Wielkimi krokami zbliża się okres wakacyjny, zapewne większość z nas ma już zaplanowane najbliższe miesiące, może niektórzy złapią jakieś last minute. Pośród obieranych kierunków są i te związane z jakimś sanktuarium bądź miejscem powiązanym z którymś świętym. Taki też program jest proponowany przez wiele biur podróży, ale bywają i egzotyczne kierunki wylotów, dalej zwane pielgrzymkami, więc może warto sobie uświadomić, że ten rodzaj praktyki modlitewnej to coś znacznie więcej niż przekroczenie wrót znanego kościoła.
Podstawowa różnica opiera się przede wszystkim o wewnętrzną dyspozycję, a zatem pielgrzymka nie dzieje się sama, ją trzeba zaplanować, obrać konkretny cel i intencję, ale nie na zasadzie, że „moją intencją jest zobaczyć Fatimę”, lecz na przykład: „moją intencją jest osobiste nawrócenie”. Już u początku, w momencie samego planowania, mamy pierwszy aspekt. Odwracając nieco sytuację, po powrocie z tygodniowego zwiedzania Rzymu i okolic, w trakcie którego zobaczyliśmy z przewodnikiem Bazylikę świętego Piotra, nie wiem, czy na miejscu byłoby szczycenie się z pielgrzymki do stolicy świata chrześcijańskiego. Oczywiście i tak ostateczny osąd, jaki charakter miała wyprawa, i tak należy pozostawić sumieniu.
Teraz może wbiję nieco mocniejszą szpilkę, otóż trzeba pamiętać, że pielgrzymka winna mieć również aspekt… pokutny. Proponuję przyjrzeć się planom biur podróży oferujących turystykę religijną, czy jest w którymś punkcie informacja na przykład o poście? Z mojego oglądu raczej śmiem stwierdzić w drugą stronę, iż prędzej znajdzie się pokusa nieumiarkowania pośród stołów all inclusive, już nie mówiąc o planowanych degustacjach lokalnych trunków, co także można znaleźć pośród ofert. Niewątpliwie ilość robionych kroków w trakcie oprowadzania przysporzy nieco zmęczenia, ale dalej patrz: punkt pierwszy – chodzę, bo ładne freski, czy z powodu pobożności? Charakter pokutny jednak nie jest celem samym w sobie, on ma nas prowadzić do głębszego nawrócenia przez oczyszczenie i właśnie metanoia powinna być najlepszą spośród pamiątek, jakie przywieziemy. Poza licznymi różańcami, figurkami i obrazkami, które są dodatkowym bagażem, z pielgrzymki powinno się wrócić także nieco lżejszym na sercu, nawet bardziej niż w portfelu.
Piękną praktyką jest zatrzymywanie się na nawiedzenia. Gdy podróżuje się grupowo, to jest to raczej ciężkie do realizacji, natomiast indywidualnie, bądź w parę osób, jest znacznie prostsze, ale bez wątpienia warto, a nawet wypada. Może to nieco daleko idąca analogia, ale wyobraźmy sobie, że przychodzą do nas goście, wejdą, zobaczą piękne obrazy na ścianach, jakąś figurkę czy zdobną tapetę i bez słowa wyjdą. Podobnie bywa w kościołach na terenie miast turystycznych, ludzie wchodzą i wychodzą, zupełnie zapominając, kim jest Gospodarz.
Czy jednak może być coś dobrego z wycieczki? Nieco przewrotne pytanie, ponieważ w podróżowaniu nie ma nic złego, chodzi mi bowiem tylko o właściwe pojmowanie rzeczywistości i języka, jaki stosujemy, ale nadal daleki jestem od lingwistycznego puryzmu. Skłaniam się po prostu ku szczerości o sobie samym, żeby nie przypisywać sobie miana pielgrzyma, a podróżnika. No i też należy nadmienić: z prostej wycieczki można też zaznać dóbr duchowych, a przez wypoczynek otworzyć się na Boga!
/ab