Sutowicz: Chińska gra na czas

2023/03/1
AdobeStock 565685707
Fot. Adobe Stock

Przy okazji pierwszej rocznicy inwazji Rosji na Ukrainę jednym z zauważalnych głosów był ten idący z Chin. Państwo Środka, które najwyraźniej od dłuższego czasu znajduje się na kursie kolizyjnym ze Stanami Zjednoczonymi, przedstawiło swój własny plan pokojowy. Generalnie opiera się on na postulacie powrotu do stanu sprzed 24 lutego ubiegłego roku. Miałyby więc strony konfliktu zaprzestać działań wojennych, a świat - pewnie Chińczycy mieli na myśli tą jego część, która zostaje pod wpływem Stanów - miałby powrócić do takiej formy współpracy gospodarczej, jaka miała miejsce jeszcze przed rokiem. Generalnie, gdyby go wprowadzono w życie, opierałby się on na zamrożeniu konfliktu i sprawianiu wrażenia, że go nie ma i nigdy nie było.

Po pierwsze, w kontekście deklaracji jakie padły przy okazji rzeczonej rocznicy ze strony rosyjskiego i amerykańskiego ośrodka siły, a przy okazji samych Ukraińców, ów plan wydaje się być zupełnie nierealny. Po drugie jednak, i to jest chyba kluczowe, same Chiny nie są zainteresowane pokojem, a więc ten dwunastopunktowy – w takiej bowiem formie był on przedstawiany, zbiór postulatów należy traktować jedynie jako kawałek kartki papieru rzuconej do konsumpcji, a nie czegokolwiek innego, mediom i niektórym zachodnim ośrodkom pacyfistycznym. Może dlatego był skonstruowany w sposób tak wyidealizowany, by nikt z głównych graczy nie wziął go na poważnie.

Paradoksalnie wydaje się, że Chiny, bardziej nawet niż Stany Zjednoczone i Rosja, są zainteresowane w jak najdłuższym trwaniu konfliktu. Pisałem o tym kilka miesięcy w temu w kontekście polityki surowcowej m.in. litu, ale powodów do zabiegania o przedłużanie wojny mają one znacznie więcej.

Po pierwsze jak wspomniałem na początku, coraz wyraźniejszy jest kurs kolizyjny między Pekinem a Waszyngtonem. Chodzi zarówno o polityczne losy Tajwanu, jak i wpływy w państwach Dalekiego Wschodu i na wodach Morza Południowochińskiego i szerzej Pacyfiku, przy czym zdaje się, że Chiny traktują swoją dość agresywną ekspansję na tym obszarze jako wstęp do gry bardziej globalnej. Bazują przy tym na antyamerykanizmie części elit tych krajów, co nie zawsze działa, ale musza się posługiwać jakąś ideologią. Nie sposób widzieć w tej polityce nawiązania, choć sami zainteresowani by się za to porównanie obrazili, do budowania przez Japończyków w czasie II wojny światowej tworu nazywanego przez nich Strefą Wspólnego Dobrobytu Wielkiej Azji Wschodniej.

Oczywiście Stany nie mogą na to patrzeć spokojnie i słusznie widzą w tej ekspansji zagrożenie dla swej globalnej potęgi, dokładnie tak samo jak było w czasie II wojny światowej z Japonią, która w międzyczasie przedzierzgnęła się w ich sojusznika. Na pewno na dłuższą metę będzie im trudno powstrzymywać Chiny na tym obszarze i być w tak dużym stopniu zaangażowanymi na wschodnioeuropejskim obszarze działań. Chińczycy to wiedzą i stąd wynika pierwszy powód ich chęci, by wojna z Ukrainą trwała dłużej  …jak najdłużej.

Po drugie Chiny prowadzą politykę budowania swej pozycji na obszarze kontynentu azjatyckiego. Co zdaje się wykorzystują niektóre kraje do niedawna pozostające w orbicie wpływów rosyjskich i próbują przebiegunować swoją pozycję. W pierwszym rzędzie widać to na przykładzie Kazachstanu, ale pewnie wkrótce dotyczyć to będzie również innych krajów Azji środkowej, czyli Uzbekistanu, Turkmenistanu i Tadżykistanu – choć chętnych do rozgrywki jest więcej. Czasami płyną stamtąd również głosy, które mogą budzić niepokój Kremla, jednak jeżeli wojna potrwa dłużej, to pozycja Rosji na tym obszarze będzie słabła.

Jest jeszcze kwestia Syberii, co do której istnieje w Chinach pewien sentyment. Część tej krainy przez długi czas pozostawała pod wpływami politycznymi i kontrolą Chin, tak naprawdę dopiero wiek XIX zmienił tą sytuację. Oprócz sentymentu Chińczycy chcieliby na pewno mieć możliwość kontrolowania przepływu surowców, jakie się na tym obszarze znajdują, a Rosja jest im do tego w zasadzie niepotrzebna. Chyba jest tak, że chcieliby oni, żeby jej pozycja polityczna jako ośrodka siły słabła jeszcze przez kilka lat, by potem mogli wziąć udział w podziale tego, co z niej zostanie. Rzecz jest trudna, ale cywilizacje Dalekiego Wschodu w naturze mają umiejętność czekania.

Czekanie jest dla Pekinu ważne z jeszcze jednego powodu. Na razie, o czym pisałem przy okazji wizyty Nancy Pelosi na Tajwanie, nie pozwolą sobie na otwarty konflikt, ale w ciągu kilku lat mogą próbować zmienić układ, a czy mają na to realne szanse to już kolejne pytanie.

/mdk

Piotr Sutowicz

Piotr Sutowicz

Historyk, zastępca redaktora naczelnego, członek Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#Chiny #USA #Rosja #wojna Ukraina #Tajwan #Azja
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej