Łukasz Kudlicki |
Od młodzieńczych lat chcieli zrobić coś dla Polski. Trafili na świetnego kapłana i wychowawcę, Wacława Karłowicza, który odnalazł i podsycił w nich ten ogień. Ale ogień ma to do siebie, że nie tylko grzeje, również spala. Bracia byli inwigilowani i prześladowani. Stefan poznał smak internowania w Białołęce, po ogłoszeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku Arek też tam trafił, a później do więzienia w Załężu i Uhercach. 10 kwietnia 2010 roku Stefan wsiadł z prezydentem Lechem Kaczyńskim do samolotu, który leciał do Katynia…
Najbardziej znany spośród czterech braci był Stefan. W konspiracji zakładał Komitet Katyński, Krąg Pamięci Narodowej, którego był prezesem do 10 kwietnia 2010 roku. Pośmiertnie został wyróżniony tytułem Kustosza Pamięci Narodowej. Był pomysłodawcą budowy pierwszego w Polsce pomnika katyńskiego ustawionego konspiracyjnie 31 lipca 1981 roku na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach, na którym widniała prawdziwa data zbrodni. Był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i NSZZ „Solidarność”, internowany w stanie wojennym. Stworzył Aleję Chwały Olszynki Grochowskiej oraz kilkadziesiąt pomników i tablic ku czci ofiar zbrodni katyńskiej, powstańców warszawskich. Zginął 10 kwietnia 2010 roku w drodze do Katynia.
Spuściznę po Stefanie przejął jego starszy o dwa lata brat Andrzej. Tragedia smoleńska spowodowała, że w jednej chwili musiał wyjść z drugiego szeregu. Kieruje Komitetem Katyńskim i Kręgiem Pamięci Narodowej. Do tego doszła sprawa wyjaśnienia tragedii smoleńskiej. Andrzej współzakładał i jest w zarządzie Stowarzyszenia Rodzin Katyń 2010 skupiającego bliskich ofiar katastrofy samolotu Tu-154M.
Wrośnięci w polskość
– Rodzina Melaków, na czele ze Stefanem, moim druhem i duchowym bratem, hartowała swoją miłość do ojczyzny podczas trudnego okresu reżimu komunistycznego – mówi Mazllum Saneja, albański poeta i tłumacz z Kosowa mieszkający w Warszawie. – Moja przyjaźń ze Stefanem rozpoczęła się jeszcze w latach 70. Dzięki niemu poznałem smak polskości i ją pokochałem. Od Stefana dowiedziałem się o Olszynce Grochowskiej, Romualdzie Traugutcie i powstaniu warszawskim. Stefan był liryczną duszą. Zachowywał stoicyzm i pogodę ducha, mimo że był prześladowany w PRL i nierozumiany w III RP. Dopiero prezydent Lech Kaczyński dokonał swoistej „rehabilitacji” Stefana, odznaczając go za jego wielkie zasługi dla Polski.
Rodzina Melaków od pokoleń mieszka w Kawęczynie. Z okien ich domu widać pole najkrwawszej bitwy powstania listopadowego z 25 lutego 1831 roku, w której Wojsko Polskie odparło szturm rosyjski na Warszawę.
Praprzodkowie ze strony ojca pochodzili z Francji. Z przekazów rodzinnych wiadomo, że walczyli w armii napoleońskiej. Przodkowie ze strony matki pochodzili ze Lwowa. Brat dziadka Jędrzej Zdziebko był jednym z Orląt Lwowskich; spoczywa na lwowskim Cmentarzu Orląt.
Jak wspomina Andrzej Melak, w opowiadaniach dziadków przewijały się wątki walk o wolność ojczyzny w czasie zaborów, co bardzo zainteresowało czterech braci i pchnęło w stronę historii ojczystej. Bardzo ważną rolę odgrywał proboszcz miejscowej parafii, ks. Wacław Karłowicz, żołnierz Armii Krajowej, kapelan powstańczego Starego Miasta, który uratował Krzyż Baryczków z płonącej katedry św. Jana w czasie walk na Starym Mieście. Po wojnie ksiądz prymas Stefan Wyszyński zlecił ks. Karłowiczowi zorganizowanie nowej parafii na Gocławku pod wezwaniem św. Wacława.
– Nasze częste spotkania z ks. Wacławem wynikały ze wspólnych zainteresowań historią ojczystą – mówi Andrzej Melak.
Ksiądz Wacław, jako uważny obserwator, doskonale wyczuł, że wspólnie możemy wiele zdziałać. Na początku lat 70. zaczęliśmy walkę o uratowanie dewastowanej Olszynki Grochowskiej.
Władze PRL robiły wszystko, żeby obniżyć rangę miejsca, w którym polski żołnierz w 1831 roku zatrzymał Rosjan nacierających na Warszawę. Lasek Olszynki został przetrzebiony przy okazji budowy sieci kolejowej i ciepłowniczej w związku z budową Elektrociepłowni Kawęczyn. Zbudowane na Koziej Górce więzienie zostało nazwane Olszynka Grochowska, co miało sprawić, że nikt już nie będzie pamiętał o bitwie w Olszynce Grochowskiej z 1831 roku.
Pierwsze uroczystości, modlitwy i msza polowa miały miejsce na początku lat 70. przy zbudowanej przed wojną z inicjatywy prezydenta Stefana Starzyńskiego mogile powstańczej. Wtedy to Stefan Melak dotarł do dokumentów, z których wynikało, że przedwojenne władze nakreśliły plan budowy mauzoleum powstania listopadowego i Alei Chwały Olszynki Grochowskiej. Wybuch wojny nie pozwolił na realizację tych zamierzeń.
– Urzeczywistnienie tych planów stało się głównym motywem naszych działań – mówi Sławomir Melak. – Uroczystości religijno-patriotyczne w kolejne rocznice wybuchu powstania listopadowego i samej bitwy grochowskiej zaczęły gromadzić coraz liczniejsze rzesze warszawiaków, a nawet przybyszów z tych miejsc w Polsce, na terenie których odbywały się bitwy w czasie powstania listopadowego. Przyjeżdżały delegacje z Ostrołęki, Dobrego, Stoczka, Igań, Dębego Wielkiego, Wawra…
W 1974 roku, po konsultacjach z biskupem Władysławem Miziołkiem, księdzem Karłowiczem i biskupem Mikołajem Sasinowskim, duszpasterzem kombatantów, Stefan podjął decyzję o utworzeniu Kręgu Pamięci Narodowej. Ta organizacja miała na celu przywrócenie pamięci o wielkich czynach w obronie niepodległości polskiego narodu przemilczanych przez propagandę komunistyczną, bo niewygodnych dla władz PRL. Udział w uroczystościach w Olszynce Grochowskiej stawał się dla wielu środowisk – aktorów, muzyków, literatów, ale również robotników ? zaszczytnym, z chęcią wypełnianym obowiązkiem. Licznie reprezentowani byli żołnierze II Rzeczypospolitej, kombatanci Armii Krajowej, NSZ, WiN. Następowała konsolidacja środowisk niepodległościowych. Powiększało się pole działania Kręgu Pamięci Narodowej, który organizował uroczystości w Ossowie i Radzyminie ku czci zwycięzców w wojnie z bolszewikami.
– Ksiądz Wacław był naszym przewodnikiem po polach bitwy wojny polsko- bolszewickiej, które poznał, pracując w latach 30. w sanktuarium Cudu nad Wisłą w Kobyłce – wspomina Andrzej Melak. ? Z naszej inicjatywy stanął krzyż w miejscu śmierci księdza Ignacego Skorupki, kapelana 36. pułku legii akademickiej, który poległ w Ossowie, podrywając polskie szeregi do szturmu na oddziały Armii Czerwonej 15 sierpnia 1920 roku. Miejsce ustawienia krzyża wskazał ks. Wacław. Gdy kopaliśmy dół pod krzyż, natrafiliśmy na resztki krzyża, który w tym samym miejscu stał przed wojną. Przy krzyżu zakopaliśmy dokument, który opisywał naszą akcję. Ten dokument został odnaleziony w czasie porządkowania tego miejsca w latach 90.
Dzięki braciom Melakom wielu poznało smak polskości, na zdjęciu od lewej: Sławomir, Andrzej i Stefan Melakowie z ks. Wacławem Karłowiczem
W podziemiu i legalnie
W latach 70. Stefan był pochłonięty działalnością niepodległościową. Nawiązał liczne kontakty, przystąpił do Konfederacji Polski Niepodległej, współpracował z redaktorem Wojciechem Ziembińskim, który w Warszawie pełnił rolę człowieka-instytucji, organizując uroczystości patriotyczne, przemarsze, wykłady, pokazy filmów, również o tematyce katyńskiej. Wtedy zrodził się pomysł upamiętnienia ofiar sowieckiej zbrodni ludobójstwa, o których pamięć była niszczona przez cały PRL.
– Miejscem spotkań i obchodów rocznicy mordu była wówczas Dolinka Katyńska na Powązkach Wojskowych, nieopodal pomnika Gloria Victis poświęconego powstaniu warszawskiemu – wspominał Stefan Melak. – Zdecydowaliśmy o budowie w konspiracji pomnika, który miał wykrzyczeć prawdę o zbrodni zakłamanej przez propagandę. W tym celu w 1979 roku został powołany Komitet Katyński, który skupiał bliskich pomordowanych oraz inne osoby zaangażowane w walkę z kłamstwem katyńskim.
Arkadiusz Melak, który był mechanikiem precyzyjnym, zaprojektował i kierował przygotowaniem elementów pomnika. Wspierali go bracia Sławomir i Andrzej, brat cioteczny Jan Waś oraz Stanisław Rosiński, kolega z sąsiedztwa. Konspiratorzy zamawiali elementy na pomnik – kamień granitowy i litery z brązu – w wielu zakładach kamieniarskich i brązowniczych, aby nie wzbudzić podejrzeń władz. Zamówione elementy odbierali sami i po kolei zwozili na posesję Arkadiusza, który w garażu, wspierany przez Andrzeja i Sławomira, przygotowywał pomnik do montażu.
– Podczas spotkania w moim mieszkaniu ustaliliśmy datę montażu pomnika w Dolince Katyńskiej na 31 lipca, w przeddzień rocznicy wybuchu powstania warszawskiego, która zawsze przyciąga na Powązki dziesiątki tysięcy ludzi – wspominał Stefan Melak. ? Z obserwacji bramy cmentarza wynikało, że na teren Powązek wjeżdżają bez kontroli tylko śmieciarki. Sławek, który wtedy pracował w bazie transportowej, zorganizował dwa samochody avia z kontenerami na śmieci. Grupa młodych konspiratorów załadowała elementy pomnika do podstawionych samochodów, które, każdy inną trasą, udały się na Powązki i bez problemu dotarły do celu. W krótkim czasie udało się bez kłopotów ustawić cały pomnik. Jednak już pierwszej nocy został on zrabowany przez SB. Tydzień przed wprowadzeniem stanu wojennego udało się jeszcze wmurować akt erekcyjny pod budowę pomnika w miejscu zrabowanego monumentu.
Po 13 grudnia 1981 roku Stefan i Arkadiusz trafili do więzienia. Najpierw obaj znaleźli się w Białołęce. Później Arek był więziony w Załężu i Uhercach. Został zwolniony jako ostatni internowany dopiero w Wigilię 24 grudnia 1982 roku rano. Tylko dzięki pomocy miejscowego księdza i kolejarzy zdążył do domu na wieczerzę wigilijną. Pobyt w więzieniu kosztował go wiele zdrowia. Był często bity i niewłaściwie leczony, gdy poważnie się rozchorował. Skutki odczuwa do dzisiaj. Stan zdrowia nie pozwolił mu wziąć udziału w całym pogrzebie Stefana, jednej z ofiar Smoleńska. Uczestniczył w mszy żałobnej, ale nie mógł już udać się na Cmentarz Powązkowski, gdzie chowano Stefana obok innych smoleńskich ofiar, kilkaset metrów od miejsca, w którym stawiał pomnik katyński.
Zjednoczenie serc
– Rodzice czytali nam książki, opowiadali dzieje naszej rodziny, co niezmiernie nas ciekawiło i wzbudziło potrzebę poznawania polskich dziejów – wspomina Andrzej Melak. – Do dzisiaj pamiętam mamę czytającą Sienkiewicza, Słowackiego, dzieje Bartosza Głowackiego. To pobudzało naszą wyobraźnię i w dorosłym życiu stało się inspiracją do działania. Najbardziej szalone pomysły, rzucane przez któregoś z nas, potrafiliśmy wcielić w życie. Z początku wydawały się wyprawą z motyką na słońce, a po zastanowieniu stawały się rzeczywistością.
Wspólną cechą braci Melaków była i pozostaje umiejętność zarażania swoją pasją i optymizmem innych osób, które znalazły się w gronie współpracowników Kręgu Pamięci Narodowej i Komitetu Katyńskiego. Wśród setek ściśle lub przelotnie związanych z działalnością braci osób przewijali się aktorzy i muzycy, dziennikarze i pisarze, historycy, duchowni i robotnicy.
– Pojawiali się i tacy, których działalność nie była bezinteresowna – mówi Andrzej Melak. – Gdy stwierdzali, że do tej pracy trzeba nieustannie dokładać, a nie da się zarobić, znikali jak we mgle – żartuje Andrzej. ? Ale siłą naszego działania była całkowita niezależność finansowa i organizacyjna, co przekładało się na to, że żadna organizacja ani partia nie mogły wpływać na kierunek naszych działań i głoszone poglądy.
Niezależność stała się nadrzędną wartością dla Stefana. Chociaż wielu jego kolegów z czasów konspiracji zrobiło w III RP karierę, a także dorobili się majątku, on wciąż był outsiderem. Często nie dojadał, utrzymywał się z oprowadzania wycieczek, kolportażu własnych publikacji. Był sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Zawsze podkreślał, że jego celem jest odbudowanie tożsamości narodowej, dumy z faktu bycia Polakiem, bo te wartości były i są niszczone. Dla tej sprawy zrobił znacznie więcej niż ministrowie dysponujący publicznymi pieniędzmi i legionami sowicie opłacanych podwładnych.
– Było nas w domu czterech, nie mieliśmy siostry – wspomina Andrzej Melak. ? Każdy z nas umiał wykonywać wszystkie niezbędne domowe czynności: uprać, ugotować. Gdy mama złamała rękę, przejęliśmy gospodarstwo domowe. Może to stąd brała się nasza samowystarczalność. Umieliśmy liczyć, czyli liczyliśmy na siebie. Kilkadziesiąt pomników, tablic pamiątkowych, całą Aleję Chwały Olszynki Grochowskiej udało się wykonać z pomocą niewielu chętnych, a głównie własnymi siłami. Wspierał nas zawsze Cech Krawców i Włókienników, działacze „Solidarności” z Radwaru, kilka zaprzyjaźnionych rodzin, grupa współpracujących działaczy samorządowych, kilkoro parlamentarzystów.
Zapracowany emeryt
Andrzej Melak, rocznik 1944, od niedawna jest emerytem. Żona myślała, że kiedy przejdzie na emeryturę, będzie więcej czasu spędzał w domu. Tymczasem od 10 kwietnia 2010 roku Andrzej nie ma już czasu dla siebie. Organizuje uroczystości, chodzi do prokuratury czytać akta ze śledztwa smoleńskiego, odwiedza szkoły i domy kultury z prelekcjami, uczestniczy w akacjach sadzenia dębów katyńskich poświęconych zamordowanym oficerom.
– Nagłe odejście Stefana było szokiem dla jego rodziny i wszystkich znajomych – mówi Andrzej. ? Osobiście dotknęła mnie tragiczna śmierć ukochanego brata, jednak od początku wiedziałem, że muszę przejąć jego dzieło. Na szczęście we wszystkim go wspomagałem i znałem jego plany. Było mi stosunkowo łatwo wejść w tory działania. Stefan do końca przechował coś z czasów konspiracji. Od naszych wspólnych znajomych wciąż dowiaduję się o sprawach, które wcześniej nie były mi znane. Jakby zabiegał, abym nie wiedział za dużo – żartuje Andrzej Melak.
A jego brat Sławomir w rocznicę wybuchu powstania styczniowego pod krzyżem Romualda Traugutta, gdzie zwykle prowadził uroczystości Stefan, tak pocieszał zebranych: „Nie możemy się martwić. Stefan jest cały czas z nami. Również dzisiaj. I zawsze będzie. On nas poprowadzi”.