Od czasu do czasu w mediach pojawiają się doniesienie o tym co powiedział taki-a-taki emerytowany polityk, czy - co ciekawsze - generał. Czasami te wypowiedzi bywają nawet zabawne.
Na przykład w naszych mediach co kilka dni pojawia się komentarz pewnego emerytowanego generała - nazwiska nie będę przytaczał, bo i po co - który wieszczy, iż najbliższych kilka dni przyniesie rozwiązanie sytuacji w wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Trwa to niemal od pół roku i co? Część obserwatorów jego i jemu podobnych uśmiecha się pod nosem nad powagą tych wypowiedzi, ale znaczna większość zdaje się nie zwracać na to uwagi. Po pierwsze wydaje mi się, że ludzie korzystając z mediów nie pamiętają co czytali trzy dni temu. Po drugie byli politycy i wojskowi mogą mówić różne rzeczy, a ich mocodawcy nie ponoszą za te słowa formalnej odpowiedzialności. W końcu emeryt to tylko emeryt, a że generał …no cóż. Dokładnie odwrotnie rzecz traktuje potencjalny odbiorca - skoro widzi, że generał, to nie skupia się na tym, że emerytowany, tylko na wysokim stopniu wypowiadającego się wojskowego. W ten sposób powstają medialne pasy transmisyjne (określenie mojego autorstwa), które informują lub dezinformują odbiorców w kierunku pożądanym przez ośrodki decyzyjne.
Powyższy wstęp jest może nieco przydługi, ale według mnie konieczny. A teraz przykład z ubiegłego tygodnia, więc w miarę świeży, choć rzecz wcale nie jest nowa. Gen. Frederick Hodges, emerytowany - a jakże - wojskowy, były dowódca wojsk amerykańskich w Europie, na swoim koncie na Twitterze napisał, że „obserwujemy początek końca Federacji Rosyjskiej, w obecnym kształcie”. Dalej swą myśl rozwija w duchu, że „my” - znaczy pewnie NATO, a w nieco skorygowanym znaczeniu pewnie Amerykanie - „powinniśmy” być do tego przygotowani, i dalej: „ponieważ nie byliśmy przygotowani na rozpad ZSRR” – to ostatnie brzmi jak zarzut i chyba takie odczytanie myśli generała jest zgodne z jego wolą – dla mnie ten fragmencik jest najciekawszy, ale nad nim trzeba by się pochylić osobno.
Oczywiście to, że generał coś tam sobie napisał to pikuś, istotne jest, że media to podchwyciły. Skoro uznano to za tak ważne, musi o coś chodzić. Jakie idee mogą się kryć za tymi słowami? Po pierwsze być może zwyczajne chciejstwo – autor i jego środowisko chce by obecna forma państwowości rosyjskiej uległa dekompozycji – tak chyba jest. Może być to również zwyczajne dodawanie drwa do ognia. Pamiętajmy, że od kilku miesięcy w mediach trwa kampania (dez)informacyjna, że Putin jest chory, że na Kremlu trwa walka o władzę, że wkrótce nastąpi nowe rozdanie itd. Obliczone jest to na szerokie oddziaływanie, w tym z pewnością także na sianie niepokoju wewnątrz Rosji. Z drugiej strony, gdybym był symbolicznym Putinem i jako sprawujący władzę czułbym się pewnie, to sam rozpowszechniałbym informacje, o tym, że jest ona zagrożona, a kraj na skraju rozpadu, po to by zmylić przeciwnika. Co bym wówczas zrobił w pierwszej kolejności? Ano stworzył fałszywą sieć informacyjną, w tym udające opozycję media rosyjskie, by pisać o rozwoju sytuacji i dbać o szeroki dopływ takiej wiedzy na Zachód.
Jak więc mamy odczytywać podobne informacje, których tak wiele otrzymujemy codziennie? Ano nijak - winniśmy widzieć, że w temacie ciągle się dzieje – co samo w sobie jest ważne. Widać bowiem, że ktoś tymi kartami gra, a tego czy ma parę dziewiątek czy cztery asy, dowiemy się w swoim czasie.
/mdk