Aleksandra Kozieł |
To nie jest jedynie „fioletowy okres” w roku liturgicznym. Czas Wielkiego Postu powinien się wyróżniać refleksją przygotowującą nasze serca do kolejnych świąt, niezwykle ważnych dla chrześcijan świąt Wielkiej Nocy. Chciałabym spojrzeć na ten szczególny okres liturgiczny i czas w życiu duchowym chrześcijanina z punktu widzenia młodego człowieka.
Prawdziwa jest opinia wyrażana w mediach, że młodzi ludzie przychodzą do kościoła z wolnego wyboru i całkowicie świadomie, by uczestniczyć w wielkopostnej liturgii. Przemija czas chodzenia do kościoła z przyzwyczajenia lub ze względu na tradycję rodzinną. To prawda, że w kościele jest mało młodych ludzi i to niewątpliwie smuci, lecz radosne jest to, że jeśli już są, to z dojrzałego wyboru. Świadomie wybierają Kościół, ale też chadzają do klubów, na koncerty i nie wstydzą się odmówić uczestniczenia w imprezie ze względu na przeżywany okres liturgiczny. A jeśli planują spotkanie ze znajomymi w niedzielę, robią to tak, by zdążyć na Mszę Świętą.
Są też osoby, które utożsamiają Wielki Post z „wielkim pomyleniem”. W ich mniemaniu jest to wymysł ludzi, którzy wywyższyli bez potrzeby śmierć jakiegoś człowieka na krzyżu. Nierzadko takie osoby wyrosły w rodzinach katolickich. Uczęszczały regularnie do kościoła, jednak w pewnym momencie coś się w nich zmieniło. Mogły spotkać się z obcesowymi wypowiedziami w mediach czy wśród rówieśników na temat chrześcijaństwa, a także dostrzec brak konsekwencji w postępowaniu swojej rodziny. Bunt przeciwko wierze w czasach szkolnych przemienił się u nich w składową sposobu życia już podczas studiów. A młodzi coraz częściej nie chcą czekać, domagają się osiągnięcia wielu sukcesów już teraz. Pragną mieć wszystko na wyciągnięcie ręki jak podczas zakupów w supermarkecie. Dla osoby wychowanej w postmodernistycznej kulturze i konsumpcjonizmie oczekiwanie przez czterdzieści dni na czekoladowe króliczki lub cukrowe baranki jest nieatrakcyjne. Nieprawdziwy jest obraz chrześcijanina odzianego w wór pokutny. Chrześcijanin nie jest człowiekiem smutnym, lubującym się w odczuwaniu bólu, ale kimś radosnym. Jednak każda rzecz ma swój czas. Potrzebna jest chwila postu i refleksji, by móc później cieszyć się świętami Zmartwychwstania Pańskiego.
Obrzęd posypania głów popiołem oznacza wezwanie do wewnętrznego odrodzenia
Pogłębia się też problem braku poszanowania świąt kościelnych wymagających zaangażowania duchowego. Zresztą czas Wielkiego Postu jest wymagający i niełatwy. Jak sobie wyobrazić czterdziestodniowy post polegający na niezaglądaniu na Facebook i ograniczeniu w dostępie do internetu? Jak jednak zrozumieć głód i pragnienie Jezusa na pustyni, jeśli nie chcemy sobie odmówić słodyczy w piątek?
Jeśli wyzbędziemy się teologicznych aspektów Wielkiego Postu, to ten czas faktycznie nie będzie dla nas niczym szczególnym. I wtedy naprawdę nie dostrzeżemy żadnej różnicy oprócz kolorystyki ornatu kapłana, jeśli uda nam się zupełnie niechcący „wpaść do kościoła”.
Kościół podarował wiernym ten czas czterdziestu dni, żeby chociaż w małym stopniu mogli spróbować zmierzyć się z trudnościami, tak jak Jezus na pustyni. I mimo że pościmy coraz mniej, to czujemy trudność w pokonaniu swoich słabości. Dlatego potrzebny jest ten czas, abyśmy spróbowali skosztować „braku”, choć to słowo źle się kojarzy. Kościół zachęca do postów niekoniecznie dotyczących jedzenia. Nie nakazuje, lecz zaprasza do czterdziestodniowego zmagania się z własnym wygodnictwem, niezadowoleniem z dotychczasowych osiągnięć, wygórowanymi ambicjami i ze słabością. To zanurzenie w teologię faktycznie zaczyna nabierać większego sensu. Wtedy bliższe staną się wyrzeczenia Jezusa, doświadczenie pustyni, męka i haniebna śmierć przez ukrzyżowanie. Być może wtedy łatwiej będzie się zatrzymać przy potrzebującym lub starszym człowieku. A może uda się okiełznać własną pychę i będzie to okazja do zmiany swojego życia na lepsze.
Kościół chce wszystkiego, co dobre dla wiernych – starszych i młodych dopiero wkraczających w życie. Pragnie, by mogli się doskonalić i rozwijać. Zachęca do zmagania się ze słabościami, z wadami, z którymi coraz trudniej żyć nam samym i naszym bliskim. I choć to wszystko w oczach współczesnego człowieka może uchodzić za bezsensowne wynajdywanie problemów, to z całego serca pragnę być właśnie w Kościele, a nie tylko w tym wspaniałym „wolnym świecie”.Kościół chce wszystkiego, co dobre dla wiernych – starszych i młodych dopiero wkraczających w życie. Pragnie, by mogli się doskonalić i rozwijać. Zachęca do zmagania się ze słabościami, z wadami, z którymi coraz trudniej żyć nam samym i naszym bliskim. I choć to wszystko w oczach współczesnego człowieka może uchodzić za bezsensowne wynajdywanie problemów, to z całego serca pragnę być właśnie w Kościele, a nie tylko w tym wspaniałym „wolnym świecie”.