Robert Hetzyg |
Do kręgu tych, o których Jezus mówi, że są Jego matką, siostrami i braćmi, załapujemy się nie przez pobożne wzdychanie, tylko przez odważne, poszukiwanie woli Bożej
Jak to było w piosence „Trzeciego oddechu kaczuchy”? – „na wiosnę kwiatki rosną i kwitnie miesiąc maj”… Albo trochę pobożniej: „chwalcie łąki umajone…” ????
Są takie miesiące, kiedy prawie „z urzędu” należy poruszyć temat Matki Bożej. Chcę wierzyć, że w naszym życiu duchowym nie ograniczamy się do tych właśnie okresów maryjnej pobożności. Ale zresztą czym niby ta pobożność ma być, żebyśmy się dobrze rozumieli? Bo jeśli ma ona polegać na swoistym religijnym hobby, że tak po prostu lubimy, to z wiarą ma to niewiele wspólnego, pozwolę sobie zauważyć. Jedni lubią św. Franciszka, a inni Dominika. Jednym pasuje Ignacy, a drudzy rozczytują się „Dzienniczku” św. Faustyny. I to jest w porządku, bo jak świat światem, istniały i istnieć będą rozmaite szkoły życia duchowego. Maryjność jednak wymyka się poza te prądy, choć i w jej przypadku mamy świętych specjalistów, jak choćby Ludwik Maria Grignion de Montfort, a z bliższych naszym czasom – bł. Jan Paweł II. Mimo to maryjność, czy – lepiej powiedzieć – obecność Maryi w życiu wierzących nie ogranicza się do „przedmiotu kultu”. Maryja jest kimś najbliższym Jezusowi, zarówno dlatego, że jest Jego Matką, jak i ze względu na to, że Ona jako pierwsza uwierzyła w Jego przyjście na świat. I właśnie w tym upatrywałbym najgłębszych związków Matki Bożej z życiem współczesnych uczniów Jezusa. Gdybyśmy serio próbowali odczytać wiarę Maryi, może nie pozostalibyśmy na poziomie sentymentalnego i tradycyjnego kultu Najświętszej Maryi Panny, ale razem z nią uczylibyśmy się zaufania do Boga, poznając coraz bardziej Jezusa, który zarówno dla Niej, jak i dla nas pozostaje księgą, odsłaniającą każdego dnia coraz to nowe karty.
Ale od początku. W życiu Maryi Jezus stał się najpierw wyzwaniem: „poczniesz i porodzisz Syna”, bo „Duch Święty zstąpi na ciebie” (Łk 1). Nie wiedziała ani dlaczego to właśnie ona, ani w jaki sposób miała stać się Matką Syna Bożego. A mimo to powiedziała „niech mi się stanie według Twojego słowa”. Państwu się może wydaje, że to religijność młodziutkiej Żydówki doprowadziła ją do tej nomen omen brzemiennej w skutki decyzji? ależ skąd! to odwadze i zaufaniu – najbardziej ludzkim z ludzkich postaw – zawdzięczamy przyjście na świat Mesjasza. Ani przestrzeganie prawa, ani religijne obrzędy nie miały tu nic do rzeczy. A jeśli mogę pozwolić sobie na małą herezję, to sądzę, że gdyby Maryja żyła w czasach świetności Kościoła, mogłaby mieć do czynienia ze Świętą Inkwizycją, albo co najmniej z ostracyzmem ze strony kościelnej hierarchii. Bo niby jakim prawem zwykła świecka kobieta miałaby stać się Matką samego Boga?
No i jeszcze Józef, narzeczony, któremu trzeba wyjaśnić, że się zaszło w ciążę bez niczyjej pomocy…
A dalej też było pod górkę: ledwo Pan Jezus przyszedł na świat, trzeba Go było ewakuować do Egiptu, żeby się nie stał ofiarą zawiści i lęku Heroda. Po drodze wstąpili jeszcze z Józefem do świątyni, gdzie Symeon, nie owijając w bawełnę, zapowiedział, że w związku z Jezusem Maryja dozna wielkiego cierpienia (Łk 2). Zaczęło się już w czasie pielgrzymki do `Jerozolimy, kiedy Jezus „zgubił się” gdzieś i nie można było Go znaleźć. Prócz tego, że oczywiście rodzice bardzo zaniepokoili się całą sytuacją, jest jeszcze jeden aspekt tej „przygody”: Jezus mówi o tym, że powinien być w tym, co należy do Ojca. Tak, jakby chciał powiedzieć „ja nie jestem wasz”. No, niby normalnie też przychodzi czas, kiedy dzieci zaczynają się usamodzielniać, ale z Jezusem – Maryja to dobrze wyczuwała – chodziło o coś więcej. I wszystkie te sprawy zachowywała w swoim sercu. Wyobrażam sobie, że mogła sobie zadawać pytanie: „kim jest ten mój Syn?”. Tego pytania wielu z nas, chrześcijan, zdaje się unikać. A już zwłaszcza mamy obawę odpowiadać na pytanie „kim Jezus jest dla mnie”. Bo co – że niby katolik nie docieka? Bo może lepiej nie wiedzieć, jak wiele, a może jak mało, ma do powiedzenia Jezus w jego życiu?
Jest jeszcze jedna scena, do której rzadko wraca się w rozmaitych rozważaniach, a jeśli już, to na ogół poprzestaje się na analizie słów Jezusa „kto pełni wolę Bożą, ten mi jest Matką, siostrą i bratem”. Kontekst tej wypowiedzi jest następujący: Maryja i gromada krewnych Jezusa, słysząc o Jego działalności i o tym, że się w niej zatracił, doszli do przekonania, że oszalał (tak przecież trzeba interpretować sformułowanie „odszedł od zmysłów”, nieprawdaż?). Na wszelki wypadek proszę sobie rzucić okiem na trzeci rozdział Ewangelii wg św. Marka. Jest to kolejny etap maryjnego uczenia się Jezusa. Znów wygląda na to, że kogo innego Jezus ceni bardziej niż Ją. Ale czy rzeczywiście? Raczej okazuje się, że została wybrana na Jego Matkę dzięki swojemu wielkiemu pragnieniu i odwadze wypełnienia Bożych planów. Pod krzyżem Jezusa, razem z Janem Apostołem, odnalazła nową rodzinę – tych wszystkich, którzy, szukają tego, czego chce Bóg.
Od nas zależy, czy i my się załapiemy. Ale, żeby była jasność: nie przez pobożne wzdychanie i wyśpiewywanie majowych przebojów, tylko przez odważne, czasem pod prąd, poszukiwanie woli Bożej oraz przez gotowość coraz głębszego poznawania Jezusa.
No to niech się święci…