Sutowicz: Wojna wietnamska – niechciane analogie mogą okazać się trafne

2022/09/19
z TrhLCn1abMU unsplash
Fot. Z on Unsplash

Niedawno chwaliłem się w krótkim filmiku, że przeczytam podręcznik prof. Roszkowskiego do HiT-u, żeby móc o nim mówić. Na razie jeszcze nie przeczytałem, ale przeglądam, a jak przeglądam to przypadkiem trafiam na rzeczy, które stają się pretekstem do snucia analogii odnośnie obecnej wojny na Wschodzie. A więc niech będzie, zrobię kolejną analogię, jednocześnie przepraszam tych, których to zaczyna denerwować.

Na kilku stronach podręcznika profesor przypomina np. wojnę w Wietnamie. Tą, która toczyła się w latach 60-tych i 70-tych. Niestety podręcznik ma to do siebie, że nie wyjaśnia wszystkiego, albo robi to bardzo skrótowo. Ponieważ to tylko felieton, nie będę wchodził w szczegóły, jedno jest tu kluczowe - istnienie dwóch państw wietnamskich z granicą na 17 równoleżniku było wynikiem zgniłego, bo innego pewnie nie mogło być, kompromisu między światowymi ośrodkami siły, który groził wybuchem w każdej chwili. W połowie lat sześćdziesiątych konflikt rozgorzał z całą mocą, czego ofiarami stali się Wietnamczycy. Wojna trwała 10 lat i zakończyła się przegraną Amerykanów. Zresztą nie tylko militarną, ale i taką która dokonała się w obszarze kultury masowej, gdzie pod flagą pacyfizmu miał miejsce wielki desant komunizmu na zachodnie społeczeństwa. Ze skutków można było sądzić, że pochód tej ideologii na trwałe zamieni się w marsz zwycięzców. Na szczęście, po kilkunastu latach następne militarne zderzenie imperiów światowych, jakie dokonało się w Afganistanie, odmieniło losy świata. Ten kraj był dla Rosji tym samym czym Wietnam dla Amerykanów – grobem.

Co to ma wspólnego z Ukrainą? Może się wydawać, że niewiele, ale przypominam, że otwarta wojna trwa tu od ponad pół roku, ale jeżeli przyjąć szerszą skalę, to jest ona kontynuacją konfliktu, który zaczął się w roku 2014. Więc rzecz już się trochę ciągnie. Gdyby dziś, albo w jakieś najbliższej przyszłości, doszło do zawieszenia broni, to linia frontu stałaby się 17 równoleżnikiem Ukrainy, a więc nie pozostałoby nam nic innego jak czekać na nowy wybuch. Chociaż jeżeli użyć tu analogii koreańskiej, to tamta strefa rozgraniczenia istnieje od połowy lat 50-tych i chociaż napięcie jest ogromne, to jak na razie otwartej wojny nie ma, choć słowo „na razie” jest tu kluczowe.

Jeśli jednak widzę zarysy analogii między wojną w Wietnamie a konfliktem na Ukrainie, to tak naprawdę chodzi mi jeszcze o coś innego. Biorąc pod uwagę stopniową eskalację konfliktu i jego zaciętość prawdopodobne wydaje się, że będzie on trwał nie rok i dwa, ale na przykład całe dziesięciolecie, stanie się wojną na wyczerpanie nie tylko Ukraińców, ale i mocarstw, które tak naprawdę ją toczą, wraz z przypisanymi sobie blokami państw.

Kto w tej sytuacji będzie Wietnamem Południowym a kto Północnym? Inaczej rzecz stawiając - kto tę wojnę wygra? Mam swoje typy i preferencje, ale w tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę na coś innego. Polska jest niemal na granicy owych gorących wydarzeń i jutro rzecz może nas dotyczyć w stopniu większym niż dziś. Przypominam, że w wojnie wietnamskiej teatrem działań i ofiarami konfliktu padły np. sąsiednie Laos i Kambodża, a skutki, że tak uprzejmie się wyrażę, przewartościowań, jakie zaszły na terenie tych krajów trwają po dziś dzień. To nieco inna, ale bardzo pouczająca historia.

/mdk

Piotr Sutowicz

Piotr Sutowicz

Historyk, zastępca redaktora naczelnego, członek Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#wojna wietnamska #Wietnam #Kambodża #Laos #Korea Północna #Korea Południowa #Ukraina #Rosja #USA #wojna Ukraina
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej