Ewangelia ukazuje dziś scenę uzdrowienia trędowatego. Jezus dotyka go i trędowaty zostaje oczyszczony. Tego pod żadnym pozorem nie wolno było robić. Osoby dotknięte trądem były zobowiązane trzymać się z dala od ludzi, a jeśli musieli się zbliżyć, to powinni krzyczeć, że nadchodzą trędowaci. Choroba była bowiem zakaźna i nieuleczalna, a jej przebieg był odrażająco trudny. Zatem i Jezus i trędowaty złamali zasady określone w prawie.
Dostrzec tu możemy wielką odwagę człowieka chorego na trąd. Zaryzykował odrzucenie i napiętnowanie, tymczasem spotkał się z akceptacją, miłością i uzdrowieniem. Jezus złamał prawo i dotknął trędowatego, a przecież wcale tego nie musiał robić. Mógł wyrzec jedno słowo, a uzdrowienie stałoby się faktem. Tymczasem zależało Mu na wyrażeniu miłości do tego człowieka. Trudno nam sobie wyobrazić, jak czuli się trędowaci zepchnięci na margines społeczności i odrzuceni przez ludzi. Być może dla uzdrowionego dużo bardziej zaskakujące, niż samo uzdrowienie, był ów czuły jezusowy dotyk.
Bardzo często używa się obrazu trądu, aby zwizualizować ludzki grzech, który podobnie jak trąd niszczy ciało, tak grzech niszczy ludzkiego ducha. Tutaj także uzdrowienie z grzechu, które dokonuje się w Jezusie, zawiera ów dotyk miłości i akceptacji. Jezus nikogo, kto do Niego przychodzi z prośbą – jeśli chcesz, możesz mnie uzdrowić – nie odrzuca, a odpowiada niezmiennym CHCĘ.
Akurat w tę niedzielę przypada już XXXII Światowy Dzień Chorego. Warto dziś nie tylko pomodlić się za chorych, ale bardziej systematycznie podjąć wysiłek, aby ci chorzy, z którymi mamy kontakt, nie byli izolowani, czy też uprzedmiotowieni medycznie, ale aby zawsze pozostawali w kręgu swoich bliskich i przyjaciół, akceptowani i obdarzani miłością. Zresztą i sami chorzy nie popadają w rezygnację i osamotnienie, ale darem modlitwy, przykładem cierpliwości i pogody ducha nieustannie ubogacają Kościół.
/ab