Zbróg: Filmy na jakie czekam

2023/05/2
AdobeStock 225395390
Fot. Adobe Stock

W ostatnim czasie miałem okazję obejrzeć kilka filmów, które można określić katolickimi lub w niektórych przypadkach szerzej: chrześcijańskimi. Część z nich obejrzałem prywatnie, część można powiedzieć, że służbowo – okazją do zapoznania się z nimi było zobowiązanie do napisania recenzji. Z przemyśleń towarzyszących mi podczas tych seansów powstał tekst, który teraz Państwo czytacie.

Nie jest to recenzja poszczególnych tytułów (większości z nich nawet nie wymienię), a raczej zbiór refleksji, choć jedną produkcję potraktuję szczegółowo. Co sprawia, że do określonego rodzaju filmów możemy dodać przymiotnik: katolicki?

Pokazać nawrócenie

Zacznijmy od początku, tzn. od momentu, w którym pomysł na taki tekst pojawił się w mojej głowie. Bezpośrednim powodem była reklama, jaką ujrzałem w social mediach. Była to sponsorowana promocja jednej z dużych platform filmowych, HBO Max. Ja akurat mam tak, że reklamy opłacone szybko omijam, ale tym razem zwróciłem na nią uwagę. Materiał dotyczył bowiem filmu, o którym słyszałem już dawno i tak samo dawno przymierzałem się do obejrzenia go. Chodzi o produkcję Ojciec Stu (ang. Father Stu). Jest to opowieść oparta na faktach, przedstawiająca życie ks. Stuarta Longa, amerykańskiego kapłana, byłego boksera, który w dorosłym życiu przeżył nawrócenie, ochrzcił się i poczuł powołanie. Już jako seminarzysta zachorował na śmiertelną chorobę, która uczyniła go niepełnosprawnym. Zmarł w 2014 roku, do końca posługując, zwłaszcza w sakramencie pokuty i pojednania. Jest to opowieść o tym, że Bóg wyciąga rękę do każdego z nas, a pracownikami Swojej winnicy gotów jest uczynić tych, których po ludzku nie spodziewalibyśmy się w tym miejscu.

To, że chciałem obejrzeć ten film i akurat jego reklama mi się wyświetliła, już na nikim nie zrobi wrażenia w dobie śledzących nas 24 godziny na dobę urządzeń mobilnych. Ale zwróćmy uwagę na zapisane w niej słowa: „Ojciec Stu. Trwaj w wierze z Markiem Wahlbergiem”. Chodzi oczywiście o aktora wcielającego się w tytułową postać. Zapyta Czytelnik: ale co jest takiego niezwykłego w tym haśle? Odpowiadam niegrzecznie, bo pytaniem na pytanie: a kiedy ostatnio mainstreamowy dostawca rozrywki jako swoją reklamę podawał zachętę do trwania w wierze? I to nie jakiejś-tam-wierze, ale tej konkretnej – katolickiej?

Między życiem a reklamą

Co zadecydowało o takim obrocie sprawy? Najprostszą odpowiedzią może być założenie, że to po prostu strategia marketingowa, a tego rodzaju zachęty wyświetlają się konkretnej grupie osób, jakoś związanych z Kościołem katolickim. Możemy pójść dalej i stwierdzić, że jeśli film ma zarobić, to dla inwestorów nie jest ważne, czy jego przekaz będzie dobry, czy zły, czy będzie walczyć z Kościołem, czy nieść przesłanie chrześcijańskie. Dla mnie osobiście zdanie takie mija się z prawdą, wpisując się w grono powiedzonek typu „kapitał nie ma narodowości”. Możemy wreszcie postawić tezę jeszcze innego rodzaju, pod którą – uprzedzam – gotów jestem podpisać się obiema rękami. Jej założenie jest takie, że grupka wierzących osób usiadła, napisała scenariusz oparty na fenomenalnej historii i postanowiła, że bez oglądania się na innych stworzy film tak dobry, że ludzie po prostu będą chcieli go oglądać.

Mark Wahlberg, znany z filmów kina akcji, długo przygotowywał się do roli ks. Stuarta. Na planie przeszedł błyskawiczną metamorfozę, od umięśnionego i wyrzeźbionego boksera do otyłego, zmagającego się z niepełnosprawnością seminarzysty. Jak wspomina w wywiadach, by osiągnąć ten cel, pochłaniał olbrzymie ilości jedzenia. Wahlberg znany jest z zaangażowania na planie filmowym. Nie mniejszą energię wkłada w dawanie świadectwa o swojej wierze. Jest aktywny w mediach społecznościowych, np. niedawno wstawił zdjęcie z pyłem na głowie, który kapłan nałożył mu w Środę Popielcową. Współtworzy także aplikację Hallow, ułatwiającą zagłębienie się w Wielki Post. W produkcję Ojca Stu zaangażował się i jedną z głównych ról zagrał Mel Gibson, znany z zawirowań w życiu prywatnym, ale na poziomie publicznym zachowujący się niczym rasowy neofita. Dla kina katolickiego kamieniem milowym był jego film Pasja.

Trzeba pokazać prawdę

Po tych kilku akapitach formalnością zdaje się stwierdzenie, że polecam ten film. Jest to jednak rzecz wtórna w stosunku do tego, co chcę przekazać w niniejszym tekście. Trzeba bowiem zaznaczyć, że Wahlberg jako pomysłodawca spotkał się z krytyką zarówno środowiska filmowego, jak i części przedstawicieli Kościoła. O ile to pierwsze nie dziwi w kontekście filmu o przekazie religijnym, o tyle drugie jest zaskoczeniem. Skąd wziął się ten problem? Otóż przez mniej więcej pierwszą połowę filmu poznajemy głównego bohatera takim, jakim był przed nawróceniem. Jest tu mnóstwo wulgaryzmów, agresji, życia skrajnie oddalonego od Boga. Wahlberg zorganizował dla swojego biskupa pokaz, po którym usłyszał opinię, że słownictwo zasmuca, ale z drugiej strony pozwala to dostrzec, jak daleką drogę przebył ojciec Stu.

Ja nie muszę być aż tak dyplomatyczny jak ksiądz biskup i stwierdzam, że film po prostu mi się podobał i przemawia do mnie taki sposób opowiadania historii. Pochwała nie jest dla samych wulgaryzmów, dla aroganckiego stylu bycia głównego bohatera. Pochwała jest za to, że jest to autentyczne, nie jest przykryte wyidealizowanym obrazem. Stuart Long zagrany przez Marka Wahlberga jest człowiekiem z krwi i kości, żywo dyskutującym ze Stwórcą, wprost pytającym Go o sens swojej przemiany.

Dlaczego piszę cały czas o tym jednym filmie, skoro na początku zarzekałem się, że nie jest to recenzja? Bo chciałbym widzieć więcej takich produkcji. Nie muszą być wulgarne, bo nie jest to wartość sama w sobie. Ale niech takie będą, jeśli będą opowiadać historię tak właśnie żyjących osób. I niech będą tak samo dobrze zagrane, z pełnym spektrum emocji, które towarzyszą bohaterom. Z takimi bohaterami łatwiej się utożsamiać, gdy widzimy ich jako prawdziwych ludzi, mających swoje wady. Moim skromnym zdaniem, często brakuje tego aspektu w kinie chrześcijańskim. Postaci są tam płaskie. Takim złym przykładem jest dla mnie film Roe v. Wade (pol. tytuł Wyrok na niewinnych). Przy pełnym poparciu dla wymowy tego dzieła muszę stwierdzić, że bardzo mnie męczyło jego oglądanie. Najbardziej z tego powodu, że bohaterów tamtych wydarzeń nie spotykamy w bodaj jakiejkolwiek sytuacji niezwiązanej z obroną życia. Spotykają się ze studentami, idą przez park, jedzą obiad – bez różnicy, i tak wiemy, że będą rozmawiać o aborcji. Ostatecznie i tak dobrze, że ten film powstał i wywołał dyskusję. Ale mógłby zdziałać jeszcze więcej, gdyby zachował swoją wymowę, ale był po prostu lepszy.

Postulat z pozycji widza

Na koniec zostawiam jeszcze jedną rzecz, o której chcę napisać. Jeśli ktoś z Czytelników rozmawiał kiedyś ze mną o kinie chrześcijańskim, to może się domyślać, o czym będzie mowa. Wielką zaletą Ojca Stu jest fakt, że choć opowiada prawdziwą historię, to w żaden sposób nie zbliża się do formuły paradokumentu. Z jakiegoś powodu tego rodzaju twórczość jest mocno związana z kinem chrześcijańskim. I o ile sama w sobie nie jest zła, o tyle trzeba sobie zdawać sprawę z płynących z niej ograniczeń. Według mnie forma taka bardziej nadaje się do utwierdzania osób już przekonanych, do poszerzenia ich wiedzy, podzielenia się ciekawostkami. Nie oczekiwałbym, że porwie tłumy i pozwoli dotrzeć do osób nieprzekonanych lub wrogich Kościołowi. A już z całą pewnością można powiedzieć, że dobry film fabularny, ze znaną obsadą aktorską i świetnym scenariuszem, muzyką itd., ma na to znacznie większe szanse. Sądząc po komentarzach w Internecie, nie byłem jedynym, któremu marzyły się Dwie korony w wersji fabularnej… Kto wie, może się doczekamy? Wielką nadzieją w tym względzie napawa Prorok, który zrywa z elementami dokumentalnymi i historię opowiada „tylko” poprzez znakomitą fabułę. Czekam z utęsknieniem na kolejne tego formatu produkcje.

 

Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 2 | kwiecień-czerwiec 2023

 

/ab

Mateusz Zbrog

Mateusz Zbróg

Politolog, członek Zarządu Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#film #film chrześcijański #film religijny #kultura
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej