Paweł Serafin |
W Polsce wzrasta liczba aborcji eugenicznych
Nienarodzone dzieci giną tylko dlatego, że mogłyby urodzić się chore. Większość Polaków nie wie, że zabijanie dzieci np. z zespołem Downa odbywa się w majestacie prawa.
Kilka miesięcy temu Polskę obiegła informacja o tym, że w szpitalu na warszawskich Bielanach dokonywane są aborcje na chorych dzieciach. Trafiają tu ciężarne kobiety z całej Polski. Na łamach prasy chwalił się tym prof. Romuald Dębski, ordynator oddziału ginekologicznego Szpitala Bielańskiego. Jego wypowiedzieć wywołała oburzenie środowisk związanych z obroną życia. Rozpoczęła się fala protestów, które mimo mrozów i fatalnej pogody są prowadzone regularnie od ponad dwóch miesięcy.
Prawda o polskiej ustawie antyaborcyjnej nie jest tak „różowa”, jak szeroko omawia się ją w mediach elektronicznych. „To zgniły kompromis, który pozwala na dzieciobójstwo – podkreśla Mariusz Dzierżawski, członek Rady Fundacji Pro – Prawo do Życia i pełnomocnik Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „stopaborcji”.
W Szpitalu Bielańskim dokonano aborcji, której przeprowadzenia odmówiono w Ginekologiczno-Położniczym Szpitalu Klinicznym Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. „Lekarze z Wielkopolski zachowali się tak, jak na lekarzy przystało. Nie są oni bowiem od tego, by ludzi zabijać, ale by ich leczyć” – podkreśla Dzierżawski. Paradoksem jest, że aborcji dokonuje się w szpitalu, którego patronem jest bł. ks. Jerzy Popiełuszko, który był inicjatorem obrony poczętego życia oraz duszpasterzem służby zdrowia.
Zdaniem zgromadzonych przed szpitalem osób, trzeba protestować przeciwko aborcjom eugenicznym, które dokonywane są w majestacie polskiego prawa, ale z pogwałceniem sumienia. „Może właśnie teraz wykonywane są badania prenatalne na 22-tygodniowym dziecku, które za kilka dni otrzyma diagnozę, czyli wyrok śmierci. Później 6-miesięcznemu dziecku zupełnie legalnie wyrwą rączki i nóżki” – czytamy na stronie internetowej fundacji.
Eugenika XXI wieku
Z danych Ministerstwa Zdrowia za rok 2010 wynika, że aborcji eugenicznych w Polsce przybywa. W 2010 r. nie było przypadku, kiedy aborcja byłaby dokonana dlatego, że ciąża jest efektem gwałtu. „Pada więc kolejny argument zwolenników obecnego prawa” – mówi Mariusz Dzierżawski. Praktyka pokazuje, że zdecydowana większość aborcji to zabójstwa na tle eugenicznym. W 2010 r. dokonano aż 614 takich aborcji, podczas gdy w 2009 r. było ich 510. Okazuje się, że największym zagrożeniem dla życia ludzkiego w jego początkowej fazie jest badanie prenatalne.
Innym ulubionym argumentem zwolenników obecnej ustawy aborcyjnej jest zagrożenie życia i zdrowia ciężarnej matki. Doskonale wszyscy pamiętamy, jak Alicja Tysiąc oskarżyła polskie państwo za to, że zmuszona była urodzić dziecko. To wystarczyło, żeby stać się współczesną „ikoną” ruchu feministyczno-lewackiego.
Praktyka pokazuje, że obecne prawo potrafi być „gumowe”. W wielu przypadkach naciąga się je tak, aby pasowało do indywidualnego zastosowania. Wystarczy wspomnieć sprawę z 2008 r. 14-letniej Agaty z Lublina, która znalazła się na szczycie aborcyjnej propagandówki „Gazety Wyborczej”. Przerażona i zagubiona lawirowała na granicy depresji. Aż w końcu zawodowa aborcjonistka podsunęła matce Agaty paragraf — polskie prawo nie karze za aborcję, gdy ciąża jest wynikiem przestępstwa. Dziewczynka powiedziała, że została zgwałcona, a potem trzeba było znaleźć szpital.
Gwałt jednak okazał się szytą grubymi nićmi mistyfikacją. Dziewczyna wpadła ze swoim chłopakiem. Oboje byli nieletni. Ciąża nie była wynikiem gwałtu, a jedynie czynu zabronionego, czyli stosunku seksualnego z osobą nieletnią. Gdyby taka interpretacja obowiązywała na stałe, to wszystkie gimnazjalistki i część ciężarnych licealistek mogłoby zabijać swoje dzieci w majestacie prawa. Oto, do czego zdolne jest polskie lobby proaborcyjne na czele z „GW”. \
Czy zabijanie „downów” jest legalne?
Zdaniem wielu środowisk polska ustawa aborcyjna jest zbyt rygorystyczna. Obrali więc sobie taktykę robienia furtek, według których coraz większą grupę dzieci będzie można zabijać zgodnie z prawem. Największą płaszczyzną ich działalności jest aborcja eugeniczna.
Najczęstszymi ofiarami polskiej „gimnastyki prawnej” są dzieci z zespołem Downa. Chorobę stosunkowo łatwo można wykryć w fazie prenatalnej podczas zwykłego badania USG. Jednak czy taka eksterminacja eugeniczna na pewno jest legalna?
Przykład ciężarnej kobiety, której odmówiono w Poznaniu zabiegu aborcji, jest dobitnym dowodem tego, że obecną ustawę można różnie interpretować. W ustawie jest zapis o „ciężkim i nieodwracalnym upośledzeniu płodu”. Wiadomo, że zespół Downa jest niewyleczalny, ale jednak stopień jego upośledzenia jest bardzo różny. Najlepiej można się o tym przekonać podczas np. paraolimpiady, której patronat medialny, o ironio, zawsze obejmuje „Gazeta Wyborcza”. Z jednej strony dziennikarze tej gazety roztkliwiają się nad sukcesami sportowymi osób z zespołem Downa, opisując ich radość na podium, a z drugiej robią wszystko, żeby pozabijać je przed urodzeniem.
Jednak w sprawie dziecka z zespołem Downa pojawiało się coś niepokojącego dla lobby proaborcyjnego. Okazało się, że został naruszony dogmat o legalności zabijania takich dzieci. „Bezczelne” gremium lekarzy z Poznania stwierdziło, że taki człowiek może żyć. Tym oto sposobem można podważyć legalność wielu, a może nawet większości z 614 zabójstw eugenicznych dokonanych w 2010 r. „Opublikowano niedawno list dziewczyny z genetycznym zespołem Turnera kończącej studia medyczne. Zgodnie z wykładnią ustawy przedstawianą w niektórych mediach byłaby pewną kandydatką do wyroku śmierci przed urodzeniem” – mówi na łamach „Rynku Zdrowia” prof. Bogdan Chazan, dyrektor Szpitala Ginekologiczno- Położniczego im. Świętej Rodziny w Warszawie.
Kto następny?
Już podczas standardowych badań USG lekarz informuje, czy jest podejrzenie zespołu Downa. Sito aborcji eugenicznej jest więc bardzo skuteczne w naszym kraju. W efekcie liczba aborcji eugenicznych z 82 w 2002 r. wzrosła ponad siedmiokrotnie. W tym samym czasie radykalnie obcina się fundusze na opiekę dzieci upośledzonych umysłowo. Dlatego też często sugerowany sposobem wyjścia z tej sytuacji jest właśnie aborcja, „lekarstwo”, dzięki któremu świat zostanie „wyleczony” m.in. z zespołu Downa.
W pewnym sensie pozbywanie się słabszych i chorych osób jest w interesie „nas wszystkich”. Już dawno zdały sobie z tego sprawę państwa zachodniej Europy. Pionierem w tym względzie była III Rzesza. Za czasów Hitlera w Niemczech rozwieszano nawet plakaty z informacją, jakie koszty ponosi społeczeństwo np. na leczenie osób psychicznie chorych.
Dziś eugenika jest o wiele bardzie dyskretna. Zabija się dzieci, a na zachodzie także dorosłych, w imię dobra jednostki, rodziny, szczęścia. Okazuje się jednak, że według badań przeprowadzonych w USA, aż 99 proc. osób z zespołem Downa określa siebie jako szczęśliwych. Kontrastuje to z przerażającą statystyką mówiącą, że aż 90 proc. ciąż, podczas których rozpoznano niepełnosprawność nienarodzonego dziecka, kończy się jego aborcją.
W 2008 r. senat Australii opublikował raport, w którym wskazuje, że lepiej dokonać aborcji dziecka, które może być niepełnosprawne, niż je urodzić. Wychowywanie jest kosztowne i w trosce o portfele australijskich podatników zachęca się do aborcji eugenicznej nawet w trzecim trymestrze ciąży, czyli wówczas, gdy dziecko jest już zdolne do przeżycia poza łonem matki.
Test prenatalny przekształca się w licencję na zabijanie. Chorych i upośledzonych dzieci można się łatwo pozbyć, a nieudane egzemplarze zastąpić lepszym modelem. Następne w kolejce do eksterminacji mogą być dzieci autystyczne. W Wielkiej Brytanii już trwają zaawansowane badania nad wykrywaniem autyzmu w fazie prenatalnej. Natomiast w Kanadzie, gdzie zabijane jest co trzecie dziecko (w większości zdrowe), ofiarami 90 proc. aborcji są dziewczynki. Okazuje się, że rodzice wolą chłopców, a Kanada funduje sobie niebezpieczne zjawisko demograficzne z prawie 30 proc. ubytkiem żeńskiej populacji w społeczeństwie.
Współczesna eugenika nie powiedziała ostatniego słowa. Pojawiają się nowe i coraz bardziej wysublimowane metody eliminacji słabszych, chorych lub po prostu niechcianych, np. w Holandii od lat uśmierca się również chore dzieci, które się urodziły, ale zostały przeoczone podczas badań prenatalnych. Znane są fakty, że rodzice wytaczają szpitalom procesy za to, że urodziło się chore dziecko.
Brońmy karpia, zabijajmy dzieci
Wszystko wskazuje na to, że podobne patologiczne zjawiska wcześniej czy później pojawią się także w Polsce. Co więcej, zasłużone w obronie praw człowieka organizacje, takie jak Amnesty International, wmawiają Polakom, że sytuacja w naszym kraju jest patologiczna. Nie szanujemy bowiem prawa kobiet do aborcji.
Etycznej erozji nie tylko uległ dyskurs bioetyczny na Zachodzie, ale również coraz mocniej widać go w naszym kraju. Ironią naszych czasów jest fakt, że łatwiej jest obecnie bronić przyrodę, drzewka i zwierzątka niż nienarodzone dzieci. Wiele kobiet karmionych lewicową ideologią w imię humanitaryzmu zostało wegetariankami. Ten specyficzny „humanitaryzm” nie zabrania im używać kremów do twarzy produkowanych z ludzkich embrionów.
Ta sam gazeta, która zorganizowała nagonkę na dziecko Agaty z Lublina czy dziecko z podejrzeniem Downa z Poznania, jednocześnie roztkliwia się nad niemoralnym traktowaniem karpi przed świętami Bożego Narodzenia. Niestety tego typu logice uległa również nasza klasa polityczna, która o wiele bardziej ochoczo ratuje rybki niż nienarodzone dzieci. Wystarczy wspomnieć głosowanie z 31 sierpnia 2011 r. nad projektem ustawy chroniącej każde dziecko przed narodzeniem i porównać je z głosowaniem z 16 września 2011 r. nad projektem ustawy o ochronie zwierząt. Dzieci „przegrywają” życie pięcioma głosami. Ochroną zwierząt zainteresowanych jest niemal 100 proc. posłów.
Ustawa o ochronie zwierząt przyznaje zwierzętom ochronę „policji”, „strażników gminnych”, „upoważnionych przedstawicieli organizacji społecznych”. „Obecnie nawet ojciec nie ma żadnego prawa bronić swojego nienarodzonego dziecka” – tłumaczy Michalczyk.
Pikietowanie przed Szpitalem Bielańskim przynosi jednak skutek. Kapłani z okolicznych kościołów mówią, że przychodzą do nich lekarze oraz zaniepokojone pielęgniarki. „Wygląda na to, że u niektórych zaczęło pracować sumienie” – uważa Michalczyk. Pod wpływem regularnych protestów również dyrekcja Szpitala Bielańskiego zaczęła się uginać. Wydano zarządzenie, które mówi o tym, że lekarzowi nie wolno tak po prostu przeprowadzić aborcji, jeśli okaże się, że dziecko jest chore. Kobieta musi się najpierw udać do poradni psychologicznej przy fundacji, która specjalizuje się w pomaganiu rodzinom z takimi dziećmi. Po takiej konsultacji liczba kobiet decydujących się na aborcję spada do kilkunastu procent.
W XXI w. stomatolodzy robią wszystko, żeby ratować chore zęby. Z chorymi dziećmi postępujemy wręcz przeciwnie. A najlepszym dowodem na to jest zachowanie ordynatora oddziału ginekologicznego na Bielanach. Zaczepiany na szpitalnym korytarzu przez reportera telewizji internetowej Razem.tv prof. Dębski odpowiedział niewzruszenie, że tego typu aborcje praktykowane są w kilku warszawskich szpitalach. „Tylko ja odważyłem się o tym głośno powiedzieć” – mówi „bohaterski lekarz”.
Przekaż swój 1%, by ratować życie
Fundacja Pro – Prawo do Życia jest organizacją pożytku publicznego. Wystarczy wypełnić odpowiednią rubrykę w rocznym zeznaniu podatkowym (PIT-36, PIT-37 lub PIT-28). Krajowy Rejestr Sądowy: 0000233080, aby przekazać 1% swojego podatku dochodowego. Więcej informacji: www.stopaborcji.pl |