalnej. Pisał wtedy do mnie z zapytaniem co o tym sądzę, a ja jak potrafiłam tłumaczyłam mu, że niestety ten świat nie jest taki piękny jak byśmy chcieli, że to nasza ludzka niedoskonałość niszczy piękno i dobro, a nawet miłość. Z bólem serca przyznawał mi rację, choć wiem, że w Jego marzeniach ten świat miał być zupełnie inny.
Na wstępie napisałam, że Jerzy to przyjaciel każdego człowieka, i to prawda. Dla każdego miał czas, zrozumienie, dobre słowo, nikogo nie osądzał, każdemu dawał kolejną szansę, o każdego zabiegał i losem każdego się przejmował. Kiedy inni widzieli w kimś już tylko samo zło, Jureczek dopatrywał się dobra i dzięki tej Jego dociekliwości i sercu wielu ludzi odbiło się od dna, powróciło do normalnego życia. Nie chcę być posądzona o infantylność, ale Jerzy był człowiekiem z sercem na dłoni, otwartym dla każdego i dlatego tak bardzo będzie nam Go brakowało.
Drogi Przyjacielu, dzisiaj żegnamy Ciebie, ale pamięć o Tobie pozostanie w naszych sercach na zawsze, bo takich ludzi jak Ty, po prostu się nie zapomina.
Odpoczywaj w pokoju!
Mariola Kusiak