Czas spotkania, Ty i Ja

2013/01/17

Zanim zaczęto na ziemiach Polski obchodzić Święta Bożego Narodzenia, w okolicach przesilenia zimowego 21 – 22 grudnia obchodzono Godowe Święto, nazywane inaczej Szczodrymi Godami bądź Świętem Zimowego Staniasłońca. Trwało ono kilka lub kilkanaście dni. Tak więc termin obchodzenia rocznicy narodzin Chrystusa nakłada się mniej więcej na termin tego starosłowiańskiego święta.

Wiele tradycyjnych bożonarodzeniowych polskich zwyczajów wywodzi się właśnie ze Szczodrych Godów, na przykład zwyczaj układania pod nakryciem stołu słomy lub siana. Na Święto Godów udekorowaną gałąź świerku, jodły czy sosny wieszano pod sufitem, dekorowano też snop żyta. Ten zwyczaj ma swój oddźwięk do dziś jeszcze w nielicznych domach na Podlasiu, gdzie na Trzech Króli, by zapewnić dostatek rodzinie, przynosi się do domu trzy snopy. Nawet staropolska nazwa świąt Bożego Narodzenia brzmiała Gody i zakorzeniona była tak głęboko, że inteligencja przestała się nią posługiwać dopiero w XVIII wieku, a lud jeszcze później. To pogańskie święto Kościół postanowił uświęcić. Ludowych zwyczajów nie dało się wyplenić, dlatego umiejętnie przez wieki zmieniał ich znaczenie. Kolędy, które pierwotnie były radosnymi noworocznymi pieśniami śpiewanymi, gdy odwiedzało się znajomych gospodarzy, stały się pieśniami o narodzeniu Chrystusa. Dzięki tej i jej podobnym zmianom lud mógł zachować swoje tradycje, które zostały pogłębione o chrześcijańskie znaczenie.

Ze względu na pogańskie elementy niektóre odłamy chrześcijan w ogóle ich nie uznały, np. Purytanie, dla których 25 grudnia był zwykłym dniem roboczym. Przed zmianami, które zaszły w Odrodzeniu, Boże Narodzenie, łącząc w sobie elementy różnych świąt pogańskich (rzymskich Saturnaliów, święta Mitry, w Polsce Szczodrych Godów) było obchodzone hałaśliwe, a niekiedy nawet orgiastyczne. Droga, którą musiał przebyć Kościół, by uczynić z tych świąt święta prawdziwie chrześcijańskie była długa i trudna – siła zakorzenionej tradycji okazała się niezwykle silna, w związku z czym dokonanie zmian w rozumieniu obyczajów i obrzędów stanowiło ogromne wyzwanie. Do dziś wielu z nas rozumie pewne zwyczaje bardziej ludowo niż teologicznie. Jednak współcześnie w Polsce nie tylko pozostajemy pod wieloma względami w staro– słowiańskim Święcie Godów, ale uczestniczymy w tworzeniu nowego pogańskiego święta, które łączy w sobie elementy tradycji chrześcijańskiej i przedchrześcijańskiej, nadając im nowe znaczenie, a może nawet odbierając im znaczenie, nie dając innego. Obserwujemy odwrócenie procesu nadawania Świętu Godów głębi. Święta chrześcijańskie stają się znowu pogańskie. Choć jest to już inny rodzaj pogaństwa.


Wzmożone świąteczne reklamy namawiają nas do coraz większego konsumowania
Fot. Adam Walas

W moim rozumieniu główny problem nie polega wcale na zeświecczeniu świąt, choć jest pewnie z nim związany. Święta świeckie też mogłyby zachować głębię, która oczywiście nie byłaby głębią religijną, ale na przykład głębią międzyosobowych relacji. Jednak nic takiego się nie dzieje. Nie ma nowej głębi. Jest już przede wszystkim i prawie wyłącznie społecznie uświęcona konsumpcja.

Od kilku lat w Polsce Święta Bożego Narodzenia zaczynają się na ulicach już przed Wszystkimi Świętymi. Jest to moment, od którego stopniowo przestrzeń publiczna zapełnia się migoczącymi dekoracjami, by na tydzień przed Wigilią dojść do totalnego stanu udekorowania. Przestrzeń z okazji świąt zostaje zawłaszczona przez marki. Wszelkie dekoracje zawierają w sobie jakieś logo, bo przecież to o logo, a nie o święta chodzi. Czas skupienia jest nam dane przeżyć w otoczeniu pełnym czerwono-zielonych reklam, choinkowych lampek, nieprzystających dzwonić dzwoneczków i nieustannego dźwięku świątecznych piosenek- hitów typu „Last Christmas” Whamu. Rozumienie terminu kolęda wraca do pierwotnego pogańskiego znaczenia, by ponownie stać się pieśnią noworoczną, a nie religijną.

Święta są olbrzymią okazją do zarobienia pieniędzy. Dlatego produkuje się świąteczne hity, filmy, czapki, rękawiczki, obrusy, świeczki i niezliczone ilości przedmiotów. Wszystko, co szybko ulegnie dezaktualizacji i trzeba będzie zastąpić nieświątecznym.


Pusta symbolika świąteczna jest wszechobecna. Jednak niewiele ma ona wspólnego ze świętami
Fot. Adam Walas

Spędzenie wolnych chwil w czasie Świąt z bliskimi okazuje się bardzo utrudnione – nie ma wolnej przestrzeni, a bodźców jest jeszcze więcej niż zazwyczaj. Nasze spotkania z rodziną, przyjaciółmi zazwyczaj nie są już spotkaniami, ale wspólnym przebywaniem w migoczącym, absorbującym otoczeniu. Symbolika świąteczna w postaci Mikołajów, choinek i gwiazdek jest wszechobecna, jednak do niczego nie odsyła. Nie prowokuje do przemyśleń, tylko namawia do konsumowania. Trzeba kupować świąteczne jedzenie, świąteczne prezenty, świąteczne ozdoby, świąteczne ubrania. Wzmożona reklamy, obejmując coraz szersze obszary, angażuje nas, nawet jeśli wydaje się nam, że zachowujemy rozsądek w przedświątecznych przygotowaniach.

Święta jako czas spotkań, jako czas otwarcia się na prawdziwą relację, na dialog z najbliższymi, a przez to i na Boga, to już fikcja. Jeśli Boga spotyka się przez innych ludzi, jeśli to poprzez relację z Ty spotkanym otwieramy się na relację z Ty wiecznym, to święta raczej utrudniają nawiązanie tej relacji. Gubi nam się idea, nie stawiamy pytań, po co ten czas, dajemy się ponieść sztucznemu obowiązkowi przygotowania idealnych świąt według recepty Marthy Stewart i w rezultacie zmęczeni nie mamy już ochoty na nic poza jedzeniem i rozpakowywaniem prezentów.

Prawdziwego spotkania, dialogu z drugim człowiekiem w rozumieniu, o jakim mówi Buber, nie da się sprowokować. I w tym sensie święta nie są tu czasem bardziej uprzywilejowanym. Relacja jest czymś, co się wydarza najczęściej niespodziewanie. Jednak przejmując ideę błyszczących- pustych świąt, skupiając się na użytkowaniu, na życiu w świecie ono, które polega na traktowaniu siebie jako punktu odniesienia i dystansowaniu się, odbieramy sobie szansę przejścia do świata Ty, który jest światem relacji.

Buber w przedmowie do „Całkowitego zaćmienia” przytacza dwie historie ze swojego życia, w których udało mu się urzeczywistnić relację Ja-Ty. Jedna z nich została przerwana, pozostawiając poczucie niespełnienia. „Nie mogłem tu zostać, jak właściwie powinienem był uczynić, nie mogłem pójść do fabryki, gdzie pracował ów człowiek, nie mogłem zostać jego kolegą, nie mogłem razem z nim wieść życia, nie mogłem zdobyć jego życiowego zaufania, nie mogłem mu pomagać i razem z nim podążać drogą stworzenia, które przyjmuje dzieło stworzenia. Mogłem jedynie odpowiedzieć mu na jego spojrzenie.” Czasem spojrzenie wystarcza za całe spotkanie. Czasem milczenie jest prawdziwym dialogiem. Jednak by mogło tak być potrzebna jest świadomość innego wymiaru życia niż wymiar doznawania, użytkowania, konsumowania. I kiedyś święta o tym innym wymiarze przypominały. Teraz telewizyjno-uliczna świąteczna atmosfera raczej zagłusza nasze wewnętrzne o nim przekonanie.

Nasze obchodzenie świąt znowu staje się hałaśliwe. Symbole religijne stają się coraz mniej dostrzegalne, nie mówiąc o duchowości. Zostają jakieś formy, które nadaje się rzeczywistości, często jednak nie wiedząc, po co. Tłumaczymy je budowaniem nastroju, respektowaniem tradycji, a czasami sprzyjaniem szczęściu (i chowamy łuskę karpia do portfela, by w najbliższym roku nie zabrakło pieniędzy).

„Pewnego dnia Abraham usłyszał wołanie: „Abrahamie, Abrahamie!”. I nic więcej nie usłyszał. W tym wołaniu był jednak cały Bóg. Abraham odpowiedział: „Oto jestem.” W tej odpowiedzi był cały Abraham. Wszystko stało się jasne. Ale i niejasne.” – pisze ks. Józef Tischner. Bóg zawołał człowieka i nie była to sytuacja jedyna w swoim rodzaju. Jednak człowiek, zbyt skoncentrowany na świecie, może bożego wołania nie usłyszeć. Boże Narodzenie to moment, w którym objawia się nam Bóg pod postacią swojego Dziecięcia. „Objawienie to wydarzenie między mną a innym”, czyli w tym przypadku między mną a Bogiem. Jesteśmy zagadywani. Jednak to czy zechcemy usłyszeć wołanie i to czy na nie odpowiemy zależy tylko od nas. Od tego, czy będziemy coraz bardziej pogrążać się w świecie, czy postaramy się w tym czasie go opuścić.

Anna Walas

Artykuł ukazał się w numerze 12/2007.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej