Bioetyka na zakręcie

2013/07/2
Artur Stelmasiak

Współczesna cywilizacja zagubiła pierwotne, humanistyczne i chrześcijańskie znaczenie godności osoby ludzkiej. Należy przypomnieć, że w klasycznej filozofii słowo „osoba” (łac. persona) nie oznaczało człowieka jako jednostki ludzkiej. Najpierw to pojęcie zostało użyte w teologii do określenia Trójjedynego Boga w trzech Osobach (Personach). Człowiek tego zaszczytu dostąpił dopiero na zasadzie podobieństwa. Skoro jesteśmy imago dei, czyli obrazem Bożym, to również jak On jesteśmy osobami.

 

Ta myśl stoi u podstaw chrześcijańskiej koncepcji człowieka w filozofii personalistycznej. Od czasów oświecenia tę klasyczną koncepcję człowieka zaczęto stopniowo wypaczać. Dziewiętnastowieczny utylitaryzm postawił problem, że najważniejsza jest użyteczność człowieka w pomnażaniu dobra wspólnego.

Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że jest to logiczna i piękna koncepcja. Niebezpieczeństwo jednak pojawia się wówczas, gdy człowiek przestaje być użyteczny. Skoro nie jest imago dei, to jego życie nie przedstawia już jakiejkolwiek wartości. Utylitarny człowiek jest jedynie społecznym narzędziem do pomnażania dobra wspólnego. Jeżeli się zużyje, zniszczy i straci swoją użyteczność, to ta sama wspólnota wyrzuci go na śmietnik społeczeństwa, podobnie jak robi to z innymi narzędziami.

Kościół katolicki zawsze pokazywał błędy w filozofii utylitarnej. Mówił, że ona odziera człowieka z tego, co w nim najcenniejsze. Osoba nie jest już wartością samą w sobie, ale jedynie narzędziem do realizacji innych celów, a takie myślenie prowadzi do utopii.

Co jest eugeniką?

Tego typu myślenie, choć ubrane w górnolotne słowa, leży u podstaw wypaczeń we współczesnej etyce. Co najgorsze, ma już swoje zastosowanie przy rozstrzyganiu sporów moralnych w wytyczaniu granic medycyny. Patrząc na ostatnie dziesięciolecia tego konfliktu, obserwujemy, że tę wojnę wygrywa medycyna, przez co zaprzecza samej sobie. Jej celem zawsze było leczenie człowieka bez względu na to, kim był, ile miał lat i czy był komuś potrzebny.


Polscy biskupi nazwali metodę in vitro „młodszą siostrą eugeniki”

Czy to się podoba publicystom, zwłaszcza z „Gazety Wyborczej”, czy nie, współczesna medycyna i bioetyka przesiąknięta jest nurtem eugeniki. A to, co wyprawia się w klinikach na całym świcie, do złudzenia przypomina pomysły nazistowskich „lekarzy”. Dziwi fakt oburzenia, jakie podniosło się po tym, gdy polscy biskupi nazwali metodę zapłodnienia in vitro „młodszą siostrą eugeniki”.

Tym razem biskupi posunęli się naprawdę daleko. Eksperymenty mające umożliwić tzw. selektywne rozmnażanie prowadzili naziści. Dzięki temu miała powstać „czysta” rasa aryjska blondynów o niebieskich oczach. Eugenika przewidywała programy eutanazji oraz przymusowej sterylizacji upośledzonych umysłowo i niepełnosprawnych – przypomina Katarzyna Wiśniewska na łamach „Gazety Wyborczej”. ? Czyżby biskupi sugerowali, że ich rodzice są jak hitlerowscy zbrodniarze?

Episkopat użył tak mocnego sformułowania, aby obudzić chociaż część ludzi racjonalnie myślących. Chcieli precyzyjnie i donośnie powiedzieć całą prawdę o obecnie stosowanej metodzie in vitro. Według obecnych standardów, przed zapłodnieniem wytwarza się bowiem kilkanaście zarodków ludzkich. Później obserwuje się, który z zarodków spełnia kryteria morfologiczne, żeby była większa szansa na osiągnięcie sukcesu. W ten sposób eliminuje się to życie ludzkie, które nie przechodzi laboratoryjnej kontroli jakości. Zmieniły się metody i cel, ale in vitro również wiąże się z medyczną eugeniką. Naziści ją stosowali, bo chcieli wyhodować ludzi czystej rasy. Celem in vitro jest skuteczne urodzenie zdrowych dzieci, a chore i słabo rokujące trafiają do lodówki.

Realizowany cel przy zapłodnieniu pozaustrojowym jest względny. Z jednej strony wciąż ogranicza go nauka, z drugiej ? niektóre regulacje prawne. Gdyby jednak ich nie było, to ktoś mógłby chcieć „wyprodukować” blondynów z niebieskimi oczami. Inny byłby tylko cel, ale technicznie niczym by się to nie różniło od obecnie stosowanej eugeniki w sztucznym zapłodnieniu.

Akceptacja założenia, że rodzice mają prawo do takiego dziecka, jakie sobie wymarzą, ma drastyczne konsekwencje społeczne. Przyznanie rodzicom tego prawa może się rozciągać w nieskończoność. Już w 2008 roku media z entuzjazmem donosiły, że udało się uchronić potomstwo pewnej pary przed rakiem. Małym drukiem zaś uzupełniły, że ta ochrona polegała na tym, iż do istnienia powołano kilkanaście zarodków, a wszczepiono tylko ten, który spełniał warunki rodziców, czyli nie miał genu, który może być podstawą formowania się raka. Pozostałe zarodki, tylko dlatego, że prawdopodobnie mogłyby w przyszłości zachorować na raka, zostały pozbawione możliwości urodzin.

Taką ofiarą współczesnej eugeniki in vitro może być każdy: gruby, chudy, okularnik, rudy, łysy, chłopiec lub dziewczynka. Wystarczy jedynie postęp genetyki, przyzwolenie społeczne i liberalne prawo. Resztą zajmą się kliniki, które za „drobną opłatą” sprezentują nam dziecko naszych marzeń. Dlatego istnieje duże prawdopodobieństwo, że za kilkadziesiąt lat prokreacja zostanie odłączona od aktu seksualnego. Wówczas będzie można lepiej kontrolować to, kto nam się urodzi. Dlatego też in vitro już teraz masowo stosuje się w wielkich farmach przy rozmnażaniu świń i bydła.

Ostatnia taka olimpiada

We wrześniu 2010 roku Polska była gospodarzem letniej olimpiady osób niepełnosprawnych intelektualnie. Niestety takie igrzyska sportowe, jakich świadkami byliśmy w Warszawie, za kilkadziesiąt lat mogą odejść w niepamięć. I to nie dlatego, że wyleczymy wszystkich upośledzonych intelektualnie z ich niepełnosprawności, ale po prostu nie będzie ich w Europie. A tym „cudownym lekarstwem” i osiągnięciem wysokorozwiniętej Europy jest aborcja, a nawet coraz częściej eutanazja osób upośledzonych.

? Jestem poruszona i zaniepokojona łatwością pozbycia się płodu, jeśli wykryje się u niego zespół Downa. Jeden zastrzyk i po kłopocie. Nie widziałam w Czechach ani jednego młodego człowieka z zespołem Downa! Teraz wiem, dlaczego… ? pisze na polskojęzycznym forum internetowym Polka mieszkająca w Pradze.

Los dzieci z tą wadą genetyczną jest zatrważający. To współczesny „holokaust”. Na Wyspach Brytyjskich już ponad 90 proc. matek decyduje się na aborcję, jeżeli w fazie prenatalnej wykryto podejrzenie zespołu Downa. Jeszcze bardziej tragiczne statystyki odnotowano w katolickiej Hiszpanii, gdzie aż 96 proc. dzieci z tą chorobą zastaje zabitych przed urodzeniem. W USA, Niemczech, Belgii, Holandii szansę na przeżycie okresu prenatalnego ma mniej niż co dziesiąte takie dziecko.

? Aborcja upośledzonych dzieci stała się jednym z „zaleceń lekarskich” – podkreśla dr Brian Gary Skotko z kliniki pediatrycznej w Bostonie.

Jeszcze gorzej wygląda sytuacja w Australii, gdzie w 2008 roku Senat opublikował raport, w którym wyjaśnia, że lepiej dokonać aborcji dziecka, które może być niepełnosprawne, niż je urodzić. Wychowywanie jest kosztowne i w trosce o portfele australijskich podatników zachęca się do aborcji eugenicznej nawet w trzecim trymestrze ciąży, czyli wówczas, gdy dziecko jest już zdolne do przeżycia poza łonem matki. Aż trudno uwierzyć, że do takich oszczędności dochodzi w kraju, w którym materialny poziom życia należy do najwyższych na świecie.

– Test prenatalny przekształca się w licencję na zabijanie. Chorych i upośledzonych dzieci można się łatwo pozbyć, a nieudane egzemplarze zastąpić lepszym modelem – tak komentuje współczesną eugenikę aborcyjną znany katolicki publicysta Tomasz Terlikowski. Pisze o tym w książce Nowa kultura życia. Apologia bioetyki katolickiej.

Następne w kolejce do eksterminacji mogą być dzieci autystyczne. W Wielkiej Brytanii już trwają zaawansowane badania nad wykrywaniem autyzmu w fazie prenatalnej.

Eugenika po polsku

Niestety do podobnego procederu, choć na mniejszą skalę, dochodzi także w Polsce. Nasze prawo również pozwala na eugenikę aborcyjną.

– Na szczęście jeszcze nie zauważyłem, aby na świat przychodziło znacząco mniej dzieci z zespołem Downa – mówi ks. Stanisław Jurczuk, który od wielu lat jest duszpasterzem i wychowawcą dzieci niepełnosprawnych intelektualnie.

Według statystyk ministerstwa zdrowia za rok 2008 w Polsce dokonano 499 legalnych aborcji, w tym 467 w wyniku badań prenatalnych, czyli aborcji eugenicznych. Przyczynę tego można upatrywać w rosnącym przyzwoleniu społecznym, rozpowszechniającej się dostępności badań prenatalnych oraz lepszej jakości aparatury USG. W efekcie liczba aborcji eugenicznych z 82 w 2002 roku wzrosła do blisko pół tysiąca. W ciągu sześciu lat odnotowaliśmy pięciokrotny przyrost legalnych „zabiegów” tego typu. W statystykach nie podaje się, ile z tych dzieci było skazanych na śmierć z powodu zespołu Downa. Można jedynie się domyślić, że jest ich wiele, bo tę chorobę łatwo zdiagnozować podczas standardowego badania USG.

Polska ustawa antyaborcyjna chroni więc jedynie dzieci zdrowe i tylko te, które zostały poczęte zgodnie z prawem. Chorzy i upośledzeni od samego początku są skazani na obywatelstwo drugiej kategorii i najlepiej, gdyby nie pojawili się wśród żywych. Aborcja jest więc coraz powszechniejszym „lekarstwem”, dzięki któremu świat zostanie „wyleczony” m.in. z zespołu Downa, a sugestie tego typu „leczenia” padają z ust również polskich lekarzy. Doświadczyła tego m.in. Anna Sobolewska, którą po urodzeniu córki Celiny otwarcie pytano, dlaczego nie zrobiła testów. W ten sposób lekarz wyrażał swoje zdumienie, że tak wykształcona kobieta, pracowniczka PAN, nie przebadała się i nie zapobiegła „problemowi”.

– Ja nie zrobiłam badań genetycznych właśnie z tego powodu, że nasze dziecko, z racji mojego wieku, mogłoby mieć zespół Downa lub inną wadę. Nie chcieliśmy, ja i mój mąż, przeżywać konieczności wyboru – wspomina Sobolewska. Niestety taka reakcja środowiska medycznego nie jest odosobnionym przypadkiem.

Nie należy jednak generalizować. Są także pozytywne przykłady.

– Zawołała mnie ordynator oddziału pani prof. Bibianna Mossakowska. Posadziła przed sobą i powiedziała: „To nieprawda, że wasza córka jest gorsza od innych. Ja zrobiłam wszystko, żeby żyła. Dlatego też sama przeprowadziłam tę bardzo trudną operację. Nie pozwoliłam jej dotknąć niedoświadczonym lekarzom, bo wiem, że jeśli ona by umarła, stracilibyście w życiu bardzo wiele – tak wspomina pierwsze chwile życia swojej córki Andrzej Suchcicki. W jej przypadku wraz z zespołem Downa wystąpiło wiele innych ciężkich schorzeń.

Kolejny krok – eutanazja

Niestety na zachodzie Europy sytuacja upośledzonych dzieci jest makabryczna, a lekarze w „eugenicznym miłosierdziu” często idą o krok dalej, proponując eutanazję. Podobnie jak w wielu innych obyczajowo-etycznych nowościach prym w tej dziedzinie wiedzie Holandia. Jeżeli jakiemuś choremu dziecku udało się schować przed gęstym sitem badań prenatalnych, to jak pojawi się już na świecie, witają go zwolennicy eutanazji. „Społeczeństwo uważa, że powinno się uwolnić od słabych i bezużytecznych jednostek. Dlatego też pediatrzy i specjaliści chirurgii dziecięcej od lat dokonują eutanazji noworodków i to nie zawsze w porozumieniu z rodzicami (… ). Postępuje się tak zarówno z nowo narodzonymi dziećmi wykazującymi cechy zespołu Downa, jak i z niemowlętami cierpiącymi na uszkodzenia spowodowane urazem okołoporodowym” – pisze dr hab. Ryszard Fenigsen, który przez ponad dwadzieścia lat był lekarzem w holenderskich szpitalach.schorzeń. Kolejny krok – eutanazja Niestety na zachodzie Europy sytuacja upośledzonych dzieci jest makabryczna, a lekarze w „eugenicznym miłosierdziu” często idą o krok dalej, proponując eutanazję. Podobnie jak w wielu innych obyczajowo-etycznych nowościach prym w tej dziedzinie wiedzie Holandia. Jeżeli jakiemuś choremu dziecku udało się schować przed gęstym sitem badań prenatalnych, to jak pojawi się już na świecie, witają go zwolennicy eutanazji. „Społeczeństwo uważa, że powinno się uwolnić od słabych i bezużytecznych jednostek. Dlatego też pediatrzy i specjaliści chirurgii dziecięcej od lat dokonują eutanazji noworodków i to nie zawsze w porozumieniu z rodzicami (… ). Postępuje się tak zarówno z nowo narodzonymi dziećmi wykazującymi cechy zespołu Downa, jak i z niemowlętami cierpiącymi na uszkodzenia spowodowane urazem okołoporodowym” – pisze dr hab. Ryszard Fenigsen, który przez ponad dwadzieścia lat był lekarzem w holenderskich szpitalach.

Myliłby się ten, który by pomyślał, że te „bezużyteczne” dzieci poddawane są bezbolesnej i „humanitarnej eutanazji”. Metody są nadzwyczaj drastyczne. „Do zejścia śmiertelnego doprowadza się przez pozbawienie noworodka płynów, pokarmu i zaniechanie prostych zabiegów lekarskich” – pisze Fenigsen w książce Eutanazja – Śmierć z wyboru?.

Podobnie szokująca historia wstrząsnęła opinią publiczną u naszych zachodnich sąsiadów. Wszystko wydarzyło się 6 lipca 1997 roku, gdy niemieckie małżeństwo postanowiło zabić swojego nienarodzonego syna, ponieważ wykryto u niego zespół Downa. Wyrok wykonywali „lekarze” z Oldenburga, którzy będącej w 25. tygodniu ciąży matce podali środek wywołujący skurcze porodowe. Chłopiec jednak przeżył swoją aborcję. Lekarze nie wiedzieli, co zrobić w tej sytuacji, więc zostawili go bez opieki na leżance, żeby umarł. Jednak mały Tim po dziesięciu godzinach walki o swoje przetrwanie ciągle żył, aż w końcu jedna z pielęgniarek zlitowała się i zaopiekowała noworodkiem. Chłopiec bardzo szybko znalazł kochającą rodzinę adopcyjną, a „lekarzowi” mordercy zasądzono zaledwie 13 tys. euro grzywny.

Hipokryzja „Gazety”

Gdy holenderscy rodzice nie chcą upośledzonego dziecka, które dla nich i społeczeństwa byłoby zbyt dużym obciążeniem, od razu ujawniają się głosy aprobaty, zrozumienia i paraetycznej argumentacji. Najwybitniejsze autorytety z dziedziny etyki i medycyny mówią, że przeprowadzenie eutanazji niepełnosprawnego dziecka jest wskazane, bo „wartość życia ludzkiego zależy od tego, jaką wartość inni ludzie życiu temu przypisują”. Królewskie Towarzystwo Popierania Medycyny w Holandii prawdopodobnie nie zdaje sobie sprawy, że powtórzyli niemal w dosłownym brzmieniu zasadę proklamowaną w 1935 roku przez dyrektora zdrowia publicznego w rządzie III Rzeszy, które było podstawowym założeniem hitlerowskiej higieny rasowej.

Europejska cywilizacja kolejny raz zanurza się więc w kulturze śmierci, przez co medycyna znów obraca się przeciwko życiu, które zawsze było podstawowym i niezbywalnym prawem wszystkich ludzi. Współczesność próbuje odrzucić niemal cały dotychczasowy dorobek klasycznej filozofii człowieka i etyki. Wystarczy sobie przypomnieć, jak głęboko humanistyczna była pierwsza znana przysięga lekarska Hipokratesa, która powstała prawie 2,5 tysiąca lat temu: „Nikomu nie podam śmiertelnego środka, także nawet, gdy będę o to proszony, i nikomu nie będę przy tym doradzał. Nie podam również żadnej kobiecie środka do spędzenia płodu” – brzmi jej trzeci punkt.

Zwolennicy współczesnej eugeniki, oprócz argumentu ekonomicznego, używają także chwytającego za serce pseudomiłosierdzia. Mówią, że przecież człowiek upośledzony intelektualnie będzie sam nieszczęśliwy i unieszczęśliwi swoich najbliższych.

– To stek bzdur! Nie znam bardziej szczęśliwych ludzi od moich podopiecznych – podkreśla ks. Stanisław Jurczuk. Jego zdaniem osoby niepełnosprawne intelektualnie są potrzebne i mają do odegrania ważną rolę społeczną. – Osoba z zespołem Downa jest człowiekiem w czystej postaci: szczera, kochająca, bezinteresowna. Codziennie pokazują mi swój lepszy świat. Mam nadzieję, że dzięki temu sam staję się trochę lepszy – wyznaje duszpasterz osób niepełnosprawnych.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej