Ostatnio głośno zrobiło się o tym, że Ukraina pragnie należeć do Unii Europejskiej. Jeszcze wcześniej jasno artykułowała, że chciałaby należeć do NATO. Obie te instytucje są od siebie formalnie odrębne, łączy je jednak pewna „zachodniość”.
Co prawda cywilizacja Zachodu, którą mógłbym określić za Feliksem Konecznym łacińską, znajduje się w stanie upadku, więc trudno mówić o tym, że kraje UE łączy coś więcej niż interesy, a i to wątpliwe. Niemniej coś jest na rzeczy – być może pamięć tego, co Europę budowało, jakiś palimpsest, atawizm, którego nie udało się wyrwać z zakamarków duszy Europejczyka – chociaż to „coś” jest coraz słabsze. Niemniej Ukraina chce…
Co musiałaby zrobić? Na pewno wyzwolić się kręgu pojęć cywilizacji bizantyjskiej, czy turańskiej. Z pewnością powinna szybko tworzyć ze swojego społeczeństwa naród oraz działać tak, by odłączyć się mentalnie i symbolicznie od moskiewskiego rdzenia. Nie wiem czy kiedykolwiek gdzieś o tym wspomniałem lub mówiłem. Ale czy nie warto by było, żeby Ukraińcy zaczęli swą przemianę np. od języka, a właściwie od sposobu jego zapisu? Brzmi surrealistycznie i futurystycznie, ale myślę, że sposób pisania mógłby być doskonałym symbolem zerwania. Nic na siłę, może cała rzecz jest absurdalna, ale niech ktoś to zaproponuje, to mogę być ja. Jeżeli pomysł do nikogo ważnego nie dotrze, albo nie będzie chętnych na jego realizację, to przynajmniej będę miał czyste sumienie.
Obecny alfabet ukraiński wywodzi się z cyrylicy. W wieku XIX i XX Rosjanie próbowali go całkowicie, że się tak wyrażę, zunifikować, ale nie do końca się to udało. Jakieś dywagacje na temat wprowadzenia alfabetu łacińskiego, jako formy zapisu języka ukraińskiego, podobno tu i ówdzie się pojawiają. Do niedawna nie miały one ponoć zwolenników, ale ostatni czas, jak się wydaje, wszystko przemodelował. Agresja rosyjska wydaje się być dla okcydentalistów ukraińskich, jeśli tacy są, a chyba tak, okazją do poważnej dyskusji i walki o zmianę. Nie jest to wcale rzecz całkiem nowa – w latach sześćdziesiątych XIX wieku, tworząca się Rumunia zrezygnowała z cyrylicy i przeszła na alfabet łaciński. Jeszcze ciekawiej rzecz się przedstawiała w Turcji, gdzie w końcu lat dwudziestych ubiegłego stulecia zrezygnowano z alfabetu arabskiego i również przyjęto zapis łaciński. Zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku, był to przejaw okcydentalizacji, a jednocześnie sygnał dla społeczeństwa, komunikujący mu, w jaką stronę ma zmierzać kultura i mentalność. Decyzje takie zawsze są trudne, mogą generować opór, wywoływać poczucie zerwania z historią, ale w tym wypadku byłyby symbolem jeszcze bardziej czytelnym. Oczywiście nie wiem czy Ukrainie dane będzie w ogóle móc o tym myśleć, ale co mi szkodzi zaproponować.
/mdk