Radość Jezusa będzie w nas pełna, kiedy będziemy się wzajemnie miłowali i wypełniali Jego przykazania, które ogniskują się wokół praktykowania miłości w życiu codziennym. O miłości mówi się wiele, miłość się wychwala i stawia na piedestale, miłość jest deklarowanym celem życia wielu ludzi. Tymczasem w praktyce codziennego funkcjonowania miłość jest przegadana i rozmyta, miłość jest podziwiana, ale nie naśladowana, do miłości się dąży, ale się jej nie praktykuje. Jezus pokazuje, jak to zmienić.
Nie trzeba być wytrawnym analitykiem i obserwatorem życia, by dojść do tego, że powyższe spostrzeżenia na temat miłością są prawdziwe. Kiedy jednak analityk, krytyk i recenzent ma podać nie tylko diagnozę, ale receptę na zaistniałą sytuację – rozbija się o ścianę niemożności. Problem z miłością polega bowiem na tym, że mało kto jest w stanie zrozumieć, że wszystko bierze się z zasady – Bóg jest miłością, ale miłość nie jest Bogiem! To stwierdzenie jest pozornie wewnętrznie sprzeczne, ale tylko pozornie – ono jest prawdziwe i to prawdziwe do bólu.
Jeżeli z miłości uczynimy Boga i postawimy go na wysokości, zaczniemy czcić, wysławiać i oddawać hołd, będziemy jak poganie, którzy z wartości wyższej uczynili przedmiot uwielbienia. Mało tego, będziemy wielbić rzeczywistość nie do końca określoną i rozmaicie rozumianą przez różnych ludzi. Jeżeli uznamy natomiast, że Bóg-Stwórca jest miłością i stworzył nas w miłości, i zbawia nas z miłości, i uczy nas miłości, wtedy odkryjemy niezawodny punkt odniesienia oraz wzór wszelkiej miłości.
Nagle znajdujemy miłość w Bogu, który sam jest Miłością. Doświadczając Jego miłości na sobie, czujemy się umiłowani i to aż po Krzyż. Ktoś mnie tak ukochał, że nie wahał się oddać za mnie swojego życia. Tym kimś jest Jezus, który w dzisiejszej Ewangelii uczy nas, jak kochać wypełniając Jego przykazania, z których największym przecież jest przykazanie miłości Boga i bliźniego.
/ab