Przebaczenie i pojednanie nie jest tylko chrześcijańskim doświadczeniem duchowym. Znajduje się ono w centrum każdej ważnej struktury religijnej, filozoficznej, etycznej, psychologicznej, politycznej wreszcie. To nakaz, który jest tak jasny i stary jak ludzkość, wydaje się jakimś stygmatem odciśniętym przez Stwórcę w naszej naturze.
Przebaczenie jest absolutnie konieczne. Jezus dał tego przykład na krzyżu w ostatnich chwilach swego ziemskiego życia. To On wzywał nas do nadstawiania drugiego policzka, przebaczania siedemdziesiąt i siedem razy. Ale to On wie najlepiej, że w każdym z nas jest wiele z syna marnotrawnego. A wielki znawca ludzkiej natury św. Paweł apostoł wzywał: „Błogosławcie tych, którzy was prześladują!… Nikomu złem za zło nie odpłacajcie” (Rz 12, 14 i nn.). Nie możemy zatem zbliżyć się do Boga, jeśli nie żyjemy w zgodzie z bliźnimi. Liturgiczny czas Wielkiego Postu jest też dla nas szczególnym wezwaniem do przebaczania. Gdy zaczyna się czas Jezusowego doświadczenia Pustyni i my Jego wyznawcy spojrzyjmy na nowo na ten ewangeliczny nakaz.
Warto więc zadać sobie pytanie, co się dzieje, jeśli nie chcemy przebaczyć? Jak to się dzieje, że krzywda nas przerasta, że przebaczyć, nie możemy? A jeśli nie przebaczymy, czy na zawsze zostajemy wykluczeni ze składania Bogu ofiary? Czy nasza wina jest wieczna?
Poświęcając tej problematyce numer „Naszego Głosu” nie proponujemy skomplikowanych dywagacji teologicznych i moralnych. Przyjmujemy, iż przebaczenie to nie tyle akt, co proces. Ważną zatem jego cechą jest początek. Jak każda najdłuższa nawet podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Trzeba zatem najpierw pójść do brata i pogodzić się z nim, bo tak napisano w Ewangelii: „Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie?” (Mt 5, 44 i nn.).
To wygląda na nakaz wcierania soli w swe rany. Ale taka jest cena, którą musimy zapłacić za odzyskanie prawdziwej wolności.
Musimy też zrozumieć, że przebaczyć to nie to samo, co zapomnieć. Przebaczenie nie oznacza bowiem zdjęcia z kogoś odpowiedzialności przed społeczeństwem, sobą, Bogiem. To raczej dramatyczna akceptacja swego bólu, który tak czy inaczej trzeba znosić, to wzięcie odpowiedzialności za to, co robimy. Można tu powtórzyć za hiszpańskim filozofem Miguelem de Unamuno, że to obudzenie w nas samych odrobiny dobra, wybranie wolności na całą naszą przyszłość. To wcale nie mało. „Zazdrość i gniew skracają dni, a zmartwienie sprowadza przedwczesną starość” poucza autor Księgi Syracha. Pamiętajmy, że wszelkie rany goją się, a blizny po nich mogą być źródłem mocy „świętej i jaśniejącej chwałą”, jak usłyszymy w liturgicznym śpiewie w wigilię Zmartwychwstania.
Ważne jest, aby zrozumieć proces przebaczenia. Na początku musi być przyjęcie krzywdy, dalej uświadomienie winy, ofiara, gniew i na koniec odzyskanie pełni wolności, tak, aby zło miało jak najtrudniejszy dostęp do naszego życia.
Przebaczenie, ten niezwykły i tajemniczy proces doskonalący istnienie jednostek i ludzkich wspólnot był wielokrotnie badany i opisywany przez teologów, duszpasterzy, psychologów, politologów, pisarzy. Zaledwie przypominamy o tym jego wymiarze, o jego obecności i doniosłości w wielkiej literaturze.
Proponujemy takie spojrzenie na rzeczywistość ludzkiego świata, aby dostrzec ten problem jako niezbywalny wymiar ludzkiego, jednostkowego i zbiorowego losu, bez którego trudno mówić o zbawieniu.
ZDZISŁAW KORYŚ
Artykuł ukazał się w numerze 03/2006.