Rafał Natorski |
Ksiądz Roman Kotlarz stał się symbolem radomskiego Czerwca 76. Jednak do tej pory nie udało się wyjaśnić wszystkich okoliczności śmierci kapłana, który przed kościołem Świętej Trójcy błogosławił manifestantów zmierzających pod komitet partii.
Roman Kotlarz urodził się 17 października 1928 roku w Koniemłotach koło Staszowa jako najmłodsze dziecko z sześciorga rodzeństwa Szczepana i Walerii. Jego dom rodzinny sąsiadował z pięknym zabytkowym kościołem parafialnym, w którym ojciec był organistą. W małym Romanie wcześnie dojrzała myśl o kapłaństwie.
W 1948 roku postanowił wstąpić do seminarium. Jak pisał we własnoręcznie sporządzonym życiorysie, powodem tej decyzji była „troska o własną duszę i najbliższe mi, a także wszystkie inne”.
Naukę pobierał w Seminarium Duchownym w Częstochowie, Krakowie i Sandomierzu. 30 maja 1954 roku w Katedrze Sandomierskiej otrzymał ostatnie święcenia kapłańskie. Kapłańska droga ks. Kotlarza rozpoczęła się w trudnym czasie dla polskiego Kościoła. Duchowni, którzy przeciwstawiali się komunistycznej polityce, trafiali do więzień i ośrodków odosobnienia. Taki los spotkał m.in. prymasa Polski Stefana Wyszyńskiego, który został internowany, oraz biskupa Czesława Kaczmarka, skazanego na karę dwunastu lat więzienia.
Z wpisów w pamiętniku wynikało, że kapłan miał świadomość ryzyka konfrontacji z aparatem represji.
W 1954 roku ks. Kotlarz objął placówkę duszpasterską w parafii Szydłowiec. Jego emocjonalne kazania szybko stały się przyczyną poważnego konfliktu z władzą. 17 stycznia 1956 roku do Kurii Biskupiej w Sandomierzu wpłynęło pismo Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Kielcach, domagające się udzielenia ks. Kotlarzowi upomnienia za słowa, którymi poniżał miejscowe nauczycielstwo. Kapłan nie przyznał się do winy, ale biskup sandomierski postanowił przenieść go do parafii w Żarnowie. Wierni z Szydłowca bardzo żywiołowo protestowali, bo nie zgadzali się z tą decyzją. Nie przyniosło to jednak skutku.
Kolejnym miejscem pracy duszpasterskiej ks. Kotlarza była Koprzywnica koło Sandomierza. Tu też wygłaszał kazania, które podobały się wiernym, ale przez władze były odbierane jako antypaństwowe. Kiedy Koprzywnicę planował odwiedzić prymas Stefan Wyszyński, kapłan chciał, żeby witały go dzieci. Jednak władze w tym czasie zorganizowały dla nich obowiązkową wycieczkę. „Zginął Herod, zginął Hitler. Biada każdemu, kto z Bogiem walczy” – skomentował to podczas kazania ks. Kotlarz. Po interwencji UB kapłan stracił prawo nauki religii za „szerzenie złośliwych dygresji pod adresem ustroju”.
Znów musiał się przeprowadzić. Trafił do Mirca pod Starachowicami. Pobyt w tej parafii był jednym z najspokojniejszych okresów w życiu ks. Kotlarza. Z zachowanych relacji wyłaniał się niemal sielski obraz życia kapłana pochłoniętego bez reszty wypełnianiem obowiązków duszpasterskich. Za sprawą młodego wikarego nastolatki z Mirca poznały, co to jest adapter, i uczyły się tańca przy muzyce „mechanicznej”.
Niestety, zaczął się pogarszać stan zdrowia księdza i być może to zadecydowało o jego przenosinach do parafii w Kunowie, a potem w Nowej Słupi.
Ostatnim przystankiem na drodze duszpasterskiej kapłana była parafia Pelagów, gdzie pojawił się w 1961 roku. Do nowych obowiązków podchodził z charakterystyczną dla siebie pasją. Opowiadał mieszkańcom wioski o Katyniu i komunistycznych zbrodniach. Po jednym z takich odważnych kazań po księdza przejechało SB. Kapłan w piżamie uciekł przez pola.
Na ścieżce zdrowia
25 czerwca 1976 roku ks. Kotlarz przyjechał na obiad do Radomia. Żywił się w stołówce prowadzonej przez siostry zakonne przy parafii św. Jana Chrzciciela. Jadł bardzo mało, ponieważ przeszedł ciężką operację – resekcję żołądka.
Gdy szedł ulicą, natknął się na wielką manifestację robotników. To było dzień po ogłoszeniu przez premiera Piotra Jaroszewicza w Sejmie rządowej propozycji podwyżek cen. Protest rozpoczęli pracownicy Zakładów Metalowych im. gen. Waltera. Do demonstrujących dołączyli niebawem ludzie z innych fabryk.
Ze stopni kościoła Świętej Trójcy ks. Kotlarz pobłogosławił tłum demonstrantów, który zmierzał w stronę siedziby Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Powiedział wtedy: „Matko Najświętsza, któraś pod krzyżem stała, pobłogosław tym dzieciom, które pragną chleba powszedniego”. Później sam zanotował: „Przez kilka chwil, w sutannie, maszerowałem środkiem ulicy, raz po raz pozdrawiano mnie: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Dziękujemy księdzu! Bóg zapłać! Odpowiadałem: Na wieki wieków! Szczęść Boże!”.
Kiedy radomski protest został brutalnie spacyfikowany, ks. Kotlarz w pelagowskiej parafii prowadził modlitwy za pobitych, aresztowanych i usuwanych z pracy robotników. W swoich kazaniach stanowczo domagał się szacunku dla człowieka i jego pracy, piętnował kłamstwo i niesprawiedliwość. 11 lipca 1976 roku podczas nabożeństwa powiedział: „Polecamy Ci, Matko Najświętsza, braci naszych Polaków, którzy teraz w tej chwili cierpią, są bici i katowani. Bądź dla nich Pocieszycielką i Panią zwycięstwa”. Funkcjonariusz SB nagrał to kazanie. Na komendzie MO został sporządzony stenogram i meldunek dzienny, który trafił do tajnej kancelarii Urzędu Wojewódzkiego w Radomiu. Na podstawie tego doniesienia, z polecenia wojewody, dyrektor Wydziału ds. Wyznań Stefan Borkiewicz wydał postanowienie o wszczęciu postępowania w sprawie „szkodliwej dla państwa” działalności ks. Kotlarza.
Wizyty oprawców
Na plebanii w Pelagowie w nocy pojawili się „nieznani sprawcy”. Ksiądz Kotlarz kilkakrotnie został brutalnie pobity. Kapłan poddany ścisłej inwigilacji musiał co drugi dzień meldować się na komisariacie. Borkiewicz skierował nawet oficjalne pismo do biskupa sandomierskiego Piotra Gołębiowskiego, domagające się potępienia duchownego z Pelagowa. „Ksiądz Kotlarz dopuścił się zarówno przestępstwa publicznego pochwalania zbrodni, jak i nadużywania ambony do celów niemających nic wspólnego z religią” – doniósł dyrektor.
Ostatni najazd esbeków miał miejsce w sierpniu 1976 roku. Kapłan znów został pobity. Oprawcy wyszli, ale nie mogli odpalić samochodu.
Na swoje nieszczęście ksiądz wyczołgał się przed plebanię. Zauważył to jeden z esbeków i znów zaczął bić swoją ofiarę. Kapłan przez tydzień nie mógł wstać z łóżka.
Mimo to nie przerwał pracy duszpasterskiej. 15 sierpnia 1976 roku w czasie odprawiania nabożeństwa wzniósł okrzyk „Matko, ratuj!” i po chwili stracił przytomność. Skatowany, wyczerpany psychicznie i fizycznie trafił do szpitala w Krychnowicach. Lekarz dyżurny raportował: „Pacjent roztrzęsiony nerwowo, nie może usiedzieć w jednym miejscu, drżenie kończyn, odruch niepokoju i bezsenny”. Trzy dni później ksiądz umarł. Miał 48 lat.
Z protokołu z sekcji zwłok wynikało, że przyczyną zgonu było „obustronne, krwotoczne zapalenie płuc”. Kilkanaście godzin wcześniej szpital poinformował, że kapłan umarł z powodu niewydolności mięśnia sercowego. W oficjalnej dokumentacji lekarskiej brakowało jakiejkolwiek wzmianki o śladach pobicia. Nie ma także zdjęcia rentgenowskiego klatki piersiowej albo przynajmniej wyników badań, mimo że leczono ciężką chorobę płuc. Zastanawiał się nad tym przed laty Wojciech Ziembiński, który jako jeden z pierwszych badał sprawę śmierci ks. Kotlarza. Tej kwestii prawdopodobnie nigdy nie uda się wyjaśnić.
Patriotyczne wypowiedzi i kazania ks. Romana Kotlarza spotykały się z ostrą reakcją władz
Władze komunistyczne nie pozwoliły na pochowania księdza na cmentarzu w Radomiu. Jednak pogrzeb ks. Kotlarza i tak stał się wielką, patriotyczną manifestacją. 20 sierpnia usłaną kwiatami drogą z Krychnowic do Pelagowa robotnicy na swoich barkach nieśli trumnę bohaterskiego kapłana. Towarzyszyło mu tysiące ludzi.
Ksiądz został pochowany w rodzinnym grobowcu w Koniemłotach.
Tajemnica śmierci
Do tej pory nie udało się wyjaśnić wszystkich okoliczności śmierci księdza. Po zalegalizowaniu „Solidarności” w 1980 roku ojciec Hubert Czuma zgłosił przestępstwo w radomskiej prokuraturze. Także Komisja Rehabilitacyjna „Czerwiec 76” domagała się przeprowadzenia energicznego śledztwa w sprawie śmierci księdza Kotlarza. Udało się zebrać wiarygodne relacje o bestialskim traktowaniu proboszcza z Pelagowa. Jednak w stanie wojennym prokuratura umorzyła śledztwo.
W październiku 1990 roku dochodzenie zostało wznowione, ale ponownie umorzono je w czerwcu 1991 roku. Sześć lat temu wszystkie materiały prokuratura ponownie przekazała do IPN. Jednak teczka, którą SB założyła kapłanowi, została prawdopodobnie zniszczona w 1989 roku. Nie wszystkie dokumenty zlikwidowano. Niedawno historycy IPN natrafili na zbiór zatytułowanyKomentarze kleru na temat regulacji cen w 1976 roku. Znalazły się tam meldunki wysyłane do Departamentu IV MSW z opisem zachowań kapłanów, m.in. ks. Kotlarza.
Muzeum im. księdza Romana Kotlarza
W poklasztornym budynku w Koniemłotach pod Staszowem, którego remont niedawno ukończono, z inicjatywy Stowarzyszenia „Przyszłość” zostanie otwarte Muzeum Czynu Niepodległościowego im. księdza Romana Kotlarza. W pozostałych pomieszczeniach zaplanowano ekspozycje dotyczące walki Polaków o niepodległość w okresie powstań narodowych, podczas wojny, działalności opozycyjnej w okresie PRL, strajku dzieci ze szkoły w Koniemłotach w obronie języka polskiego w 1905 roku.