Adam Wątróbski |
Bóg domaga się szacunku. Dla nas chrześcijan jest to oczywiste. Wiadomo to od czasów Mojżesza. Przez wieki nikt nie miał w tej sprawie wątpliwości i obrazoburcy ponosili surowe kary za swoje czyny, włącznie z karą śmierci. Dla poprzedzających nas pokoleń było jasne, że kto publicznie słowem lub czynem występuje przeciwko Bogu, zasługuje na wyrok sprawiedliwości. Surowy wyrok.
Tymczasem dziś znów pojawia się konieczność refleksji nad słowami i czynami wymierzanymi przeciw Bogu. Powód jest jasny. Chodzi o obecność Adama Darskiego posługującego się pseudonimem „Nergal” w emitowanym na drugim programie Telewizji Polskiej talent show „The Voice of Poland”. Oczywiście bluźnierczych incydentów mieliśmy w Polsce więcej, lecz przypadek „Nergala” wystarczy, żeby ukazać specyfikę problemu.
Bożki i demony a Biblia
Słowo „Nergal” ma rodowód biblijny. Jest to imię jednego z bożków samarytańskich czczonych przez starożytnych bałwochwalców (2Krl 17,30). Nazwa grupy muzycznej Behemoth, której liderem jest Darski, także pochodzi z Pisma Świętego. I chociaż nie znajdziemy jej w Biblii Tysiąclecia (gdzie słowo to zostało przetłumaczone jako „hipopotam”), to jednak jest obecne w tekście hebrajskim (Hi 40,15) i oznacza ogromne zwierzę, które miało uświadomić Hiobowi jego małość i słabość. Oczywiście na tej podstawie nie sposób udowodnić „Nergalowi” nic złego. Nawiązywanie do Biblii jest dość powszechne w świecie muzyki metalowej. Zresztą metaforyczne wykorzystywanie pradawnych imion jest w naszej kulturze znaną praktyką. Tomasz Hobbes, oświeceniowy myśliciel, tworząc monumentalne dzieło o społeczeństwie, zatytułował je Lewiatan. Te dwa starodawne potwory mają ze sobą wiele wspólnego, czemu dał wyraz William Blake w słynnym obrazie „Bóg ukazuje Hiobowi ziemię, gdzie stają naprzeciw sobie Behemot i Lewiatan”. Obraz Blakea pokazuje je jako boskie stworzenia.
Wróćmy do Darskiego. Gdy internauta zechce się zapoznać z twórczością jego grupy i odwiedzi oficjalną stronę zespołu, zostanie powitany przez anglojęzyczny cytat z Aleistera Crowleya, znanego okultysty żyjącego na przełomie XIX i XX wieku: „Chwała Wielkiej Nierządnicy, Babalon Matka Obelg, która ujeżdża bestię, rozlała ich krew w każdym zakątku ziemi! Wmieszała ją w misę swej prostytucji”. W tej sytuacji kilka niewinnych pentagramów pojawiających się tu i ówdzie na ekranie komputera nikomu nie powinny przeszkadzać. Ech, to z pewnością nic groźnego. Ostatecznie przejawy zainteresowania sprawami demonów często idą w parze z głęboką wrażliwością estetyczną, o czym można poczytać na stronie www.satan. pl. A Darski? Świetnie charakteryzuje go komentarz zamieszczony w poświęconym mu tekście, w pierwszym numerze niedawno powstałego dwutygodnika „Flesz”: „Przystojny, seksowny, w dodatku dżentelmen, który wygląda jak rockman. To musi działać na kobiety!”. Podarł Biblię? Udając Lucyfera, pił krew? E tam, to przecież tylko show-biznes! Niczyich uczuć religijnych nie obraził, co stwierdził sąd, więc po co tyle hałasu?
Obrażanie Boga
Zresztą sprawa bluźnierstwa to rzecz trudna i zawiła, a Pana Boga bardzo trudno obrazić. Dał temu ostatnio wyraz Artur Sporniak w tekście „Niełatwo obrazić Boga” (http://tygodnik. onet.pl/32,0,69287,nielatwo_obrazic_ boga,artykul.html).
Według niego bluźnierstwo może się przydarzyć każdemu na skutek uszkodzenia mózgu. Co gorsza, Katechizm Kościoła Katolickiego i Kodeks Prawa Kanonicznego są w swoich wypowiedziach nieprecyzyjne, jeśli chodzi o karę, na którą zasłużył bluźnierca. Słusznie zresztą proponuje Sporniak odwołanie do oryginalnych fragmentów dokumentów, które mówią o bluźnierstwie: „Polega ono na wypowiadaniu przeciw Bogu – wewnętrznie lub zewnętrznie – słów nienawiści, wyrzutów, wyzwań, na mówieniu źle o Bogu, na braku szacunku względem Niego w słowach, na nadużywaniu imienia Bożego” (KKK 2148), a także: „Kto w publicznym widowisku, w kazaniu, w rozpowszechnionym piśmie albo w inny sposób przy pomocy środków społecznego przekazu, wypowiada bluźnierstwo, poważnie narusza dobre obyczaje albo znieważa religię lub Kościół bądź wywołuje nienawiść lub pogardę, powinien być ukarany sprawiedliwą karą” (KPK 1369). Może i powinien, ale przecież trudno stwierdzić, kto i kiedy został obrażony – to sprawa indywidualnych uczuć, a więc ciężko uchwytna i słabo wymierna. Ponadto, jak mówi redaktor z Krakowa, trzeba brać pod uwagę przestrzeń dla „swobodnego wyrażania ekspresji artystycznej”. Sprawa się komplikuje jeszcze bardziej, bo przecież aby ocenić moralnie jakikolwiek czyn, należy przeprowadzić wnikliwe badania. Kto, kiedy, co, w jakim kontekście, z jakim stopniem świadomości, powiedział albo zrobił i czy był w pełni zaznajomiony z konsekwencjami swoich czynów, słów i zachowań. To wszystko domaga się precyzyjnych ustaleń.
Tym bardziej jesteśmy bezradni, próbuje przekonać Sporniak, bo przecież o Bogu niczego nie możemy być pewni. Ostatecznie w tradycji można napotkać teologię negatywną, a skoro tak, to definicja bluźnierstwa zaproponowana przez św. Tomasza z Akwinu bez problemu da się zastosować do jednego z wyrwanych z kontekstu zdań napisanych przez Pseudo- Dionizego Areopagitę, żyjącego dobre siedemset lat wcześniej. A to pozwala pokazać, że on też mógłby być wzięty za bluźniercę. Redaktor Sporniak przedstawił jeszcze kilka argumentów, lecz nie o to chodzi, aby je wszystkie wymieniać. Morał i tak pozostanie ten sam – „Nergal” jest czysty.
Retorykę można uprawiać na różne sposoby. Tekst Sporniaka mógłby posłużyć za pomocny szablon dla autorów pragnących podzielić się refleksją na przykład na temat „Dlaczego kłamstwo na ogół jest złudzeniem?”. Można by tutaj zacząć wywód od klasycznego filozoficznego pytania, „czy jeśli kłamca mówi, że kłamie, to kłamie, czy mówi prawdę?”. Dalej warto by wspomnieć o tak zwanym wprowadzeniu w błąd w słusznej sprawie. Przecież jeśli ktoś podczas II wojny światowej ukrywający Żyda w piwnicy, był przesłuchiwany przez Gestapo; zaprzeczał własnemu czynowi, nie uczynił nic złego, a wręcz przeciwnie, zachował się heroicznie. Poza tym często się zdarza, że ludzie nie mają intencji, żeby kłamać, lecz mijają się z prawdą ze strachu, dla zrobienia wrażenia albo jeszcze z innych powodów. Wystarczy wymyślić do tego kilka dodatkowych argumentów i wniosek nasuwa się sam: kłamać się nie da, a jeśli się da, to bardzo trudno to zrobić. Zdrowy rozsądek prowadzi jednak myśl w zgoła innym kierunku: jeśli nawet są sytuacje, w których można mieć wątpliwości co do tego, czy coś jest, czy nie jest bluźnierstwem, albo czy coś jest, czy nie jest kłamstwem, to są i takie, w których takich wątpliwości nie ma.
Zniszczenie Lewiatana, grafika Gustave Dorea
Ośmieszanie religii i testy na wytrzymałość
Bóg, niezależnie od tego, jaki styl kreowania medialnej rzeczywistości zostanie nam zaproponowany, pozostaje godny szacunku i jeśli ktoś publicznie uwłacza Jego imieniu, to powinien ponieść konsekwencje. Przy czym nie chodzi tu o karę śmierci, tylko o obronę podstawowych wartości. Dlatego cieszy wiadomość, że prezes Telewizji Polskiej Juliusz Braun postanowił odsunąć Adam Darskiego od programu „The Voice of Poland”. Taka decyzja wskazuje przede wszystkim na to, że siła ludzi Kościoła, w tym wypadku Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, choć wciąż poddawana próbom, ma jednak nadal znaczenie. Postawa sprzeciwu wobec zła okazała się owocna – ponad dwa tysiące podpisów na liście przyniosło skutek. Pozwala to mieć nadzieję, że jeśli będą podejmowane kolejne próby publicznego obrażania Kościoła, a z tym, patrząc na wynik wyborów parlamentarnych, należy się jak najbardziej liczyć, to mamy przynajmniej precedens, podstawę do żywienia nadziei, że gangrena moralna przynajmniej czasami daje się okiełznać.
Nie zmienia to faktu, że sytuacja i tak pozostaje niepokojąca. Pytanie zawarte w tytule wydanej kilka lat temu książki Quo vadis. Trzecie tysiąclecie jest wciąż aktualne, jeśli postawić je w kontekście polskiej religijności. Chrześcijaństwo poddawane testom na wytrzymałość może albo odrodzić się z nową siłą, albo powoli przenosić się do współczesnych katakumb. Niestety ta druga możliwość wydaje się dziś bardziej realna, szczególnie, że w dużych miastach można zaobserwować pogłębiające się przeobrażenia w religijności młodzieży. Chodzi przede wszystkim o dystans, jaki rodzi się w młodym pokoleniu do instytucji Kościoła, co w wielu wypadkach nie musi od razu prowadzić do postaw sprzyjających radykalnej apostazji, lecz raczej do różnorodnych form religii prywatnej.
To rozluźnianie więzi kościelnych będące efektem projektu, który można nazwać „religią kieszonkową”, ma cały szereg aspektów. Obowiązujące w Polsce przepisy prawa (KK art.196) mówią, że „kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. W tak sformułowanym prawie nie ma mowy o realnym wystąpieniu przeciw Bogu i nie może być, skoro Bóg to prywatna sprawa każdego, a nie realnie istniejąca Osoba.
Dające się odczuć w przestrzeni publicznej przyzwolenie na ośmieszanie i lekceważący stosunek do religijności innych są również faktem. Zresztą bycie religijnym bywa dziś niemodne, kłopotliwe czy nawet wstydliwe w niektórych kręgach. W takiej społecznej atmosferze nie jest łatwo reagować, gdy wiara zostanie zaatakowana, a jeszcze większą przykrość sprawia fakt, że gdzieniegdzie widać chrześcijan próbujących strzelić gola do własnej bramki.