Aleksander Kłos |
Stan państwa polskiego osłabia polską świadomość i patriotyzm, utrudnia identyfikowanie się z Rzeczypospolitą. Słabe instytucje, poczucie niesprawiedliwości i wybiórczego stosowanego prawa, niski poziom życia politycznego – to wszystko wpływa na zubożenie naszej świadomości. O powadze sytuacji świadczy fakt, że idee, które łączyły zerwaną wspólnotę narodową lub zwalczały choroby trawiące organizm państwa i narodu, są z miejsca wyszydzane i marginalizowane przez tych, którzy powinni je wspierać i promować.
Środowiska tworzone przez ludzi starego systemu i lewicowej części Solidarnościowych opozycjonistów zdecydowały przy Okrągłym Stole o kształcie nowej, wolnej Polski. Ich decyzje, lęki i dążenia w największym stopniu wpłynęły na oblicze Rzeczypospolitej. Co więcej pakt, który nieformalnie stał się zaczynem nowego porządku, polegający na zapewnieniu komunistom miękkiego lądowania w nowych realiach i niedopuszczeniu sił narodowo-niepodległościowych do władzy, wpłynął nie tylko na wszelkie niedomagania i patologie systemu politycznego, ale także na życie obywatelskie i po części indywidualne losy Polaków.
Ślepy zaułek początków III RP
Zdaniem prof. Zdzisława Krasnodębskiego do przekonania społeczeństwa, że kompromis z „partyjnymi reformatorami” jest niezbędny, użyto różnorodnych argumentów. Nie wahano się też podeprzeć ich swoiście rozumianym chrześcijańskim nakazem pojednania i wybaczenia. W rzeczywistości przy olbrzymiej przewadze materialnej i medialnej, wsparciu większości środowisk celebryckich, artystycznych i naukowych, przekonano Polaków, że powinni zapomnieć o PRL i „wybrać przyszłość”. Nie doszło do osądzenia zbrodniarzy, nie nagrodzono bohaterów, nie zerwano z relatywizmem moralnym tych czasów, wprost przeciwnie, wzmocniono go, argumentując, że w PRL-u wszyscy żeśmy się uświnili. Przekonywano, że to nie ludzie byli źli, tylko system. Swoją drogą, także i on bywał wielokrotnie broniony. Królowały przy tym określenia „mniejsze zło” i „geopolityczne realia”.
Taki właśnie sposób pożegnania się z czasami komunistycznymi spowodował przemieszanie się systemów. Przez to dziś trudno mówić o III RP jako o państwie wolnego słowa, demokracji i pełni praw obywatelskich. Społeczeństwo instynktownie zaś czuje, że pewne zasady znane mu z tamtych czasów wciąż obowiązują, więc lepiej się nie wychylać, za dużo nie mówić i zawsze dbać o to, by być po stronie „tych, którzy mają rację”. W ten sposób nie tylko doszło do zachowania patologii znanych z komunizmu, ale ma także miejsce ich reprodukowanie się w nowym pokoleniu. Dziś doskonałym tego przykładem są wyższe uczelnie i dziennikarskie redakcje, w których czerwoni mentorzy edukują nowe pokolenie. Ono zaś po takiej „szkole” jest nieraz jeszcze bardziej pragmatyczne, cyniczne i pozbawione zahamowań niż ich nauczyciele.
Imitowanie kultury zachodniej łączy się z wystąpieniami antykościelnymi
| Fot. Dominik Różański
Uwolnić się od polskości
W trakcie transformowania się nowego systemu polityczno-społecznego na początku lat 90. światło dzienne ujrzały wszelkie słabości i lęki polskich elit, które są jedną z głównych przyczyn obecnego stanu. Prof. Zdzisław Krasnodębski w Demokracji peryferii pisał o tym, że nastąpił proces imitowania zachodniej kultury w jej najbardziej zwulgaryzowanych formach. Polskie społeczeństwo pod przywództwem swoich elit po wyjściu z komunizmu jest pełne kompleksów, zajęło się bezrefleksyjnym przyjmowaniem wartości konsumpcyjnych i hedonistycznych globalizującego świata. Proces przemieniania się Polaka w Europejczyka pod wodzą naszych oświeconych elit przynosi smutne efekty.
Co gorsza, zamiast odnajdywać w chlubnej przeszłości postawy i idee, które pozwoliłyby podnieść polskie społeczeństwo z poziomu zatomizowanego tłumu, jakim po części było w epoce PRL-u, większość elit politycznych, artystycznych i literackich wskazała inną drogę. Dlatego pojawiły się pogarda i wyszydzanie tego, co w polskiej kulturze oryginalne i odróżniające nas od innych narodów. Nadal w dobrym tonie jest krytykowanie naszej historii, dziedzictwa, martyrologii, tradycji i sposobu życia. Inne narody mogą czerpać wzorce i poczucie dumy ze swojej nieraz niezbyt pięknej przeszłości, Polacy zaś dla własnego dobra powinni się jak najprędzej od niej odwrócić, zapomnieć, wyśmiać, odłączyć się od źródeł polskości i odciąć korzenie łączące nas z poprzednimi pokoleniami. Tylko wówczas, przyjmując wartości tolerancyjnej Europy, mają szansę stać się nowoczesnymi Polakami.
Aby to osiągnąć, należy na Polskę szlachecką patrzeć przez pryzmat awanturnictwa i pijaństwa, czego konsekwencją stały się rozbiory. Polski katolicyzm uważać zaś za przyczynę charakterystycznego dla naszego kraju antysemityzmu i ksenofobii, które „wysysamy z mlekiem matki”. Idąc tym tropem, zeuropeizowany Polak powinien widzieć u Józefa Piłsudskiego skłonności faszyzujące, a PRL uważać za okres, w którym można odnaleźć wiele pozytywów, jak choćby to, że nie było wtedy bezrobocia, wszyscy mieli po równo, a państwo martwiło się o obywatela. Co natomiast tyczy się polskiej martyrologii, to w największej mierze świadczy ona o naszej głupocie i braku umiejętności dostosowania się do sytuacji. Powstanie warszawskie? Szaleństwo! Dziewiętnastowieczne powstania narodowe? Nikomu niepotrzebna brawura!
Taka wizja historii powoduje, że w poszukiwaniu zastępczej tożsamości Polacy sami się wynarodowiają, podcinając gałąź, na której siedzą. Starają się pod tym względem naśladować swoje elity, które na każdym kroku dają im do zrozumienia, że nowoczesny Polak może odrzucić cały ten „bagaż historyczny”, tę „polską nienormalność” i żyć inaczej. Dlatego pojawia się lęk przed poczuciem, że Europa, ba, cały świat się z nas śmieje, że prowadzona przez niektórych polityków walka na arenie międzynarodowej może spowodować zmarszczenie brwi poza granicami kraju.
Bądź taki jak my
W oczach lewicowo-liberalnych środowisk medialno-polityczno-artystycznych nowoczesny Polak z uśmiechem politowania podchodzi do religii, poczucia przynależności do narodu, jego przeszłości czy tradycyjnego systemu wartości. Postępowy Polak jest taki nowoczesny, dlatego że nie sprawia mu problemu odrzucenie wszelkich „zabobonów”, spraw, które krępują jego „ja”. Jest indywidualistą, który nie ma ochoty poświęcać swojego cennego czasu dla innych, nie ma też zamiaru ograniczać swoich potrzeb takimi zobowiązaniami, jak rodzina, rodzicielstwo, działalność społeczna czy obywatelska. Tworzy swoje dziesięć przykazań, wędrując po wyobrażonym supermarkecie idei, na którego półkach odnajduje pasujące mu postawy i normy. Postępowy Polak nienawidzi „faszyzmu”, pod którego postacią został umieszczony Kościół, konserwatyzm, prawica antykomunistyczna i niepodległościowa żądająca przeprowadzenia lustracji idekomunizacji oraz walcząca z patologiami życia społecznego i rozkradaniem majątku państwowego. Postępowy Polak czyta tylko te gazety i książki, które będą go upewniać we właściwej wizji świata, myśli tak jak ci, którzy w mediach odgrywają rolę autorytetów moralnych, ogląda tylko te programy, w których prowadzący mówią mu, jak powinien żyć i myśleć, by zaliczać się do grona postępowych Polaków.
„Młody, wykształcony, z dużej miejscowości” nawet wtedy, gdy w rzeczywistości nie ma żadnej z tych cech, ma prawo czuć się lepszym od rzeszy moherów i oszołomów, którzy „nie rozumieją, w jakich czasach żyją”. W przeciwieństwie do nich postępowy Polak wie wszystko o świecie i polityce, choć nie czuje żadnej potrzeby, by pogłębiać swoją wiedzę. Nie przyjdzie mu nawet do głowy, by czerpać ją także z innych źródeł niż łatwo dostępne media. Dla niego dobre samopoczucie jest największą wartością. I chociaż nieraz odczuwa, że rzeczywistość i świat wyobrażony medialnie nie pokrywają się ze sobą, to jednak nie przyzna się do dysonansu poznawczego. Przewartościowanie swojego życia, dążenie do odkrycia prawdy, poznania argumentów strony przeciwnej – nie są to sprawy, którymi będzie sobie zaprzątał głowę.
Kto ty jesteś? Nie wiem…
Zamiast być dumnym z polskich osiągnięć, postaw, sposobu myślenia, koncepcji politycznych, bohaterstwa i odwagi, którą tak często nasi przodkowie wykazywali w obliczu zagrożenia, postępowy Polak powinien wszystkich za wszystko przepraszać, bezrefleksyjnie naśladując swoje elity, które poprzez narodową ekspiację we własnym wyobrażeniu potwierdzają swój wyjątkowy status. Ich zdaniem należy głośno mówić o źle, które wyrządziliśmy innym w trakcie naszej historii, a nie przypominać, że tego, z czego możemy być dumni jako wspólnota, było o wiele więcej. Martyrologia, postać Polaka ofiary, Polski Chrystusa narodów – drażni naszych oświeconych chyba w jeszcze większy sposób niż podkreślanie polskich zwycięstw i chwały.
W Eseju o duszy polskiej prof. Ryszard Legutko pisał, że współczesny Polak ma kłopoty z tożsamością, gdyż nie wie, co tworzy jego rzeczywistość, co go ukształtowało, co ma chwalić, a co krytykować, jakie są jego możliwości, miejsce i rola we współczesnym świecie. Nie wie też, co powinien czerpać z przeszłości oraz jakie są wyzwania stojące przed nim w przyszłości. „Od siedemdziesięciu lat Polacy są niemal wyłącznie przedmiotem, w znikomym zaś stopniu podmiotem historii. Od siedemdziesięciu lat określają się nie wobec tego, czym są, lecz czym mają się stać, przyjmując bezrefleksyjnie, że osiągnięcie tego przyszłego celu nie może się udać bez zrzucenia ciężaru przeszłości. Od siedemdziesięciu lat tęsknie wyczekujemy ponownych narodzin, by żyć życiem innym niż dotychczasowe, wreszcie wolni od dawnych urazów, kompleksów i słabości”. I to właśnie z tej perspektywy powinniśmy patrzeć na słabości Polaków i decyzje, także polityczne, które podejmują. Wówczas ani wieloletnie rządy postkomunistów, ani niedawne zwycięstwo Platformy Obywatelskiej, ani wysokie poparcie dla Ruchu Palikota nie stanowią niespodzianki. Ani to, że dzieje się to wszystko w kraju dumnych Sarmatów, bohaterów spod Wiednia, walecznych kościuszkowców, obrońców Westerplatte, młodzieży z powstania warszawskiego czy pokolenia Jana Pawła II.