Fragment Rozmowy z księdzem arcybiskupem . Stanisławem Wielgusem |
Patrząc na sytuację Kościoła w dzisiejszym świecie odnoszę wrażenie, że chrześcijaństwo u swego początku zderzając się ze światem pogańskim budowało fundamenty swej wielowiekowej trwałości ku pożytkowi otaczającego świata. Dziś zaś stykając z całym kompleksem przeciwności, wrogości nazywanej ogólnie neopogaństwem, straciło jakby duchową siłę przyciągania. To moje złudzenie, błąd, czy rzeczywistość?
W kulturze zachodniej zrobiło się letnie. Ale zacznijmy od początku. U schyłku starożytności chrześcijaństwo okazało się rewolucją społeczną i kulturową, po słabnącym z upływem lat oporze religii pogańskich, jednoznacznie zwyciężyło. Już w okresie zmierzchu Cesarstwa Rzymskiego zaczęło odgrywać rolę następcy potężnego imperium w wymiarze społecznym i religijnym.
Chrześcijaństwo tworzyło zatem nową cywilizację niemal w próżni, bo pogańska cywilizacja była w upadku.
Cywilizacja, w której dotychczas istniejemy, tzw. cywilizacja euroatlantycka, zachodnia zbudowana została przez chrześcijaństwo, które zresztą wchłonęło to, co najbardziej cenne w kulturach poprzedzających, a więc filozofię greką, prawo rzymskie, a także elementy judaizmu – Dekalog. Można powiedzieć, że chrześcijaństwo wyrosło z trzech wzgórz, Akropolu, Kapitolu i Golgoty.