Europę trzeba budować na Skale

2013/07/3
Wojciech Piotr Kwiatek

Dzień po dniu podejmowane są działania, by oderwać Europę od jej dziedzictwa duchowego. Obowiązkiem Kościoła (by nie popadł en bloc w grzech zaniedbania) jest stawić temu procesowi czoła. Dobrze więc, że I Kongres Biblijny, który był bodaj jednym z najważniejszych wydarzeń intelektualnych roku, odbywał się pod hasłem Biblia kodem kulturowym Europy…

 

A więc i przypomnienie ostatniego co najmniej tysiąca lat naszych kulturowych dziejów, obrachunek z dorobkiem, i konstatacja: dzisiejsza Europa wciąż jest tworem myśli chrześcijańskiej. Podmywające fale – rewolucja francuska, marksizm, egzystencjalizm, postmodernizm – spowodowały szkody, to jasne. Dziś największe z nich czyni ostro lansowany przez światowe lewactwo nurt wielokulturowości (multi- kulti). Toteż pożyteczną rzeczą jest przypomnieć rozległość i rangę naszego dziedzictwa.

U źródeł

Niemal od początku można mówić o teologii sztuki, tak bardzo obie dziedziny były sobie bliskie, ba, niezbędne. Przy czym mamy tu do czynienia z niezwykłym paradoksem: to, co kazało trzymać się słowa, a unikać obrazowania (Biblia), stało się dla sfery wizualnej najpotężniejszą inspiracją. Regis Debray opisał to tak: księga, która zakazywała obrazów, sama przerodziła się z czasem w ich skarbnicę. Przez wieki obrastała ona obrazami i dziś mamy raczej do czynienia z relacją zwrotną: najbardziej interesuje nas, jak obraz pomaga zrozumieć Biblię, jak ją nam przybliża.

Ale to nie jedyne paradoksy. Jest i ten, że największe i najstarsze skarby z obszaru obrazowania religijnego – iluminacje (w. IX – XII) – powstawały na Zachodzie Europy: we Francji, Anglii, Włoszech. A jaka jest tam sytuacja Kościoła? Pytanie chyba retoryczne.

Papież Grzegorz Wielki wskazywał, że obraz dla ludzi prostych jest tym, czym słowo dla człowieka wykształconego. Postacie w rodzaju Hioba czy Noego funkcjonowały zawsze w sztuce figuralnej jako prefiguracje Chrystusa, zaś np. postać niewiernego Tomasza przywoływali w swych pracach najwięksi – od Rubensa do Dudy- Gracza. Skrajnym nieco przykładem użycia obrazu dla potrzeb szerzenia kultu Słowa jest zmarły w 2002 r. Devi Tuszyński, który zilustrował Księgę Psalmów w sposób właściwy „poezji konkretnej” – obrazkami zbudowanymi ze słów.

Ewangelista Marek włączył teksty klasycznej literatury (np. Homera) do swej Ewangelii, przez co Biblia stała się tekstem świadomie kulturotwórczym, a nawet cywilizacjotwórczym.

Muzyka – Harmonia Mundi, Vox Dei…

Nie ulega wątpliwości, że muzyka to obszar sztuki, w którym Biblia odegrała jedną z najważniejszych ról. Tysiące utworów religijnych, inspirowane Słowem opery, oratoria, cykle pieśni… Salieri słuchając muzyki Mozarta miał powiedzieć, że to sam Bóg przemawia do ludzi.

Kantaty J.S. Bacha, oscylujące zwykle tematycznie wokół śmierci, ewokujące tęsknotę za ostatecznym odejściem z tej ziemi, tak naprawdę wyrażają tęsknotę kompozytora za Chrystusem. Zwraca się uwagę, że połączenie się człowieka z Bogiem nawiązuje wyraźnie do „Pieśni nad pieśniami”, która, jak wiadomo, opowiada o przyjściu oblubieńca do oblubienicy. Dość posłuchać np. fragmentów Kantaty nr 267 (inspirowanej psalmem 137), kiedy do żydzi siedząc i płacząc na rzekami Babilonu wspominali tęsknie Syjon – utracony raj na Ziemi. Ta sama inspiracja leży u podstaw słynnej arii – chóru niewolników Va pensiero… z opery Verdiego „Nabucco”. Jeden z mówców przywołał przy tej okazji słowa wielkiego włoskiego dyrygenta Claudia Abado: „Kiedy podcinamy korzenie naszej kultury w ojczyźnie, to ojczyzna będzie piękna, ale utracona. Pozostańmy piękni, ale nie zatraceni”.

Z kolei w oratorium Haendla Mesjasz odnajdujemy pełne i wyraziste artystycznie ujęcie dramatu zbawienia: gdy Hiob wzywa Zmartwychwstałego albo gdy dialoguje w tymże utworze ze św. Pawłem. Spotykają się tu Stary i Nowy Testament – starotestamentowe modlitwy (Hiob) znajdują wysłuchanie w Chrystusie (św. Paweł).

Polska: „Kto krzyż odgadnie…”

Polacy mieli do podobnych reminiscencji powodów wiele; najważniejsze wiązały się z dramatycznymi losami narodu. Ks. W. Chrostowski nawiązując do wspomnianego już psalmu 137 ukazuje, jak aktualny był dla Polaków doby zaborczej w I pozaborowym okresie. Usiłowano wtedy dokonać czegoś na kształt teologicznej oceny dziejów narodu. Pierwsi byli tu Hugo Kołłątaj ze swym wierszem „Napis na wierzbie…”, gdzie los drzewa i poety (uwięzionego wówczas w Josephstadt) przedstawiono paralelnie jako dwa wyzucia, oraz ks. Jan Paweł Woronicz – najpierw w kazaniu żałobnym po śmierci hetmana Michała Ogińskiego, gdy pisał, że przechowanie pamięci o Ojczyźnie, o dawnych triumfach, to święty obowiązek, a pomocą w przetrwaniu czasu zniewolenia ma być nie co innego, jak właśnie Biblia. Sam poeta nosił się z zamiarem stworzenia Pieśnioksiągu na wzór hebrajskiego Pięcioksiągu.

Poszerzeniem tej tematyki w twórczości J.P. Woronicza było o 14 lat późniejsze kolejne kazanie żałobne, tym razem wygłoszone na pogrzebie ks. Józefa Poniatowskiego.

Jednak przede wszystkim trzeba tu przywołać Juliusza Słowackiego. Są tacy, którzy uważają (i nie są to ludzie nawiedzeni!), że nasz wieszcz powinien być dawno beatyfikowany, życie i dzieło stopiły się bowiem w całość przenikniętą duchem głębokiej wiary i miłości (mówił o tym ks. M. Wróbel). Ów proces zaczął się od „nasiąkania” Biblią. Podczas podróży do Ziemi Świętej poeta spędził noc w grocie Chrystusowego Grobu. Przeżycia te zaowocowały w twórczości niezwykle bogato. Są to rzeczy dość znane, przynajmniej zewnętrznie – „Hymn”, „Ksiądz Marek”, „Król Duch”, „Genesis z Ducha”. Mniej znana jest „Próba poematu filozoficznego”, gdzie poeta przedstawia głęboki sens życia dla innych. Nie brak u Słowackiego i motywów apokaliptycznych („Jeruzalem słoneczna” z „Samuela Zborowskiego”) i maryjnych (hymn „Bogurodzico Dziewico”, wiersz „Góry się ozłociły”). Jak puentował autor – Biblia nie była nie była dla Słowackiego tekstem literackim, a żywą księgą mądrości, kompasem do nieba.

Interesujących refleksji dostarcza lektura naszej poezji współczesnej w twórczości Z. Herberta i Anny Kamieńskiej. Herbert wiele pisze o odkupieniu. Anna Kamieńska we wczesnym okresie twórczości ostro komunizowała, jak powiedziano, „Emaus to dla niej pusty dźwięk”. Nawrócenie przyszło – dokładnie to ustalono! – 13 I 1970 r. Ciężkie doświadczenia – utrata męża – stały się powodem zwrócenia się ku Pismu św., ku Księdze Hioba. Jak on traciła i odzyskiwała wiarę. Najważniejszym punktem artystycznego dojścia stało się coś, co można nazwać anty-Emaus. Jej „modelem” jest dziś „nowy Judasz”: nie wiesza się, bierze srebrniki i rusza w świat, chwaląc się: „Nareszcie udało mi się pokonać nauczyciela z Nazaretu”…

W „Dzienniku” zaś gorzko rekapituluje to, czym jest dziś tonący w bezbożnictwie świat: „Czy serce w nas nie pałało, kiedy mówił?” Poetka widzi świat jako obszar upadku kultury („Ludzie biegną na oślep, znów nie rozpoznają Jezusa”). I jeszcze: „Nic nie znaczy życie człowieka, który zapomniał o swych korzeniach”.


Wpływ takich filmów jak „Siódma pieczęć” jest niestety silniejszy niż oficjalne nauczanie Kościoła nt Apokalipsy

Intelektualny chłód poezji Herberta zaprowadził go w regiony, które trudno – wydawałoby się – pogodzić ze znanym wizerunkiem poety. Analizując jego twórczość trzeba zauważyć zupełny brak u tego twórcy emocjonalnego przywiązania do Biblii. Ekstrahuje on np. pewne fragmenty z Pasji (wiersz „Na marginesie procesu”), ale sama istota nie interesuje go – dystansuje się nawet wobec ludowego opisu męki Chrystusa. Wszelkie motywy pasyjne są dlań jedynie tłem do innych, bardziej ludzkich rozważań. Chrześcijaństwo jawi mu się religią okaleczoną semantycznie i słownie. Herbert wyznaczył sobie bowiem rolę arbitra ludzkiej kondycji po czasach komunizmu i faszyzmu. Jest to zatem poezja postchrześcijańska (nie widzi odradzającej siły religii). Jest nawet w jakimś sensie pogańska – choć nie wojuje z Kościołem. Można dostrzec tu analogię z Bogiem deistów: według Herberta Bóg podtrzymuje świat, ale się nim specjalnie nie interesuje. Ba, czasem myli się – w „Rozmyślaniach Pana Cogito o odkupieniu” podmiot liryczny wchodzi w polemikę z Ewangelią św. Marka, z jej fragmentem o przewrotnych rolnikach w winnicy. „Uszanują mojego syna” – myśli pan i posyła owego syna, by wyegzekwować prawo. Ale oni nie uszanowali – zabili. Poeta nie pojmuje teologicznej konieczności śmierci Jezusa, toteż kwestionuje jej sens („Nie powinien przysyłać syna”). Mimo wszystko ukazuje się nam przy takiej analizie niezwykły humanizm Herberta, jego wielka odwaga i samodzielność intelektualna.

Świat: ciemność i światło

Wielka i ważna jest spuścizna światowej literatury, związana z Biblią. O borykaniu się duszy pisarza z Bogiem u Dostojewskiego świetnie mówił T. Terlikowski. Pokazał drogę pisarza do Iluminacji, ale drogę, której autor Idioty nie przeszedł do końca, pozostając „świętym grzesznikiem” (z akcentem na słowo „grzesznik”!). Dostojewski wpłynął znacząco na rozwój egzystencjalizmu i prawosławia, ale nie stał się nigdy ani wyznawcą prawosławia ani – szerzej – chrześcijaństwa. Był po prostu zafascynowany Chrystusem – mówił Terlikowski. Można też o nim powiedzieć, że był „chrześcijaninem biblijnym”, bezpośrednim uczniem apostołów. Stanisław Mackiewicz wspomina, że Dostojewski czytał Ewangelię nawet na katordze. Uwierzył podobno w którąś Wielkanoc, w Semipałatyńsku. To wtedy miał zawołać: „Bóg istnieje!”. Doświadczył więc „rozgrzania serca”, ale nigdy nie zbliżył się do świętości. Wyjściem dla niego z każdej matni była tylko „zwykła” miłość kobiety i mężczyzny. Tylko ona przemienia – wierzył autor „Zbrodni i kary”.

Kolejni wielcy Mann i Goethe. Pierwszy z nich w ważnej, a chyba zapoznanej powieści „Józef i jego bracia” prezentuje rozległą paletę problemów. Niechętny religii we wczesnym okresie, choć nie pozbawiony religijnej edukacji (lektura wstępu do zbioru rycin o życiu Józefa, wpływ domu rodzinnego, wreszcie kartkowanie Biblii, na marginesie której robił notatki i podkreślenia) przeżył „nawrócenie” podczas podróży na Bliski Wschód. Odkrył wtedy m.in. midrasze. Szczególnie wciągnęły go dzieje Józefa („Najbardziej urocza z historii biblijnych, tyle że za krótka.”). Postanowił więc „wypełnić puste miejsca” posługując się logiką i doświadczeniem z innych lektur o tamtych czasach. To wszystko doprowadziło Manna do jakże fundamentalnej diagnozy: „Biblia jest zdolna do kształtowania kultury”.


Hiob i przyjaciele, obraz Ilji Repina

Są dzieła, które człowieka myślącego i uwrażliwionego na kwestie zła i grzechu skłaniają do polemik i wewnętrznych samoobrachunków (przywołał je ks. P. Rakoczy: ślady Pawłowej nauki o usprawiedliwieniu z wiary w Chrystusa można dostrzec w „Fauście” i „Braciach Karamazow”). Pewnie dlatego, że mówią właśnie o uwikłaniu bohaterów w zło. Dotykamy więc fundamentalnych spraw naszej wiary: św. Paweł stwierdza, że można nie przyjąć przykazań, można zrezygnować z obrzędów (obrzezanie, chrzest); sprawą kluczową jest uwierzyć w Chrystusa. Człowiek nie wnosi bowiem wkładu we własne zbawienie nawet dobrym życiem; on tylko współpracuje z Bogiem w osiągnięciu zdolności do otrzymania łaski. W „Braciach Karamazow” dokonuje się pełna, najwłaściwsza recepcja Pawłowej nauki: owoce odkupieńczej śmierci Chrystusa są silniejsze niż najcięższa wina. Polemicznie wobec tego poglądu sytuuje się jeden z braci, wyznawca „teorii cebulki” – czyli dobrego uczynku. Jego zdaniem to więcej niż strzelisty akt wiary.

Kino – nie tylko komercja

X Muza zdążyła wnieść do tej tematyki wkład wielce znaczący, tak dalece, że może stać się jednym więcej środkiem ewangelizacji. Powszechnie przywołuje się oczywistości – „Pasję” M. Gibsona, „Misję” R. Joffe… Ale takie podejście sprawia, że tracimy z oczu dzieła nie mniej wybitne, a może czasem ważniejsze?

Wśród wielkich dzieł filmowych inspirowanych Biblią umieszcza się „Dekalog” Kieślowskiego. Nie omijając dwu podstawowych podejść do zagadnienia – wierności leksykalnej (jak w „Pasji” czy „Ewangelii św. Mateusza”) oraz odniesień do biblijnej czasoprzestrzeni (jak np. u Zefirellego) Kieślowski położył główny akcent zupełnie gdzie indziej – sięgnął do sensu moralnego Dekalogu (korespondowało to w pewien sposób z podejściem Herberta, z tym, że reżyser zajął skromniejszą postawę). Pojawiający się w każdym kolejnym docinku Artur Barcis (Teofanes – objawiający się) jest kimś na kształt Boga: obserwuje, przywołuje, apeluje. Cały zaś serial jest pełen bardzo czytelnych nawiązań do Pisma św., szczególnie np. w odc. I, II, VIII…

Od „Siódmej pieczęci” Bergmanna aż po „Legion” Stewarta – na tym obszarze sztuki filmowej szukać można inspiracji Apokalipsą św. Jana. Przegląd obfitej problematyki „apokaliptycznej” w kinie światowym wskazuje na liczne nieporozumienia i uroszczenia. Po pierwsze – to, co dziś nazywamy „kinem apokaliptycznym”, w znakomitej większości nie niesie treści religijnych, jest po prostu typowym modnym kinem katastroficznym, kinem o zagładzie. Dzieło św. Jana traktuje jako opis ostatecznej zagłady, wywołanej czynnikami bynajmniej nie nadprzyrodzonymi! W większości z nich w ogóle nie ma mowy o Bogu, natomiast – jak wiadomo – na strachu robi się najlepsze interesy. Stąd wybitna odrębność dzieła Bergmanna, filmu nieomal religijnego, zgodnego w zadziwiający sposób z myślą ewangeliczną, stąd też wyraźna możliwość odczytania „apokryficznego” (zakłamanego? manipulatorskiego? – vide książki Browna) Pisma św. przez twórców „Legionu” czy zwłaszcza „Siódmej pieczęci” – filmu czysto komercyjnego, choć bezpośrednio nawiązującego do Apokalipsy. Obrazy te w ogóle nie biorą pod uwagę egzegezy, za to… znajdują żywy oddźwięk u widowni. Ich wpływ jest niestety silniejszy, niż oficjalne stanowisko nauczającego Kościoła.

Niewątpliwa jest potrzeba kontynuowania tej problematyki. Są to bowiem sprawy zbyt ważne, by pozwolić na ich wygaśnięcie w natłoku spraw ziemskich, też ważnych, ale przecież nie jedynych, a do tego doczesnych. Kościół musi podejmować te wątki stale – z myślą o sobie i… o nas.

 


 

W rozważaniach powyższych autora inspirowały problemy omawiane podczas I Kongresu Biblijnego zorganizowanego przez Instytut Nauk Biblijnych KUL i Stowarzyszenie „Dzieło Biblijne” w Warszawie w październiku ubr. pod hasłem „Biblia kodem kulturowym Europy”. Szczególnie pomocne okazały się rozważania przedstawione w referatach ks. B. Adamczewskiego, ks. prof. W. Chrostowskiego, ks. T. Zawadzkiego, ks. S. Radziszewskiego, red. T. Terlikowskiego, ks. P. Rakoczego, ks. M. Wróbla i ks. M. Lisa.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej