CZAS NA POLSKIE PRZEBUDZENIE

2013/07/5
Łukasz Kudlicki

Kryzys polskiej wspólnoty i tożsamości jest wynikiem upadku instytucji rodziny, skrupulatnie osłabianej w dobie komunizmu i triumfującego po nim liberalizmu. Drogę do odnowy należy zacząć przy własnym ognisku domowym

 

Najpierw smutna konstatacja faktów: większość Polaków, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, stanowi zbiór ludzi wykorzenionych z tradycji i kultury swoich przodków. Takie są skutki kataklizmów XX w.: wojen i panowania totalitaryzmów oraz konsekwencje przemian społecznych związanych z naszymi burzliwymi dziejami. Najpilniejszą potrzebą jest odnalezienie tożsamości, które powinno doprowadzić do odbudowy narodowej wspólnoty.

Symbolicznymi datami w najnowszej historii Polski są 1 i 17 września 1939 r. Wzajemnie uzgodnione przez dwa totalitaryzmy, najpierw niemiecka, a następnie sowiecka agresja, położyły kres wspólnocie narodu polskiego i, szerzej, wspólnocie obywateli Rzeczypospolitej w jej wieloetnicznej formie. W uśmierconej wówczas strukturze społecznej to stan szlachecki był warstwą, która przechowywała tradycję i pamięć.

Symbolem tamtej kultury był polski dwór czy skromniejszy dworek jako centrum życia społecznego, promieniujący na pozostałe warstwy społeczne. W przeciwieństwie do społeczeństw Europy Zachodniej mieszczaństwo nie stanowiło na ziemiach polskich, najpierw w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, później na obszarze trzech rozbiorów, istotnej grupy społecznej. Na rzeczywistość Drugiej Rzeczypospolitej, skleconej z trzech różnych obszarów, wiodący wpływ miał dominujący rolniczy charakter gospodarki, który podtrzymywał rangę dworu: najpierw dla zaborców ziemie polskie były przede wszystkim spichlerzem. Dlatego drugim ważnym polskim nośnikiem tożsamości był stan chłopski z jego kulturą życia związaną z uprawą ziemi. Przemysł w czasach zaborowych rozwijał się tylko w takim zakresie, w jakim był niezbędny (poza Górnym Śląskiem, którego odmienny charakter wynikał z bogactwa złóż naturalnych, przede wszystkim węgla). Budowa zrębów nowoczesnego przemysłu w drugiej połowie lat 30. nie zmieniła charakteru polskiej gospodarki. Stąd polski dwór pozostawał w XIX w. i pierwszych czterech dekadach kolejnego stulecia dominującym ośrodkiem społecznym i kulturotwórczym. Nie zmieniły tego faktu represje, jakie spotkały i niewątpliwie osłabiły znaczną część stanu szlacheckiego po powstaniu styczniowym. Zatem do 1939 r. polski dwór zachował wiodącą rolę kulturotwórczą. Dopiero wspomniana na wstępie agresja totalitaryzmów, a wreszcie cztery dekady panowania komunizmu, będącego jednym wielkim eksperymentem politycznospołeczno- gospodarczym, w znaczeniu dosłownym zlikwidowała stan szlachecki i polski dwór, a wraz z nim ukształtowaną przez wieki polskiej historii przestrzeń kształtowania wzorców kulturowych, a zatem również ostoję tradycji i pamięci, stanowiącą podstawę polskiej, chrześcijańskiej tożsamości narodowej.

Przerwana nić

Przeprowadzony z konsekwentnym rozmysłem zamach totalitaryzmów na polskie elity został przypieczętowany komunistyczną inżynierią społeczną: awansem dotychczasowych dołów społecznych na piedestał, w imię marksistowsko-leninowskiej koncepcji dyktatury proletariatu. System uderzał również bezpośrednio w instytucję rodziny jako naturalną wspólnotę gwarantującą jednostce bezpieczeństwo. W nowej rzeczywistości pokój ducha miała gwarantować wyłącznie partia.

Instytucje nowo kreowanej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej zostały zasilone elementem, który swój społeczny awans musiał wielokrotnie przypieczętować krwią czy inną formą krzywdy dotychczasowych „wyzyskiwaczy”. Rolę polskiego dworu szlacheckiego jako rozsadnika kultury w komunistycznej rzeczywistości miały odgrywać masówki w zakładach pracy i indoktrynacja społeczeństwa na każdym etapie życia jednostki.

Dopełnieniem tego tragicznego eksperymentu społecznego była wielka, wymuszona skutkami wojny migracja ludności: z przyłączonych do ZSRS Kresów Wschodnich oraz zniszczonych miast na Ziemie Odzyskane. Kolejna fala migracji została wymuszona centralnie planowaną industrializacją. Rzesze chłopskie miały odtąd poszukiwać szczęścia w miastach lub dzielnicach powstających przy wielkich zakładach przemysłowych, za cenę oderwania od korzeni, które dla ludności pochodzenia wiejskiego wiązały się z uprawą ziemi.

Pozostały przy życiu „wrogi element” szlachecki i ziemiański został poddany perwersyjnym represjom. Gospodarzom przedwojennych polskich dworów i dworków nie tylko, że odebrano ich własność, ale też zakazano się zbliżać do utraconej ojcowizny, skazując ich i potomstwo na społeczny niebyt, mechanicznie, drogą administracyjną, zamykając drogę do studiów akademickich i kariery naukowej. Drogą do przetrwania, a szczególnie do poprawy swojego statusu w państwie komunistycznym, było odrzucenie dawnych reguł i przyjęcie nowej tożsamości komunistycznej. Kto nie akceptował nowego porządku, choćby ze względu na postawę herbertowskiego bohatera odrzucającego komunizm przez wzgląd na estetykę („Potęga smaku”), skazywał się na marginalizację, pauperyzację i wewnętrzną emigrację. Choć taki wybór stał się udziałem wcale licznych Polaków, to jednak dominującą postawą był pragmatyzm wynikający z umęczenia blisko sześcioletnią wojną, biedą i poniewierką, a następnie przekonanie, że trzeba przystosować się do rzeczywistości, która chociaż daleka jest od ideału czy choćby przyzwoitości, to jednak została narzucona bezwzględną siłą zewnętrzną, która jest faktem.


Migracje powojenne stały się powodem wykorzenienia znacznej części społeczeństwa

Takie w wielkim skrócie i uogólnieniu są przyczyny masowego w swojej skali zjawiska wykorzenienia społeczności zamieszkującej w kraju nad Wisłą po 1939 r., a szczególnie po 1944 r., symbolicznym z racji dwóch wydarzeń: po pierwsze, lipcowej instalacji na ziemiach polskich satelickiego wobec Moskwy marionetkowego rządu, a po drugie, październikowym upadkiem rozpoczętego 1 sierpnia powstania warszawskiego, które z kolei stanowi ostatni w masowej skali przejaw emanacji polskiej tradycji niepodległościowej w formie i treści dożywającej wówczas swojego kresu. W tym miejscu wdaję się w polemikę z poglądem, iż zryw pierwszej „Solidarności” lat 1980-1981 jest jakby wpisaniem się na nowo Polaków w tradycję symbolizowaną przez powstanie warszawskie. Mimo kuszącej perspektywy uznania zwycięstwa witalności polskiego ducha nad materializmem dialektycznym uważam powstanie masowego ruchu oporu społecznego w PRL za zjawisko wygenerowane przez sam komunizm, żywiące się jego niedostatkami, a przede wszystkim wygenerowane przez nową dominantę społeczną, czyli robotników, dla których zarzewiem protestu były kwestie socjalno-bytowe. „Nadbudowa” ideologiczna była już dziełem ścierających się grup doradców, najpierw przy Wolnych Związkach Zawodowych, potem przy „Solidarności”.

W okowach PRL

Końcowy etap rządów PZPR, rozpoczęty stanem wojennym, a zakończony tzw. „normalizacją” końca lat 80. XX w. pod względem społecznym, był kluczowy dla tego, co wydarzyło się w okresie budowy Trzeciej RP. Brutalna forma, w jakiej władza odebrała ludziom nadzieję na zmiany, selekcja opozycji pod kątem jej „konstruktywnego” nastawienia do rozmów o reformach, skutkowały brakiem przekonania większości Polaków w kwestii możliwości dokonania prawdziwego przełomu. O braku wiary społeczeństwa w realność zmian świadczy niespotykany poza Polską w Europie niski poziom frekwencji wyborczej w naszym kraju. I to już od samego początku – od 1989 r.

Oligarchiczny charakter nowego porządku politycznego i społeczno- gospodarczego w Polsce po 1989 r. skutkuje utrwaleniem tożsamości i postaw wyrosłych z PRL. Na postawy roszczeniowe żywcem przeniesione z minionego systemu nakłada się dodatkowo uleganie pokusie konsumpcjonizmu. Jest charakterystyczne, że władza państwowa, choć dzisiaj sprawowana przez ludzi, którzy przyznają się do solidarnościowych korzeni, działa według schematów z czasów nie tak przecież odległego „realnego socjalizmu”. Na pewno ma na to wpływ demoralizująca praktyka „pochwały PRL”, ucieleśniona przez personalną i obyczajową ciągłość w tak fundamentalnych dla demokracji instytucjach, jak sądownictwo i organy ścigania – od policji do prokuratury.

Kościół, który w czasie PRL, personifikowany przez dwie postacie: Prymasa Tysiąclecia i papieża-Polaka był jedynym stałym punktem odniesienia, jedyną ocaloną w zawierusze dziejów instytucją polskiej tożsamości i tradycji, a wreszcie stymulatorem i inspiracją dla rzesz działaczy „Solidarności” (bo z jej elitą bywało różnie), w Trzeciej RP został zidentyfikowany przez oligarchię jako ostatnia przeszkoda stojąca na drodze do podporządkowania społeczeństwa. Stał się przedmiotem nieustającego ataku „elit”.

Obudź się, Polsko

Czy znajdujemy się, jako wspólnota narodowa, wspólnota polskich rodzin, w sytuacji beznadziejnej? Przemoc strukturalna wobec jednostki jest faktem: ucisk ze strony instytucji, w tym przemysłu propagandy medialnej, zdaje się stanowić zaporę dla zmian w pożądanym kierunku. Czy zatem możliwe jest zwycięstwo kontrrewolucji dobra? Polacy muszą wrócić do źródeł: na nowo dowartościować rodzinę i wszelkie oddolne, niezależne formy samoorganizacji społecznej. Ale i to nic nie da, bez powrotu synów marnotrawnych do Kościoła, bez którego czeka nas los bezładnie przemieszczającego się stada, które mimo wielkiej liczby osobników, jest skutecznie przeganiane po pastwisku przez nielicznych nadzorców. Wyboru między wspólnotą tożsamości i kultury a stadnym zbiorowiskiem konsumentów dokonujemy sami każdego dnia.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej