Brak strategii pochodną braku elit

2013/07/3
Łukasz Kudlicki

Odrodzone po 1989 r. niepodległe państwo polskie nie stworzyło narodowej strategii, która objęłaby kwestie polityki międzynarodowej i rozwoju wewnętrznego. Najnowszy, wyborczy triumf obecnego, bezprogramowego obozu władzy wskazuje, że takiej strategii nie doczekamy się przez kolejne lata. Pustka ideowa i programowa, w jakiej funkcjonuje polskie państwo, jest zarazem świadectwem niskiej jakości elity państwowej wykreowanej przy okrągłym stole. Obecna elita jest bowiem spuścizną państwa komunistycznego, które funkcjonowało w oderwaniu od polskiej tradycji i nie było nastawione na identyfikację i realizację polskich interesów, a jedynie stanowiło ekspozyturę interesów sąsiedniego, sowieckiego mocarstwa.

 

Nicość w zakresie narodowej strategii przez pierwsze 15 lat funkcjonowania państwa po 1989 roku była maskowana hasłem dołączenia do Zachodu, mitycznego „marszu do Europy”, skonkretyzowanego w postulacie akcesji do Sojuszu Północnoatlantyckiego i Unii Europejskiej. Niektórzy komentatorzy adorowali z tej okazji prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, bo chociaż zaczynał jako aparatczyk komunistycznej partii, to dzielnie wprowadził Polskę do NATO i UE. Problem w tym, że hołdowanie Kwaśniewskiemu nie wytrzymuje krytyki wobec bezsprzecznego faktu, iż pozostałe kraje byłego obozu komunistycznego w naszej części Europy, chociaż były pozbawione tak „światłego” przywództwa, również znalazły się w gronie państw członkowskich NATO i UE.

Pozwolę sobie stwierdzić, że Polska po 1989 roku ani przez chwilę nie miała spójnej, całościowej narodowej strategii obejmującej politykę zagraniczną, gospodarczą i społeczną (w tym demograficzną). I nie mogła jej mieć, bo III RP funkcjonowała w wyniku umowy postpezetpeerowskiej nomenklatury z przedstawicielami Solidarnościowej elity, która dziejowy kompromis z przedstawicielami totalitarnego reżimu uznała za wartość absolutną. Można co najwyżej mówić o krótkotrwałych wyłomach w tej sytuacji. Skoro tak, funkcjonowanie państwa było nastawione na zabezpieczenie interesów dawnej elity komunistycznej i dokooptowanego do niej środowiska „konstruktywnej” opozycji z ostatnich lat PRL, wyselekcjonowanej przez komunistyczne służby specjalne. W takim układzie przywództwa nie było miejsca na wypracowanie rzetelnej narodowej strategii politycznej, gospodarczej czy społecznej, która odpowiadałaby potencjałowi i miejscu Polski i Polaków w Europie i świecie.

Ciepła woda w kranie wystarczy W ciągu ponad 20 lat odrodzonego państwa nikt skutecznie nie odpowiedział na pytanie, jaki model rozwoju powinna przyjąć Polska, jakie interesy realizować na arenie międzynarodowej, jak dbać o Polaków i Polonię za granicą, jaki kształtować porządek społeczny na arenie wewnętrznej. Wymownym symbolem zapaści myśli strategicznej jest kuriozalne hasło premiera Donalda Tuska, który bez ogródek mówi, że jego władza w państwie ma służyć zapewnieniu ciepłej wody w kranie. Trudno ocenić, czy na takie postawienie sprawy rzutuje liberalne podejście premiera do znaczenia instytucji, czy jest w tym kapitulancki minimalizm. Faktem jest, że obecna, umocniona aktem wyborczym władza wysyła do Polaków jasny komunikat, że nie ma żadnej oferty związanej z najważniejszymi wyzwaniami stojącymi przed współczesną Polską, takimi jak degradacja demograficzna, strukturalne bezrobocie, słabość – niemoc instytucji państwa, o której świadczy stan tych sfer, które od państwa zależą, jak służba zdrowia, edukacja, bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne (stan policji i „znikające” siły zbrojne), zorientowanie biurokracji nie na obywateli, ale na ochronę własnego statusu, słabość dyplomacji wynikająca z tego, że nikt nie stawia przed nią ambitnych zadań, fatalna struktura PKB.

Chciałbym się pokusić o sformułowanie zakresu pytań, na jakie powinna odpowiadać strategia działania państwa polskiego w kluczowych dla bytu państwowego i narodowego sferach.

Polityka zagraniczna

Nie ulega wątpliwości, że kształt zaangażowania międzynarodowego państwa powinien odpowiadać jego aspiracjom w zakresie kreowania własnej pozycji na arenie regionalnej i globalnej, która powinna stwarzać przestrzeń do realizacji narodowych aspiracji czy interesów. Mitologizowane w latach 90. XX wieku wejście do NATO i UE nie mogło być zatem celem samym w sobie, ale powinno być środkiem do celu. Niezrozumienie tej kwestii spowodowało, że ani wcześniej, ani po akcesji do UE w 2004 r. słaba intelektualnie polska elita państwowa nie wykreowała żadnego programu budowy pozycji, bogactwa i znaczenia Polski i Polaków w Europie i świecie.

Kolejne ekipy rządowe miotają się między skrajnościami, takimi jak model funkcjonowania w formule kooperanta światowego żandarma, jakim są Stany Zjednoczone, czy żandarmów regionalnych (np. Francji), co skutkowało zaangażowaniem sił zbrojnych w misje zagraniczne, od Bałkanów przez Irak i Czad do Afganistanu. Ponieważ w ślad za każdorazową decyzją o wysłaniu żołnierzy za granicę nie poszła refleksja, o jakie własne interesy będziemy zabiegać w związku z tym zaangażowaniem, poza wydatkami i stratami osobowymi oraz materialnymi nic z tych misji nie wyniknęło. Można próbować się upierać, że przed akcesją do NATO udział w misjach miał potwierdzać nasze zdolności polityczne i militarne, wzmacniać wiarygodność sojuszniczą. Dzisiaj już ani rządzący, ani opozycja nie kryją, że misja afgańska to zwykła pułapka, z której nikt nie ma pomysłu, jak wyjść w twarzą.


Upadek przemysłu stoczniowego świadczy, że państwo polskie nie potrafi prowadzić polityki gospodarczej służącej interesowi narodowemu

Rządząca ekipa przeżywa frustrację związaną z zawodem w relacjach polsko- amerykańskich, daremnie szukając pociechy w związku z najsilniejszymi państwami europejskimi czy poprzez kreowanie mitycznego ocieplenia stosunków z Rosją. Ponieważ w relacjach z Niemcami czy Rosją napotykamy jawną sprzeczność interesów, trudno oprzeć się wrażeniu, że jeśli intensyfikacja kontaktów z partnerami europejskimi nie jest kolejną odsłoną marszu od ściany do ściany, to w innym przypadku może stanowić grę o własne, indywidualne interesy rządzących na wzór kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera, który realizowanej osobiście polityce sprzyjania interesom rosyjskim zawdzięcza lukratywną posadę w spółce-córce Gazpromu powołanej do budowy i zarządzania Gazociągiem Północnym.

Polska polityka zagraniczna przede wszystkim powinna odpowiadać na wyzwania związane ze szczególnym położeniem Polski na granicy Zachodu i Wschodu, czyli na styku dwóch cywilizacji, w miejscu, w którym tradycyjnie ścierały się interesy Niemiec i Rosji. Polska jako klient raz Berlina, raz Moskwy, może tylko na krótką metę zabezpieczyć swój byt. Dowiodły tego dzieje upadku Rzeczypospolitej szlacheckiej, której elity upatrywały szansy na przetrwanie i odrodzenie Polski w zmianie podległości: okazało się jednak, że postawienie ambasadora z Berlina w miejsce dyplomaty przysłanego z Sankt Petersburga niczego nie załatwiło: Prusy i Rosja doszły do wniosku, że najlepiej zrealizują swoje interesy poprzez faktyczny rozbiór Polski i unicestwienie naszego państwa.

Polityka gospodarcza

Deficyt myśli strategicznej najbardziej dotkliwie widać na arenie wewnętrznej, szczególnie w tak mierzalnej sferze, jak gospodarka. Przez 20 lat żaden z rządów nie próbował nawet odpowiedzieć na pytanie, jak chronić i rozwijać polską gospodarkę w warunkach globalnej rywalizacji nacechowanej monopolistyczną pozycją ponadnarodowych koncernów. Widać to w zestawieniu z bilansem dwudziestolecia II RP, która pozostawiła po sobie zalążki nowoczesnego przemysłu w postaci Centralnego Okręgu Przemysłowego, a także przemysłu maszynowego czy chemicznego, który już przed 1939 r. mógł się pochwalić nowoczesnymi, konkurencyjnymi produktami (samoloty, lokomotywy, uzbrojenie). W porównaniu z tamtym okresem bilans dwudziestolecia III RP cechuje absolutny brak rodzimej myślitechnicznej, brak polskiej marki przemysłowej, brak pomysłu na stymulację innowacyjności i totalna wyprzedaż majątku państwowego, który przedstawiał jakąkolwiek wartość. Na ironię zakrawa fakt, że szereg państwowych silnych podmiotów w ramach „prywatyzacji” trafiło do państwowych, tyle że zagranicznych podmiotów (np. Telekomunikacja Polska SA jest własnością państwowej France Telecom). Należy dodać, że dochody z prywatyzacji były w stu procentach przejadane, czyli w żadnym stopniu nie posłużyły budowie nowoczesnej gospodarki.

Czy na przykład środki z ideologizowanej prywatyzacji nie mogły posłużyć do wsparcia nowoczesnych gałęzi przemysłu, które mogłyby znaleźć swoje miejsce na globalnym rynku? Dzisiaj widać, że prywatyzacja służyła jedynie zatkaniu bieżących dziur w budżecie. Decyzje o sprzedaży państwowych koncernów czy wyprzedaży całych sektorów przemysłowych (np. hutnictwo) były podejmowane w związku z bieżącymi potrzebami finansowymi państwa, a nie ze względu na dalekosiężną strategię budowy i rozwoju gospodarki narodowej z uwzględnieniem priorytetowych gałęzi przemysłu.

Podejście państwa do rolnictwa i rolników jest kolejnym dowodem destrukcyjnej polityki państwowej, której brakuje oparcia w strategii rozwoju. Z jednej strony obserwujemy świadome konfliktowanie mieszkańców miast z mieszkańcami wsi, a z drugiej, likwidację kolejnych sektorów produkcji rolnej i hodowlanej. Znikające uprawy buraków cukrowych, chmielu, topniejące pogłowie owiec znaczą szlak osłabiania potencjału rozwojowego i ograniczania perspektyw dla polskiej wsi.

Polityka społeczna

Nowoczesne państwo nie pozostaje bierne wobec negatywnych procesów społecznych. Tymczasem Polska postkomunistyczna zdaje się ignorować najczarniejsze komunikaty ze sfery życia wspólnoty, jaką jest naród. Życie społeczne w Polsce ciąży w stronę struktury państwa kolonialnego czy mafijnego. Z jednej strony widzimy ogromne bezrobocie, zapaść demograficzną, masowe ubóstwo i głód, a z drugiej nową elitę społeczną, której ton nadają postkomunistyczna nomenklatura, przedstawiciele dawnych i obecnych służb specjalnych, pomazańcy medialni (tzw. celebryci) i arystokracja finansowa, o której były premier mówił, że podwaliny swojego bogactwa budowała na przestępstwach („ukradziony pierwszy milion”).

Państwo polskie nie potrafi znaleźć odpowiedzi na żaden z palących problemów społecznych. Kryzys oświaty i edukacji, obniżenie i tak niskiego średniego poziomu wykształcenia, maskowane jest wzrostem odsetka osób z wyższym wykształceniem. Nikt nie ma odwagi przyznać, że dyplom większości prywatnych uczelni jest mniej wart niż papier, na którym został wydrukowany. Bezrobocie wśród absolwentów wyższych uczelni wynosi 50 proc. Masowe studia stanowią dla rządzących alibi dla braku starań o zwiększenie liczby miejsc pracy, bo przez trzy do pięciu lat znaczący odsetek młodzieży zamiast w rejestrze bezrobotnych figuruje na listach osób płacących za niewiele warte studia.

Od lat słyszymy od polityków o potrzebie wykreowania polityki rodzinnej, która będzie promowała dzietność, ułatwi życie rodzinom z większą liczbą dzieci, a tym samym wyprowadzi nas z zapaści demograficznej. Im więcej tych deklaracji, tym kryzys bardziej się pogłębia. Co więcej, nie jest jedynym problemem to, że dominujący model 2+1 nie gwarantuje odnowienia populacji. Gdy zajrzymy głębiej do statystyk, okaże się, że coraz większy odsetek dzieci rodzi się w tzw. związkach nieformalnych. A coraz mniej dzieci, które wychowują się w pełnej rodzinie, ma szansę dojść do pełnoletności z matką i ojcem pod jednym dachem. Rozpad rodziny, rozwody i nowe związki rodziców są zjawiskami dopełniającymi obraz kryzysu rodziny i tradycyjnego wychowania. Czy dzieci, które nie wiedzą, co to jest rodzina z matką i ojcem w domu, jako dorośli będą zdolne stworzyć normalne rodziny i odpowiedzialnie wychować swoje dzieci?

Żadna z ekip rządzących nie zadała sobie trudu, by dokonać masowej repatriacji Polaków ze Wschodu. Byłby to nie tylko akt dziejowej sprawiedliwości i zadośćuczynienia za doznane krzywdy, ale też środek do celu, jakim jest wzmocnienie demograficzne Polski. Politycy zasłaniali się zazwyczaj innymi ważnymi potrzebami Polski i Polaków, pustką w kasie państwowej czy potencjalnymi zagrożeniami społecznymi wynikającymi z masowej akcji osiedleńczej ludzi, którzy mentalnie nie mają z Polską wiele wspólnego, za to mogą importować górę problemów na polski grunt. Jednak państwo, które pozwala sobie na finansowanie igrzysk dla ludu, kosztowną budowę drogich w utrzymaniu stadionów, marnotrawiące swoje bogactwo na rzeszę szkodzących obywatelom biurokratów, wcale nie jawi się jako zbyt biedne, by pomóc porzuconym rodakom. Rzecz w tym, co jest faktycznym priorytetem, czyli właśnie o strategię.

Żeby powstała narodowa, państwowa strategia, potrzebna jest elita, która uświadamia sobie konieczność wypracowania koncepcji działania i rozwoju. Zasadne jest zatem pytanie, czy brak wypracowanej i przedstawionej do społecznej akceptacji strategii jest wynikiem braku prawdziwej elity, czy wynika z czego innego. Skłaniam się do odpowiedzi, że obecny stan jest tragicznym dziedzictwem działań sowieckiego i niemieckiego agresora, którzy rozpoczynając okupację Polski w 1939 r., od początku skupili się na działaniach nakierowanych na likwidację polskiej elity narodowej. Zbrodnia katyńska i akcja AB przyniosły krwawe żniwo. Dzieła zniszczenia polskiej elity dokończyli funkcjonariusze komunistycznego reżimu w więzieniach i katowniach UB i MBP. Ostatnim akcentem była seria mordów dokonanych na księżach, począwszy od ks. Jerzego Popiełuszki w 1984 r., skończywszy na księżach mordowanych już podczas obrad okrągłego stołu w 1989 r. W ten sposób Polska była przygotowana na nową epokę…

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej