BÓG ZAMKNIĘTY W CHLEBIE

2013/07/4
Waldemar Smaszcz

Świętość chleba, o której pisał Norwid, zatracona w zlaicyzowanym świecie, przetrwała u nas w obyczajach, takich jak łamanie się opłatkiem w Wigilię

 

Cyprian Norwid napisał dwa utwory o tym samym tytule „Moja piosnka”, które należą do najbardziej znanych jego wierszy; różnicujemy je poprzez rzymską numerację: „Moja piosnka [I]” oraz „Moja piosnka [II]”. Lecz choć w obu pojawia się słowo „moja”, to drugi z nich zdecydowanie przekracza wymiar liryki stricte osobistej. Poeta-tułacz w „Mojej piosnce [II]” wypowiada tęsknotę polskich uchodźców za krajem, chociaż używa liczby pojedynczej. Utwór ma charakter litanijny, a w litanii, jak wiadomo, najbardziej nacechowane są inicjalne wezwania, co dodatkowo podkreśla zachowany język grecki – „Kyrie, eleison, Chryste, eleison, Kyrie, eleison”. Poeta „rozpisuje” je niejako na trzy kolejne zwrotki: „Do kraju tego…”, „Do kraju tego….” „Do kraju tego…”, rozbudowując każdą do trzech wersów, zamkniętych aklamacją „Tęskno mi, Panie…”.

Norwid, tęskniąc za ojczyzną, przywołuje ją poprzez najświętsze znaki. Na pierwszym miejscu wymienia chleb. Można by powiedzieć, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo przecież chleb przez tysiąclecia był synonimem pokarmu, a nawet życia; jego brak oznaczał głód i nieuniknioną śmierć. Poeta mówi jednak nie tyle o realnym, co symbolicznym znaczeniu chleba traktowanego jak największa świętość. W ojczyźnie podnosi się z ziemi każdą kruszynkę, którą przecież nie można się nasycić; podnosi się „przez uszanowanie dla darów Nieba”. W tej perspektywie chleb nie jest jedynie owocem pracy rąk ludzkich, ale darem, jaki otrzymujemy od Boga. Musi to nieodłącznie przywoływać sytuację zapisaną w Biblii, gdy Jahwe, chroniąc naród wybrany przed zagładą, zesłał mu na pustyni mannę z nieba.

Poeta tęsknił do kraju, w którym człowiek żył w bezpośredniej bliskości Boga i wszystko, co czynił, wynikało ze świadomości, tak pięknie wyrażonej przez innego wielkiego poetę Franciszka Karpińskiego: „Ledwie oczy przetrzeć zdołam,/ Wnet do mego Pana wołam,/ Do mego Boga na niebie/ I szukam Go koło siebie!”. Widocznym znakiem obecności Boga, Jego łaski, jest właśnie chleb, o który prosimy w „Modlitwie Pańskiej”, za który dziękujemy i który szanujemy. To chrześcijaństwo ukształtowało taki stosunek do chleba, łącząc w nim to, co ziemskie, z tym, co Boskie. Chleb – pokarm ciała – dzięki ofierze Chrystusa stał się pokarmem duszy.


Norwid tęskniąc za Ojczyzną przywołuje ją poprzez najświętsze znaki

Staropolski poeta, Stanisław Herakliusz Lubomirski, pisał: „Ty, chcąc mieszkać w człowieku, zamknąłeś się w chlebie”.

Bóg „zamknięty w chlebie”! Zupełnie inaczej ta sprawa wyglądała w świecie antycznym, gdzie słowo „chleb” było elementem znanego hasła: „chleba i igrzysk” (panem et circenses). Według Juwenala były to dwie rzeczy, o które troszczył się zdegenerowany lud rzymski, niegdyś współrządzący państwem – rozdawany chleb i igrzyska. Człowiek, ukształtowany przez chrześcijaństwo, wiedział, że chleb musi zdobywać codzienną pracą, nieraz w ogromnym trudzie, ale też miał świadomość, że uczestniczy w świętym obrządku. Dzisiaj, gdy tak wiele wartości uległo rozmyciu, zatracamy często poczucie świętości w naszym życiu codziennym. Dopiero nieszczęścia i kataklizmy, które obracają wniwecz wszystko, co zdołaliśmy zgromadzić, uświadamiają, jak niewiele od nas zależy. Przypomnijmy, co napisał Jan Kochanowski w jednym z ostatnich swoich „Trenów”:

My, nieposłuszne, Panie, dzieci Twoje, W szczęśliwe czasy swoje Rzadko Cię wspominamy, Tylko rozkoszy zwykłych używamy.

Po ponad dwu stuleciach, gdy nieszczęście dotknęło nie tylko „nieposłuszne dzieci”, a całą ojczyznę, te słowa znowu stały się aktualne. Naród bez ojczyzny zdany był na łaskę i niełaskę obcych władców. Wielu musiało opuścić ojczyznę i na uchodźstwie szukać schronienia. Polskość, jeszcze raz powtórzmy za Norwidem, stała się „gorzkim chlebem”. Powstały wówczas bodaj najbardziej poruszające strofy wyrażające tęsknotę za utraconą ojczyzną, pisane przez tych, którzy poznali – powtórzmy – gorycz chleba spożywanego na wygnaniu.

Ale, co chciałbym podkreślić, nie zawsze potrzeba było aż nieszczęścia, by zdobyć się na słowa pokornej modlitwy. Najpiękniejsze bodaj strofy o chlebie, jakie napisano w języku polskim, wyszły spod pióra Władysława Syrokomli, „lirnika wioskowego”, jak sam siebie nazwał. Nie opuścił nigdy ojczyzny, nie był zaangażowany w działalność polityczną, w ogóle nie należał do postaci nadających ton swojej epoce. Całe życie spędził na wileńskiej prowincji, ukończywszy zaledwie pięć klas dominikańskiej szkoły. Przeszedł do historii literatury jako twórca „gawędy ludowej”, prostych wierszy wyrastających ze świata litewskich zaścianków i wiejskich chat. Jak wielka była jednak siła moralna owych niewyszukanych rymów, skoro jeszcze dzisiaj, niemal po stu pięćdziesięciu latach, wydobyte ze starych wydań, poruszają naszą wrażliwość. W gawędzie „Kęs chleba” czytamy:

Chleb – święte słowo w niebie i na ziemi,
W nim Bóg sam siebie między ludzi dzieli,
Przed Chlebem Życia truchleją anieli,
Człek go przyjmuje usty pobożnemi,
W chlebie Sakrament odkupienia bierze,
W chlebie jest Boga z ludzkością przymierze.
A gdy Bóg zsyła swojego anioła
I dzikich ludzi ku światłu powoła,
Tam zaraz zbożem zasiewa się niwa,
Srogi syn lasu zaraz chleb pożywa.
A skoro spożył, wnet się uszlachetni,
Wnet się w ogniwa społeczne kojarzy;
Chleb jego przyszłość dziejową uświetni
I piętno boże wyciśnie na twarzy.

To dzięki tak ukształtowanej świadomości mógł powstać wielki wiersz Norwida! W utworze Syrokomli również pojawiła się „okruszynka” chleba, chociaż w odmiennej aurze emocjonalnej. Gdy u Norwida stanowiła symbol uświęconego obyczaju, w gawędzie Syrokomli można mówić nawet o pogłębionym znaczeniu – chleb wyznacza nowy rozdział w dziejach „srogich synów lasów”. Wystarczy „marny okruch”, drobina chleba, aby zostali włączeni do społeczności żyjącej w zupełnie innym świecie. Trudno oprzeć się sile obrazu poetyckiego, chociaż autor nie stara się w niczym olśnić czytelnika. Gdy jednak czytamy, że chleb „piętno boże wyciśnie na twarzy”, to nawet czytelnicy mało wrażliwi na słowo poetyckie nie mogą – jak sądzę – przyjąć tego obojętnie. W utworze tym chleb zawsze przywołuje rzeczywistość sakralną, nie zatracając przy tym swojego realnego znaczenia. Potwierdza to żywą obecność sacrum w życiu codziennym naszych przodków, które przyjmowano jako cząstkę wielkich planów Bożych.

W innym, równie pięknym fragmencie gawędy Władysława Syrokomli czytamy:

Chlebie! Po twoim smaku i zapachu
Czuję znad Niemna polankę borową,
Widzę kaplicę o słomianym dachu,
Słyszę jej dzwonek, jak brzęczy nad głową.
To brzęk znajomy: bywało po lesie
Z sosny na sosnę jak wiewiórka pnie się,
Z góry na górę błyskawicą biega,
Lub się po łące jak powódź rozlega.
Och! pomnę, pomnę jego brzęk poranny,
Kiedy bywało przy końcu już żniwa,
W dzień Przemienia lub Najświętszej Panny,
Z pobliskich wiosek lud boży zwoływa.
Śpieszy w kaplicę ciżba pracowita
Święcić owoce, albo kłosy żyta.

Poświęcone ziarno zabierano do domu, by je zmieszać z wymłóconym, z którego wypiekano chleb i zostawiano na nową siejbę. Sypano „święcone ziarno po zoranej roli”, by w przyszłym roku znowu je posplatać w „wianki kłosiane”. I tak, niby paciorki różańca, łączyły się kolejne lata, nie zatracając nic ze swojej świętości, a nad nimi unosiła się modlitwa „wysoko… wysoko…”.

Nie pozostawała bez odzewu: „Bóg rzucił k’niwom miłosierne oko,/ I zaruniała usiana polanka/ Krzewistą runią, a całe pól łono/ Jakby ktoś szatą przyodział zieloną”. Czytając owe niewyszukane wiersze, od dawna zapomniane, łatwiej zrozumiemy Norwidową tęsknotę za krajem, ojczystą mową, w której została zapisana, i tymi, którzy potrafili mówić o najważniejszych sprawach w życiu człowieka.

W jednym z piękniejszych wierszy, jakie powstały już w następnym stuleciu, podczas wojennej tułaczki, Jan Lechoń napisał:

Smutek taki mnie chwycił, że zda się aż skomli,
Ani przed kim się żalić, kto wie, kiedy minie,
Gdybyż to można było usiąść przy kominie
I czytać sobie stare wiersze Syrokomli!

W 1949 r. na obczyźnie zapomniany w kraju poeta Bronisław Przyłuski (kawaler Krzyża Virtuti Militari za kampanię wrześniową), napisał „Poemat nielogiczny”, w którym nawiązał do takiego właśnie jak u Syrokomli widzenia istoty chleba:

– Dawne plemię
Jednego Boga miało w niebie;
Jednego Ojca – słowa święte.
I jeszcze żyto, ledwie zżęte,
a już uczczone. W żytnim chlebie
świętość po dziś dzień zachowana;
świętość do tego stopnia zbożna,
że chleb zbieramy na kolanach,
a chlebem rzucić to rzecz zdrożna.

Z żalem przychodzi zauważyć, iż dzisiaj podobne utwory można odnaleźć jedynie w antologiach lub w starych wydaniach, o które coraz trudniej w naszych antykwariatach. Na szczęście świętość chleba, niemal zupełnie zatracona w coraz bardziej zlaicyzowanym świecie, przetrwała u nas w tym, co wciąż łączy ogromne rzesze Polaków – uświęconych obyczajach, jak łamanie się opłatkiem podczas wigilii Bożego Narodzenia czy w pieśniach kościelnych, także najnowszych, wciąż powstających, jak niewątpliwie jedna z najpiękniejszych, „Do końca nas umiłował” ks. bpa Józefa Zawitkowskiego. Zdanie otwierające ów hymn eucharystyczny, „Panie, dobry jak chleb…”, pełne prostoty najwyższej próby, weszło do naszej mowy, dołączyło do fraz Franciszka Karpińskiego „Kto się w opiekę poda Panu swemu…” czy „W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie…” ks. Karola Antoniewicza.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej