W mediach aż huczy, od kiedy do sieci dostały się nagrania z rekolekcji dla młodzieży, jakie rozpoczęły się 27 marca w jednej z toruńskich parafii. W krytyce tychże zjednoczyły się przeróżne frakcje światopoglądowe, a prowadzący je świeccy ewangelizatorzy z Grupy ELO stali się chwilowo najsłynniejszymi polskimi rekolekcjonistami. Nie wiem tylko, czy inne parafie zdobędą się na odwagę, żeby ich zaprosić.
Kobieta w obroży na szyi, rozebrana w trakcie rozgrywającej się scenki do bielizny i koszuli, z twarzą w upokarzającym geście wciskaną przez mężczyznę w psią miskę, zamknięta w klatce, wyzywana od dziwek i szmat, plus sceny picia alkoholu i wykrzykiwany histerycznym głosem jednej z ewangelizatorek komentarz, odnoszący przedstawiane sceny do życia uczestniczących w wydarzeniu uczniów. Rekolekcje przebiegają pod hasłem WAKE UP (Obudźcie się) i faktycznie – trudno byłoby podczas nich przysypiać, pytanie tylko, do czego konkretnie obudziły one młodych uczestników.
Organizatorem tego, zaplanowanego na trzy dni przedsięwzięcia, jest Wydział Katechetyczny Kurii Diecezji Toruńskiej, którego dyrektor przeprasza, bo prowadzących „trochę poniosły emocje”. Czy tutaj jest klucz do zrozumienia całej tej bulwersującej sytuacji? Do rozemocjonowanej z racji na wiek młodzieży postanowiono przemawiać językiem emocji, żeby – no właśnie co? – za pomocą wstrząsu pobudzić ich wiarę, skłonić do refleksji nad kondycją moralną, czy duchową? Nie potrafię sobie wyobrazić, co konkretnie chciano takimi środkami uzyskać i trochę straszno myśleć, co w efekcie uzyskano.
Oglądając filmiki nagrane przez uczniów uderzyło mnie, że całe to szokujące przedstawienie miało miejsce w prezbiterium i na stopniach do niego prowadzących. W miejscu celebracji Najświętszej Ofiary zaprezentowano scenki, przypominające jako żywo lewackie prowokacje, które zdarzają się w kościołach na Zachodzie, albo gorszące sceny z niemieckich świątyń, gdzie ewangelizacyjne przedstawienia w miejsce nabożeństw, czy integrujące wiernych potańcówki już mało kogo dziwią. Zresztą i u nas mieliśmy pokaz mody w kościele, a bardzo różnego typu koncerty stały się normą. Coś dzieje się nie tak z poczuciem sacrum miejsca.
Wracając do meritum – od dawna odnoszę wrażenie, że w Kościele podejmowane są próby dotarcia do ludzi młodych za pomocą ich języka i innych, dopasowywanych na siłę środków. Ostatnio słyszałam o rekolekcjach dla dzieci prowadzonych przez księdza językiem Fortnite’a (dla niewtajemniczonych – gra typu „strzelanka”). Nawiasem mówiąc dzieci były zbulwersowane. Takich pomysłów „trafionych jak kulą w płot” jest całkiem sporo. A może wystarczyłoby z wiarą i autentycznie robić swoje? Przyjąć za wskazówkę radę, jaką dla rodziców i dziadków mają pedagogiczne autorytety, by do małego dziecka mówić językiem dorosłych, bez zdrabniania i wysilania się na jakiś specjalny sposób porozumiewania. To najlepsza metoda, by nauczyło się poprawnie mówić i zrozumiało świat. Stąd mój apel do duchownych i świeckich ewangelizatorów – nie gadaj jak nastolatek jeśli jesteś dorosły, nie odgrywaj menela skoro nim nie jesteś. Nie gwiazdorz. To prawda pociąga i wyzwala.
/mdk