11 maja we wrocławskiej siedzibie „Civitas Christiana” w ramach Poniedziałków na Kuźniczej odbyła się debata pod tajemniczym tytułem „Czy jest co świętować?”. Sprawa nie dotyczyła – jakby mogło się wydawać – wyborów prezydenckich, a 70. rocznicy zakończenia działań wojennych w Europie. Na pytanie to odpowiadali Janusz Dobrosz, Kornel Morawiecki oraz Lech Stefan.
Prowadzący debatę Piotr Sutowicz rozpoczął od pytania pomocniczego: „Czy aby na pewno Polska w II wojnie światowej była krajem zwycięskim?”. Janusz Dobrosz zauważył, że faktycznie coraz więcej miejsca zajmuje narracja, jakoby Polska zupełnie przegrała II wojnę światową. Z dzisiejszej perspektywy musimy jednak zadawać sobie pytanie, jak tego rodzaju stwierdzenia mogą zostać wykorzystane. Skoro Polska przegrała, a wojnę przegrali Niemcy i ich sojusznicy – Polska była sojusznikiem Niemiec. Przy dzisiejszym poziomie (nie)wiedzy historycznej tylko krok do „polskich obozów koncentracyjnych” i współudziału Polaków w zagładzie Żydów. Trzeba także pamiętać o tym, że jest to szkalowanie pamięci polskich żołnierzy, przelewających krew na wszystkich frontach. Niezależnie od politycznych następstw, odnieśli oni wiele zwycięstw w sensie militarnym, a przede wszystkim zwycięstwo moralne.
Kornel Morawiecki określił, że Polska zwyciężyła przede wszystkim w tym sensie, że Polacy wciąż istnieją, np. polscy Żydzi już nie. Wojna z Niemcami była wojną o przetrwanie. Gdyby została przegrana to dziś język polski byłby językiem historycznym, jak np. jidysz. Lech Stefan zgodził się z przedmówcami. Dodał przy tym, że należy sobie odpowiedzieć na pytanie o to, jak rozumiemy „świętowanie”. Jeśli świętujemy tylko rzeczy ważne i takie, na których nie kładą się żadne cienie, to nie mamy czego świętować. Równocześnie nie możemy ignorować pozytywów. Trzeba podkreślać pozytywne postawy, zwłaszcza w kontekście wychowywania młodzieży. Przypominać, że w Polsce nie było rządu kolaboracyjnego, że żołnierze polscy walczyli na wszystkich frontach. Tego rodzaju rocznice powinny być pretekstem do poważnej rozmowy nad konsekwencjami oraz do próby wyciągnięcia wniosków.
Drugim pomocniczym zagadnieniem było porównanie Polski międzywojennej do gospodarza, który miał dom. W czasie wojny spalono mu ten dom, ale on sam przeżył. Pytanie na ile udało mu się odbudować domostwo? Czy gdyby nie musiał go odbudowywać wyglądałoby inaczej? Czy jest to ten dom, którego chciał?
Janusz Dobrosz odpowiedział, że co prawda ciężko cieszyć się z całości bilansu tych wydarzeń, ale na Dolnym Śląsku trzeba docenić jeden podstawowy fakt – w 70. rocznicę zakończenia wojny Polacy mogą debatować w polskim Wrocławiu. Oczywiście utraciliśmy Kresy wschodnie, choć zasadne jest pytanie, czy po wojnie Polska byłaby w stanie je utrzymać i równocześnie próbować zagospodarować Ziemie Odzyskane. A tych ostatnich nie można w żaden sposób deprecjonować, zwłaszcza w obliczu niemieckiej narracji o „zbrodniach przeciwko ludzkości”, jaką rzekomo były „wypędzenia” (wobec równie rzekomej „repatriacji” Kresowiaków).
Kornel Morawiecki przypomniał, że w czasie II wojny światowej na ziemiach polskich najpierw uścisnęły sobie dłonie, a później wzięły się za łby dwie koncepcje panowania nad światem – nazizm i komunizm. Gdyby nie rozpoczęli walki między sobą, to nie tylko spaliliby gospodarzowi dom, ale też zabili jego samego. Dzięki różnym zrządzeniom naród jednak przetrwał i włożył wiele wysiłku w pokonanie nazizmu. Później ten sam naród, mimo wielu lat ograniczenia suwerenności, był zdolny w bezkrwawy sposób pokonać komunizm. Należy o tym pamiętać, gdy wmawia nam się, że jesteśmy małym, niewiele znaczącym ludem. Jest zgoła inaczej – w samym XX wieku Polacy walnie przyczynili się do dwóch wielkich zwycięstw nad totalitaryzmami, oddając w ten sposób wielkie przysługi ludzkości.
Lech Stefan odniósł dyskusję do czasów współczesnych. Dziś wprawdzie nie ma już nazizmu i komunizmu, ale zagrożenia dla Polski nadal istnieją. Potrzeba rzeczowej dyskusji i poszukiwania antidotum w oparciu o własne siły, gdyż na sojuszników raczej nie możemy liczyć. Według dyskutanta trzeba blokować budowanie osi Paryż-Berlin-Moskwa. Alternatywą jest środkowoeuropejski sojusz z Polską jako zwornikiem. Zamiast historycznych kierunków ekspansji należy postawić na sojusz na osi północ-południe, od Skandynawii po Węgry. Przypomniał raz jeszcze, że takie rocznice są znakomitą okazją do refleksji, także nad korzyściami, jakie wynieśliśmy z wojny. Trzeba przy tym pamiętać o stratach oraz o podstawowej w takiej rozmowie sprawie: o tym, że konflikty zbrojne nigdy nie służą rozwojowi ludzkości.
Podsumowaniem dyskusji było zdanie, że jeśli za perspektywę przyjmiemy cele wojenne Polski roku 1939 – nie mamy czego świętować. Jeśli zaś przyjąć cele, jakie stawiały sobie na początku wojny dwa totalitaryzmy, w tym cel wymazania narodu polskiego z kart historii – ocena nie będzie już tak negatywna. Jak zawsze w formule Poniedziałków na Kuźniczej znalazł się czas na głosy z publiczności. Dyskutowano m.in. o kwestii odszkodowań wojennych od Niemiec oraz o dzisiejszej polityce zagranicznej naszego państwa.
Mateusz Zbróg
mm