Łukasz Kudlicki |
Mojemu Ojcu Zacznę od osobistej refleksji. Wagę ojcostwa pojąłem równo dwadzieścia lat temu – jesienią 1991 roku. Byłem wtedy uczniem IV klasy liceum, z którą wybrałem się na kilkudniową wycieczkę w góry. Przewodnikiem był mój tata, człowiek doświadczony w tym fachu. W trakcie imprezy zauważyłem, że kilka osób bardziej niż inne starało się być bliżej niego, chętnie go słuchając czy wdając się w rozmowę. Po powrocie do szkoły kilkoro z tych koleżanek i kolegów, niezależnie od siebie, powiedziało mi, że zazdroszczą mi ojca.
Grom z jasnego nieba
Uświadomiłem sobie, że oni, niekiedy już pełnoletni, byli wychowywani przez szereg lat wyłącznie przez swoje matki, bez kontaktu z ojcami, którzy albo przed kilkoma laty zmarli, albo pewnego dnia opuścili dom, porzuciwszy swoje rodziny. Jak uderzony gromem uświadomiłem sobie, że mając go stale przy sobie, nie doceniam swojego ojca, bo przecież każdego dnia powinienem dziękować Bogu za jego obecność, ciężką pracę i troskę o naszą rodzinę. Tymczasem, jak to często bywa w okresie dojrzewania, kiedy to nagle stajemy się „młodymi-gniewnymi”, zamiast okazywać wdzięczność, często siliłem się na jakieś bezinteresowne złośliwości względem taty. Tkwiłem w świecie swoich wyobrażeń o życiu, o tym, jak to posteruję w swoją stronę „osobnym kursem”. Nie dostrzegałem wysiłku, poświęceń i ciężkiej pracy mojego ojca. Od tamtego powrotu ze szkolnej wycieczki postanowiłem, że zmienię swój stosunek do niego. Przyznam, że różnie z tym było w kolejnych latach, ale przynajmniej w istotnych momentach jednoznacznie dawałem mu poznać, że jestem wdzięczny. Tak jest do dziś. Bogu dziękuję, że miałem tatę przy sobie w czasie dzieciństwa, dorastania, a również mogę cieszyć się jego dyskretną obecnością i zainteresowaniem, gdy nie mieszkamy już razem, a to mi przychodzi być ojcem. Dopiero teraz, w zderzeniu z poczuciem odpowiedzialności za rodzinę: żonę i dzieci, usuwam resztki skorupy, jaką miałem na oczach, i lepiej rozumiem czwarte przykazanie Boże: „Czcij ojca swego i matkę swoją”. Przecież nie przypadkowo to wezwanie stoi tak wysoko w gronie dziesięciorga, tuż za przykazaniami bezpośrednio odnoszącymi się do relacji człowiek-Bóg.
Ojcostwo i męskość
Jan Paweł II w swej książce Mężczyzną i niewiastą stworzył ich napisał, że „kobiecość niejako odnajduje się w obliczu męskości, podczas gdy męskość potwierdza się przez kobiecość”. Według Ojca Świętego męskość jest więc w opozycji, ale zarazem dopełnia kobiecość i wzajemnie. Ta opozycja służy rozwojowi obojga.
Jako mąż i ojciec zdaję się na opiekę Bożą
| Fot. Hanna Kudlicka
Ojcostwo wynika z męskości, a macierzyństwo z kobiecości. Są w siebie wzajemnie wpisane. Każdy dzień mojego życia przynosi dowody, że męskość i ojcostwo, chociaż tak odmienne od kobiecości i macierzyństwa, nie działają prawidłowo, gdy są pozbawione relacji z kobiecością i macierzyństwem.
Dlatego codziennie od rana uczę się czegoś nowego o tej relacji, staram się zrozumieć kobiecość – moją żonę. Tak odczytuję swoją rolę mężczyzny i ojca. Najpierw jako mąż, a następnie jako ojciec pierwszego naszego dziecka – syna i kolejnych dwóch córek. Aby być dobrym ojcem, muszę stawać się coraz lepszym mężem.
Hierarcha wartości
Kultura, w jakiej przychodzi nam żyć, stawia wymagania, kształtuje kryteria, według których można zobiektywizować ocenę wypełnianej roli ojca i męża. Współczesna pogoń za przedmiotami powoduje, że na pierwszy plan wysuwa się zdolność do zapewnienia rodzinie godnego poziomu życia. Nie chcę deprecjonować tego kryterium, ale jednak znam wiele rodzin, w których na pozór niczego nie brakuje, poza jednym, za to arcyważnym elementem – wzajemną miłością. Czyli Bogiem. Trudno o miłość, czyli trudno o życie z Bogiem i w Bogu, gdy żona i mąż, ojciec i dzieci widują się tylko w przelocie, bo jeden z rodziców lub oboje biegają między kolejnymi pracami, a dzieci chowają się na ulicy albo przed telewizorem, bez kontaktu z matką lub ojcem. Chociaż nie uważam się za pracoholika, sam często mam skrupuły: spróbować jeszcze coś zarobić, aby nie zabrakło na zapłacenie rachunków czy może lepiej poświęcić ten czas dzieciom.
Byłoby idealnie, gdyby dało się poświęcić więcej czasu rodzinie bez konieczności dokonywania dramatycznych wyborów. Ale nigdy nie wiadomo, ile to jest „odpowiednio dużo” czasu. Znawcy tematu uważają, że liczy się intensywność poświęcanej uwagi.
Jako mąż i ojciec zdaję się na opiekę Bożą. Pracuję, starając się zakotwiczyć życie swoje i rodziny w wierze, nadziei i miłości, czyli w Bogu. Gdybym porzucił nadzieję, niechybnie ległbym pod nawałą codziennych życiowych przeszkód i problemów.