Konferencja „W każdej chwili mego życia wierzę, ufam, miłuję” odbyła się 29 czerwca w Sali Fundacji im. Zofii Kossak w Górkach Wielkich. Konferencja została zorganizowana przez oddział bielski „Civitas Christiana”.
Inicjatorem i pomysłodawcą spotkania z okazji 50. rocznicy śmierci wybitnej polskiej pisarki byli bielscy działacze Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”. Prelegenci przybliżyli postać współzałożycielki Rady Pomocy Żydom „Żegota”, jako kobiety-intelektualistki, matki i żony, zmagającej się z trudami życia w konkretnych okolicznościach społeczno-politycznych komunistycznej rzeczywistości lat powojennych oraz jako więźniarki niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau.
Spotkaniu przyświecały słowa Zofii Kossak wypisane nad jej obozową pryczą w baraku Auschwitz -Birkenau, gdzie podczas wojny była więziona przez 7 miesięcy – „W każdej chwili mego życia wierzę, ufam, miłuję”.
Zofia Kossak-Szczucka, wybitna powieściopisarka, publicystka i działaczka katolicka, przebywała na terenie niemieckiego obozu Birkenau około 7 miesięcy. Zdaniem Teresy Wontor-Cichy, pracownika Centrum Naukowego Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, doświadczenie obozowe, które zmarła 50 lat temu pisarka opisała w książce-wspomnieniu „Z otchłani”, pozwala lepiej zrozumieć straszną rzeczywistość obozową, z jaką stykały się więźniarki deportowane do KL.
53-lenia wówczas Zofia Kossak-Szczucka przebywała w Birkenau od 5 października 1943 prawdopodobnie do kwietnia 1944, czyli około 7 miesięcy. Przywieziono ją w grupie 244 więźniarek, skierowanych prze Sipo u. SD (policja i urząd bezpieczeństwa III Rzeszy) z więzienia na warszawskim Pawiaku. Trafiła do obozu pod konspiracyjnym nazwiskiem Zofia Śliwińska i oznaczona została numerem 64491. Miała wówczas 53 lata.
Jak przypomniała Teresa Wontor-Cichy w referacie poświęconym doświadczeniu obozowemu autorki „Pożogi”, Kossak przebywała w Birkenau na odcinku kobiecym tzw. Frauenlager, gdzie wybudowane były baraki murowane oraz drewniane.
Pisarce wytatuowano numer obozowy na lewym przedramieniu. Otrzymała go podczas procedury związanej z przyjęciem do obozu, przed tzw. kwarantanną wstępną – okresu 2-3 tygodni, podczas których nowo przyjęte więźniarki wypędzano na tzw. łąkę (niem. Wiese), bez źdźbła trawy, pokrytą po deszczach błotem, a w dni upalne kurzem.
„Pozostawały na niej od rana do apelu wieczornego bez jakiegokolwiek posiłku i bez kropli wody do picia. Nierzadko dręczono je bezcelową pracą polegająca np. na noszeniu cegieł tam i z powrotem, czy kopaniu rowów, a następnie ich zasypywaniu. Niektóre więźniarki były zatrudnione przy porządkowaniu terenu wokół baraków, usuwaniu zanieczyszczeń, wynoszeniu zwłok do kostnicy, tłuczeniu cegieł i noszeniu żwiru, którymi potem wyrównywano i utwardzano drogi obozowe, oraz przy dorywczych robotach” – wyjaśniła Wontor-Cichy i zaznaczyła, że Kossak szczegółowo opisała warunki mieszkalne i sanitarne panujące w obozie. Historyk podkreśliła, że w barakach murowanych, w sześciu trzypoziomowych przegrodach miało się pomieścić, zgodnie z wytycznymi SS, około 700 więźniarek, jednak w okresach wzmożonego napływu transportów przebywało w nich nawet ok. tysiąca kobiet.
Kossak-Szczucka pisząc o warunkach sanitarnych obozu, zwróciła uwagę na udrękę, jaką był brak wody i wynikające z tego warunki higieniczne, stale odczuwany głód.
„Nie było studni, łaźni, zamiast ustępów – zwykły rów cuchnący. Przede wszystkim nie było wody. Latem 1942 roku kobiety w lagrze nie myły się po sześć, siedem tygodni; twarze ich pokrywała skorupa potu i kurzu. Odór niemytych ciał stanowił w ciasnych kojach dodatkową mękę. Kolumny pracujące w polu rzucały się na każdą napotkaną wodę – w rowie przydrożnym, w strudze, chłeptały błoto wprost z kałuży, nabawiając się śmiertelnej biegunki” – pisała w swej książce-wspomnieniu.
Kossak, dzięki m.in. temu, że została otoczona opieką przez współwięźniarki, pracowała jako „nachtwacha” w bloku więźniarskim, co dawało jej gwarancję względnego bezpieczeństwa. Do jej obowiązków należało pilnowanie porządku wewnątrz bloku i na zewnątrz oraz wynoszenie kubła z nieczystościami.
Obecność Kossak, już wówczas bardzo znanej osoby, nie uszła uwadze licznych więźniarek. Zasłużona publicystka była w pewien sposób chroniona przez towarzyszki niedoli. Pisarka brała udział w konspiracyjnych spotkaniach, na których czytano wiersze, wygłaszano referaty o historii i literaturze”.
„Pamiętam te piękne dni, kiedy Kossak-Szczucka opowiadała nam przepiękne bajki góralskie, a my wtedy tęsknym wzrokiem spoglądałyśmy na góry, które z Birkenau było dokładnie widać” – wspomina była więźniarka Jadwiga Budzyńska-Magnuszewska.
Jak zaznaczyła Wontor-Cichy, w książce-wspomnieniu z obozu Kossak wielokrotnie porusza temat wiary, pisząc, że „najtrudniejszą do zorganizowania rzeczą w bloku jest modlitwa”.
„Łatwiej o brylanty lub złoto. To nie rzecz przypadku, ale celowa robota. Powiedzenie lagrowe, obiegające wszystkie niemieckie obozy : ‘Tu wolno się modlić tylko do diabła’ jest znane w Birkenau i nieraz cytowane przez władze. Nie znoszą widoku modlitwy, znaku krzyża. Medalik, przemycony w paczce i zauważony, zostaje natychmiast wrzucony do szajsy, a modlące się pognane kopniakiem do pracy” – napisała, poruszona przypadkami więźniarek, które utraciły wiarę na skutek tego, co doświadczyły w obozie.
Kossak była nazywana przez współwięźniarki „Ciocią Zofią” i wielu świadków podkreśliło, że podtrzymywała na duchu inne kobiety. „W 1943 roku urządziła gwiazdkę w obozie, w której uczestniczyło około 80 osób. Przemawiała do nas pięknie, śpiewałyśmy kolędy” – wspomniała Stanisława Rachwał, bohaterka ruchu oporu na terenie obozu, wywiadowca Związku Walki Zbrojnej, Delegatury Sił Zbrojnych Na Kraj i Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”.
Więźniem obozu Auschwitz był także najstarszy syn Zofii Kossak, Tadeusz, aresztowany w Warszawie. Zginął w Auschwitz 17 marca 1943 roku – poinformowała pracownik Muzeum i wyjaśniła, że Tadeusz ukończył Gimnazjum Koedukacyjne im. ks. St. Konarskiego w Oświęcimiu.
„Jego nazwisko figuruje w wykazie absolwentów tego gimnazjum w roku szkolnym 1936/37. O jego śmierci Zofia dowiedziała się dopiero w latach sześćdziesiątych. Cały czas w głębi duszy, wierzyła, że jej syn żyje” – dodała.
Na pytanie o to, jaką formację etyczną prezentowała Zofia Kossak odpowiadał dr hab. Marek Rembierz, historyk idei z Uniwersytetu Śląskiego. Przypomniał w tym kontekście artykuł przedwojenny ks. Stefana Wyszyńskiego, w którym przyszły prymas Polski postulował „wzbudzenie woli indywidualnego postępu duchowego, wolę przekształcenia społeczeństwa przez spotęgowanie swych osobistych wartości” w obliczu nadchodzących zagrożeń totalitarnych.
Naukowiec zwrócił uwagę, jak II wojna światowa wpływała na życie kobiet, które szybko zaangażowały się w różne formy działania. Wyliczał konkretne przykłady zaradności kobiet w sytuacji wojny, ich zdolności samoorganizowania się, począwszy od tego, jak zachowywały się polskie więźniarki w Ravensbrück, które zorganizowały w warunkach obozowych system kształcenia.
„Czas wojny był czasem degenerowania ludzi w zetknięciu ze śmiercią, z upodleniem. Jednak dzięki w dużej mierze pracy kobiet, udało się ocalić nie tylko ich godność, ale także tych, za których one czuły się odpowiedzialne, za których podejmowały troskę. Lata 1939-45 to czas etyki troski w działaniu w bardzo skrajnych warunkach” – podkreślił prelegent. Przypomniał, jak Kossak z narażeniem życia niosła pomoc prześladowanej społeczności żydowskiej.
Historyk literatury i autorka biografii Zofii Kossak, dr Joanna Jurgała-Jureczka skupiła się na tych wydarzeniach z życia pisarki, które były związane z dworkiem w Górkach Wielkich, gdzie zamieszkała autorka „Pożogi” w 1957, po powrocie z przymusowego wygnania, i żyła aż do śmierci.
Publicystka zwróciła uwagę, że Zofia Kossak zachowała ogromny spokój i była, mimo różnych represji, jakie ją spotykały, zawsze wewnętrznie wolna.
„Przeżywszy tyle dramatycznych zdarzeń, mogła być zgorzkniała, mogła mieć pretensje do Pana Boga czy ludzi, ale jednak tak nie było” – zaznaczyła i wyjaśniła, że sala, w której odbywa się konferencja była miejscem, gdzie pisarka przebywała bardzo często. „Można powiedzieć, że ona wciąż tu jest, dzięki temu, że dwór ten został częściowo odrestaurowany” – zauważyła prelegentka i przypomniała, jak wnuczka Zofii Kossak, Anna Fenby-Taylor wspólnie z Fundacją Zofii Kossak postanowiła ożywić istniejące tu muzeum. Jednym z największych sukcesów tego przedsięwzięcia jest adaptacja zabytkowych ruin XVIII-wiecznego dworu Kossaków wraz z otoczeniem na nowoczesne centrum kultury i sztuki.
„O Zofii Kossak wciąż ludzie chcą słuchać. Poprzez słuchanie o niej można trafiać na jej książki. Warto! To była charyzmatyczna kobieta, bardzo silna wewnętrznie i zewnętrznie” – podsumowała Jurgała-Jureczka w swym referacie zatytułowanym „Odejść jak zdmuchnięta świeczka”. Przywołała liczne świadectwa tych, którzy towarzyszyli jej życiu, dla których była natchnieniem, jak choćby Jana Karskiego czy Władysława Bartoszewskiego.
Głos zabrała także Anna Fenby Taylor, wnuczka pisarki. Wspominała, że jej babcia była osobą, która emanowała „niesamowitą wewnętrzną siłą. „Miała w sobie głęboką duchowość i mądrość. To składało się na to, że człowiek miał totalne zaufanie do niej. Jako dzieci, jako młodzież nie czuliśmy się przez nią sądzeni. Stworzyła warunki, w których byliśmy sobą. Nigdy nie była nami zmęczona” – podkreśliła w imieniu ośmiorga wnuków i przypomniała, że jej babcia starała się „zaszczepić wnukom Polskę”.
Uczestnicy konferencji mogli na koniec zwiedzić Muzeum, które oddaje nastrój i klimat dawnego dworu Kossaków. Gospodarzem spotkania był Stanisław Ciupka z oddziału bielskiego Stowarzyszenia Civitas Christiana.
Obejrzyj galerię zdjęć z konferencji:
Fot. Adam Wojnar
mak