Zdzisław Koryś |
Po wydaniu wyroku wszystko toczy się nieubłaganą koleją… Opisali to Mateusz, Marek, Łukasz i Jan. Można tam przeczytać, dlaczego Jezus umarł. I trzeba się zmierzyć z okropnościami tam opisanymi
Jezus nie ginie w walce, nie pada ofiarą zdradzieckiego losu. Wszystko można odnaleźć w słowach, które On wypowiedział nad chlebem podczas Ostatniej Wieczerzy: „To jest Ciało moje, które za was będzie wydane” i na kielichem: „Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana”.
W tym zawiera się orędzie powracające w Listach Apostolskich, wypełniające Apokalipsę, że Jezus przez swoją śmierć nas odkupił.
Już w Księdze Rodzaju czytamy, że Bóg na początku stworzył niebo i ziemię. A to znaczy, że przed stworzeniem nie było nic – nawet jakiegoś tajemniczego dążenia do bytu. Był tylko Bóg. I wszystko co jest pochodzi od Boga: materia, energia, kształty, porządki, rzeczy, wydarzenia, rośliny, zwierzęta, ludzie, aniołowie. Człowiek zaś może kształtować tylko to, co istnieje, tworzyć obrazy, dawać istnienie temu, czego jeszcze nie ma. Tworzyć z niczego nie potrafi. To może czynić tylko Bóg.
Człowiek jednak grzeszy, tzn. próbuje osadzić siebie w sobie samym, to oznacza, że kieruje się ku nicości – zniszczeniu, śmierci, bezsensowi, ku wymazaniu z istnienia.
Ale łaska Boża nie pozostawia człowieka, i Ciebie Czytelniku, w tym zagubieniu, lecz zapragnęła sprowadzić Ciebie i mnie ponownie do domu. I Bóg poszedł za człowiekiem, za nami, jak w Łukaszowej przypowieści o zaginionej owcy, zgubionej drachmie. Bóg zstąpił do człowieka, jak to opisuje św. Jan na początku swojej Ewangelii. I od tej chwili w historii człowieka znalazł się Ktoś, kto jest Bogiem i człowiekiem. Tyle, że On jest czysty, a człowiek jest obciążony odpowiedzialnością i winą, którą popełnia zwróceniem się przeciw Bogu. Człowiek pozostaje wobec niej bezsilny. Bóg jednak pragnął nas zbawić. Dlatego stał się człowiekiem. A to oznacza ziemskie istnienie Jezusa.
Człowiek mógł się załamać, popaść w rozpacz. Ale On przetrwał umysłem, wolą, sercem czującym, w miłości. Tylko On doświadczył takiego upadku, który wyrażają słowa wypowiedziane na krzyżu: „Boże mój, czemuś mnie opuścił!”. Został unicestwiony, choć był jeszcze młody, utracił cześć, przyjaciół,. Zstąpił do piekieł, na samo dno zła, nicości, ale ku Nowemu Człowiekowi i Nowej Ziemi.
Na krzyżu wszystko to się wypaliło w nieskończonym cierpieniu.
I gdzieś tu cierpiąc, upadając, zdajemy się sięgać głębi, wyrywać ku Bogu, wolności, świętości, uświadamiamy sobie, że nie możemy. Ale Chrystus ukazuje, że to możliwe. Cierpiąc zstępuje do głębi, z której wyłoniła się święta moc, która z nicości świat stworzyła. Przez to właśnie z nicości powstało nowe stworzenie. Dzięki temu jesteśmy wobec Boga żywi. A miłość Chrystusa, miłość Boga, co się ofiarą na krzyżu wyraziła, uczy, że wszystko, ludzie choćby najlepsi, natura, wytwory człowieka, cały nasz los, to głęboka ułuda. Pewna jest tylko Chrystusowa miłość.
Wszystkie Ewangelie opowiadają o tajemniczym wydarzeniu, które miało miejsce po śmierci Jezusa. Wszystkie te opowieści nagle się urywają, wzajemnie krzyżują, są sprzeczne. Trudno je pojąć. Pozostaje tylko ledwo zarysowany obraz: Po upływie szabatu, o świcie pierwszego dnia tygodnia było wielkie trzęsienie ziemi. Anioł Pański zstąpił z nieba, odsunął kamień i usiadł na nim. Jego postać jaśniała, strażnicy co grobu pilnowali, jakby umarli (Mt 28, 1-4). Po upływie szabatu Maria Magdalena, Maria matka Jakuba i Salome nakupiły wonności i wczesnym rankiem przyszły do grobu namaścić Jezusa. Zauważyły, że kamień, a był bardzo duży, jest odsunięty. Weszły do grobu i nie znalazły ciała Jezusa. Powiadomiły Piotra i Jana. Oni też przybiegli do grobu. Gdy niewiasty były jeszcze u grobu stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszonym kobietom mężczyźni ci powiedzieli: „Dlaczego szukacie żyjących wśród umarłych? Nie ma Go tutaj: zmartwychwstał, tak jak mówił nauczając w Galilei”. Przybyli uczniowie Piotr i Jan, gdy weszli do grobu i zobaczyli leżące płótna i chustę leżącą oddzielnie, uwierzyli. Wrócili do siebie. A Maria Magdalena stała nad grobem i płakała. Przyszedł Jezus i zapytał: „Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?” A ona Go pomyliła z ogrodnikiem i pytała, gdzie przeniósł ciało Jezusa…
Stało się oto coś niezwykłego. Jezus z Nazaretu nauczyciel niewielkiej grupy, a którego nieprzyjaciele ukrzyżowali, powstał oto z martwych. Zniweczone życie przez śmierć ponownie się zbudziło w przemienionym stanie.
Po zdarzeniu przy grobie pojawiła się u uczniów Jezusa nie wzruszona pewność, że on żyje. Żyje, choć jest kimś innym niż Jezus z Nazaretu – żyjącym w duchu, wziętym do chwały Panem wiary, przyszłym sędzią świata. Uwierzyli, choć zmartwychwstanie było obce mentalności żydowskiej, nie do pomyślenia dla galilejskich rybaków. Już św. Paweł, który przecież nie był u grobu zmartwychwstałego Chrystusa pisał: „Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest nasza wiara… jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania” (1 Kor. 15.17).
Jezus pozostaje w innej relacji do świata niż my. W innej do Boga, niż my wierzący. W innej do swego ziemskiego istnienia, do życia i śmierci, niż my wszyscy. W tym zawiera się już zapowiedź zmartwychwstania.
Jezus przyszedł na świat po to, aby przynieść nam nową wiedzę i nowe doświadczenie, aby nas uwolnić od fascynacji tym światem. Z nim zaczyna się nowe istnienie nazwane wiarą. Po tym doświadczeniu nie mówimy już, że nie ożywa to, co umarło, lecz że Chrystus zmartwychwstał, a więc zmartwychwstanie jest możliwe, że Jego zmartwychwstanie jest podstawą prawdziwego świata. U początku naszego życia, w mroku dzieciństwa zaczyna się ruch, osiąga punkt kulminacyjny, opada i kończy się śmiercią. Przed nami jest mrok i u kresu też jest mrok, ponad który wyłania się niejasna nadzieja. W Chrystusie jest inaczej. Droga Jego istnienia nie zaczyna się z chwilą narodzin, sięga wstecz – w wieczność . „Zanim Abraham stał się, Ja jestem” (J 8,58). U Niego istnienie też kończy się śmiercią, lecz zabiera ona ze sobą całe jego ludzkie życie i przechodzi w wieczność. „Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swojej chwały” pyta uczniów w drodze do Emaus.
Zmartwychwstanie Chrystusa, obraz Jacopo Robusti, zw. Tintoretto
Uczniowie u grobu, w drodze do Emaus, w Wieczerniku, nad jeziorem widzieli żywego zmartwych wstałego Pana. I samo patrzenie na Niego było wstrząsem, zburzeniem tego, do czego ludzie przywykli. Ukazuje się, znika, jest pośród nich. Jest zupełnie inny niż przed śmiercią, ale pozostaje Jezusem z Nazaretu.
Jest przemieniony. Żyje niepojętą egzystencją zawierającą cały Jego los z męką, śmiercią. Ale wszystko jest opromienione chwałą.
W ten sposób zostaje nam objawione, kim jest Bóg, kim my jesteśmy i czym jest grzech i zostaje nam ukazana droga do nowego życia dzieci Bożych. I dana nam zostaje siła pozwalająca to życie spełnić, zrozumieć odkupienie jako potęgę przeobrażającej Bożej miłości, ogarniającej nasze istnienie. Dzięki temu staje się jasne, że odkupienie to zmartwychwstały Pan „pierworodny wobec każdego stworzenia” (Kol, Kor).
I pewno tyle, a może aż tyle pojąć trzeba z cudu Zmartwychwstania.