Rozmowa z księdzem arcybiskupem Stanisławem Wielgusem |
Patrząc na sytuację Kościoła w dzisiejszym świecie odnoszę wrażenie, że chrześcijaństwo u swego początku zderzając się ze światem pogańskim budowało fundamenty swej wielowiekowej trwałości ku pożytkowi otaczającego świata. Dziś zaś stykając z całym kompleksem przeciwności, wrogości nazywanej ogólnie neopogaństwem, straciło jakby duchową siłę przyciągania. To moje złudzenie, błąd, czy rzeczywistość?
W kulturze zachodniej zrobiło się letnie. Ale zacznijmy od początku. U schyłku starożytności chrześcijaństwo okazało się rewolucją społeczną i kulturową, po słabnącym z upływem lat oporze religii pogańskich, jednoznacznie zwyciężyło. Już w okresie zmierzchu Cesarstwa Rzymskiego zaczęło odgrywać rolę następcy potężnego imperium w wymiarze społecznym i religijnym.
Chrześcijaństwo tworzyło zatem nową cywilizację niemal w próżni, bo pogańska cywilizacja była w upadku.
Cywilizacja, w której dotychczas istniejemy, tzw. cywilizacja euroatlantycka, zachodnia zbudowana została przez chrześcijaństwo, które zresztą wchłonęło to, co najbardziej cenne w kulturach poprzedzających, a więc filozofię greką, prawo rzymskie, a także elementy judaizmu – Dekalog. Można powiedzieć, że chrześcijaństwo wyrosło z trzech wzgórz, Akropolu, Kapitolu i Golgoty.
Nie należy oczywiście zapominać o kulturach Bliskiego Wschodu, z których wszyscy się wywodzimy – Sumeru, Babilonu, Egiptu. One też dały początki europejskiej cywilizacji od strony materialnej, społecznej. Trudno nie zauważyć, jak ogromny wpływ wywarły te kultury na naukę grecką i na Rzymian. Sam Platon przyznaje, że w młodości, będąc w Egipcie, urzeczony został tamtejszą kulturą i cywilizacją. Mówi wręcz, że Grecy ze swą kulturą są kimś na kształt niewyraźnie bełkoczących niemowląt w porównaniu z wybitnymi retorami.
Grecja nie wzięła się zatem z niczego. Zachodzi tu określona ciągłość. Chrześcijaństwo przejęło jej pozytywne elementy minionych kultur przekształconych wartościami ewangelicznymi i przez całe wieki stanowiło jedyną dobrze zorganizowaną strukturę.
Mnisi, zwłaszcza cystersi i benedyktyni uczyli Europejczyków budowy dróg, mostów, hodowli zwierząt, uprawy roli. Oni niemal w męczeńskim trudzie, przepisywali starożytne księgi.
Tymi szlakami postępowała Europa, tak rozwijała się nasza cywilizacja gdzieś do Oświecenia.
Kościół wtedy zachowywał czołową rolę, dominujący był teocentryczny światopogląd. Za najważniejsze powszechnie uznawano pierwsze przykazanie Dekalogu: Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną. Chrześcijaństwo było zwycięskie.
Ale pogaństwo nigdy nie umarło. Ono raz słabiej, drugi raz mocniej w ciągu wieków dawało o sobie znać. Także w okresie dominacji chrześcijańskiego światopoglądu i kultury w różny sposób okazywało swą twarz. Wszędzie tam, gdzie człowiek mówił tak jak kiedyś powiedział Lucyfer: Non serviam – Nie będę Ci służył, wracało pogaństwo.
I w naszych czasach poczynając od Oświecenia, zwłaszcza od rewolucji francuskiej, która była największym nieszczęściem, gdyż dokonała niewiarygodnie złych rzeczy w imię wspaniałych haseł: Liberte – Egalite – Fraternite – Ecrasez Linféme! – albo hańba, śmierć, co się często pomija. Ale tak to hasło pierwotnie brzmiało W imię tych haseł wymordowano około miliona ludzi. Rewolucjoniści francuscy na ulicach Paryża wołali: Precz z królem! Precz z państwem! Precz z arystokracją! Precz z Kościołem! Precz z religią! Precz z rodziną, małżeństwem! Jesteśmy wolni!
Te hasła powtarzano później wielokrotnie w różnych rewolucjach – bolszewickiej i meksykańskiej, a także w 1968 roku, który był rokiem epokowym. To do nas nie dotarło, bo nasz rok 1968 miał inny charakter. Za Zachodzie zaś w 1968 roku powrócono do tych rewolucyjnych haseł, głoszono kompletną anarchizację życia, obalenie wszelkich struktur państwa, Kościoła, rodziny, wszelkich religii, tworzenie nowej rzeczywistości w oparciu o pomysły Mao Tse-tunga i Gramsciego, który wzywał do długiego marszu przez instytucje na drodze do zupełnego przekształcenia ludzkiej cywilizacji.
I to właśnie rewolucjoniści 1968 roku spod znaków tzw. nowej lewicy, dzieci z bogatych rodzin. podjęli marsz przez instytucje. We Włoszech, Japonii, St. Zjednoczonych, Niemczech dla realizacji swych celów używali przemocy, terroru, porywali i mordowali polityków. Przemocą chcieli zmienić społeczeństwo, ustrój, świadomość ludzi.
Ta rewolta po kilkunastu latach została co prawda zduszona. Państwa zachodnie okazały się jeszcze za silne. Wtedy jednak pokolenie 1968 w wielu krajach europejskich doszło do władzy przy pomocy demokratycznych wyborów. Tak jak niegdyś doszedł do władzy Hitler.
Pokłosiem 1968 roku są procesy zachodzące dziś w państwach zachodniej demokracji. Teraz ludzie tego pokolenia nie potrzebują już granatów, strajków. Mają do dyspozycji prawo i przy pomocy prawa zmieniają mentalność, życie społeczne, polityczne, ekonomiczne narodów. Ich dziełem są ustawy dotyczące aborcji, eutanazji, małżeństw homoseksualnych, zbrodniczych badań nad embrionami. W wielu krajach dokonuje się to bez żadnych hamulców.
Mamy więc do czynienia z nowym pogaństwem?
Tak, bo odrzucono Boga. Odrzucono pierwsze przykazanie. Konsekwencją tego jest odrzucenie reszty przykazań, bo jeśli nie ma Boga, to wszystko wolno. Jest to pogaństwo, które we współczesnym świecie dąży do opanowania lub już opanowało trzy zasadnicze centra współczesnego życia: parlamenty, media i uniwersytety.
Abp. Stanisław Wielgus: Próba wyeliminowania chrześcijaństwa z UE przejawiała się choćby w traktacie lizbońskim
Skutki tej nieszczęsnej przemiany to relatywizm poznawczy, głoszący, że nie ma obiektywnej prawdy, relatywizm moralny, wedle którego dobro i zło, to sprawy subiektywne i pluralizm teologiczny występujący z tezą, że wszystkie religie są tyle samo warte, ponieważ wszyscy ludzie zmierzają do Boga, który może być pojmowany tak, jak się komu podoba.
Jak przejawia się działanie tego nurtu w dzisiejszym świecie?
Sam obraz Boga w tym myśleniu się zmienił. Dla wielu dawnych chrześcijan już nie ma Boga w Trójcy Przenajświętszej. Jest Nim tylko bliżej nieokreślona energia. Mówi się przy tym, że Bóg jest tylko miłosierny, że nie obowiązują żadne przykazania, nakazy i zakazy moralne.
Stąd hasło: żyj jak ci się podoba, a najważniejsza jest rozrywka. Dlatego współczesne społeczeństwa zachodnie nazywa się społeczeństwami zabawy, w których najważniejsze są pieniądze, seks, zakupy, rozrywka i najróżniejsze przeżycia. Podobne idee głosi się na uczelniach, odrzucając refleksję nad problemami moralnymi, etycznymi, światopoglądowymi. Uczelnie stają się szkołami zawodowymi, kształtującymi konsumentów i producentów dóbr, a nie szkołami uczącymi myśleć.
Wyrazicielami tego nowego pogaństwa są różnego rodzaju lewacy, postmoderniści, neomarksiści, zieloni, ruchy feministyczne, ruchy homoseksualne, itp.
Jakie są podstawy myślowe tych ruchów?
Są dwa zasadnicze nurty filozoficzne, na których opiera się neopogaństwo, postmodernizm z jego poprawnością polityczną, czyli kompletnym relatywizmem, który nie pozwala nazwać zła złem i wszystko traktuje jako dobre. Benedykt XVI nazywa to terroryzmem relatywizmu. Ten nurt nawiązuje do gnozy i kultów wschodnich.
Drugi to neomarksizm, który legł u podstaw rewolucji 1968 roku. Rozwijał się on w kręgu tzw. szkoły frankfurckiej, a jego główni przedstawiciele to Theodor Adorno, Max Horkheimer, Fridrich Pollock. Oni byli ojcami myślenia leżącego u podstaw 1968 roku, które przejęło wielu ludzi we współczesnym świecie,
Czy świat kreowany w oparciu o te idee jest jeszcze chrześcijański?
Prawdziwe chrześcijaństwo, polegające na głębokiej wierze w objawione prawdy oraz na życiu w zgodzie z przykazaniami Bożymi w zachodniej cywilizacji zamiera. Obowiązuje w niej bowiem wolność od tych przykazań i od dogmatów religijnych Hasło studenckich buntów z 1968 roku: Zakazuje się zakazywać! stało się powszechnie obowiązujące. Zakazuje się więc mówić o rzeczach, które mogą przestraszyć. Zakazuje się mówić o piekle, sądzie ostatecznym. Zakazuje się zło nazywać złem, homoseksualizm nazywać tak, jak mówi o tym Pismo Święte. Do przyjęcia dla ideologów i wyznawców tego ruchu byłoby chrześcijaństwo bez nakazów i zakazów, bez obrazu Boga osobowego, czyli coś w rodzaju łagodnej gnozy. I niektórzy to głoszą.
Mamy też do czynienia obok pogaństwa zewnętrznego, z pogaństwem wewnętrznym. Ostrzegał przed tym Benedykt XVI, jeszcze jako prefekt Kongregacji Doktryny Wiary. Tak nazwał postawę ludzi, którzy uważają się za chrześcijan, bo zostali ochrzczeni, czasem chodzą do Kościoła, ale żyją tak jakby Boga nie było, nie przestrzegają Bożych przykazań, przykazania miłości, stawiają seks poza sferą moralności.
Co w tej sytuacji robi Kościół?
Parę lat temu Benedykt XVI zwrócił się do biskupów i kapłanów z hasłem: miejcie odwagę przeciwstawić się poprawności politycznej z jej relatywizmem. Już zresztą Konstytucja Soboru Watykańskiego II „Lumen gentium” wyraźnie mówi, że do Kościoła należą ci, którzy żyją zgodnie z nauką Kościoła.
Księże Arcybiskupie, to bardzo pesymistyczny obraz?
Rzeczywistość nie jest pewno tak ponura, ma wiele pozytywów i chyba dobra jest więcej niż zła. Ludzi dobrych, szlachetnych wokół nas jest pewno więcej niż złych. W ogóle w świecie współczesnym jest wiele elementów i przejawów pozytywnych. Ludzie ofiarnie reagują na cudze nieszczęścia, kierując się duchem ewangelicznego miłosierdzia, wspomagają się spieszą z pomocą w potrzebie, dążą do pokoju i sprawiedliwości, unikają wojen, współpracują żeby tworzyć lepszy świat są coraz bardziej uczuleni na szacunek dla stworzenia Bożego – świata, przyrody. Szerzy się po franciszkańsku pojęta ekologia. Rozwija się nauka, która służy dobru i coraz lepszemu życiu człowieka, na coraz wyższym poziomie cywilizacyjnym.
Osiągnięcia nauki, rozumu człowieka to wielki pozytyw. Nauka przecież zwielokrotnia produkcję żywności, której wystarczy, jak szacują fachowcy, na wyżywienie nawet 20 mld ludności na ziemi.
Można zatem powiedzieć, że kształt dzisiejszego świata to również efekt postępu moralnego człowieka w duchu Ewangelii?
Doświadczenie wojen, zwłaszcza ostatniej wojny światowej, powstań, jak Powstanie Warszawskie, świadomość ogromu cierpień i niewyobrażalnych strat, jakie one przyniosły, nienawiści, śmierci milionów – efektu niewątpliwie diabelskiego działania, przeraziło ludzi. Stąd pomysł stworzenia Unii Europejskiej, idei rzuconej przez Schumanna, de Gaspariego, Adenauera i de Gaulla. Oni chcieli stworzyć chrześcijańską wspólnotę narodów europejskich, bo przecież Europa ma bardzo trudną historię, z dużą ilością wojen, niesprawiedliwości, okrucieństwa. Ojcowie założyciele chcieli temu przeciwdziałać. Podstawą zaś Unii miało być chrześcijaństwo, Boże przykazania, ewangeliczne przykazanie miłości.
Stało się inaczej?
Próba wyeliminowania chrześcijaństwa z UE przejawiała się choćby w traktacie lizbońskim, dzieje się to wbrew ojcom założycielom Unii. To właśnie jest przejaw wpływów i potęgi współczesnego pogaństwa, owego ducha sekularyzacji, usuwania religii ze sfery życia publicznego, a potem całkowicie ze świadomości człowieka.
Walka z krzyżem, symbolami religijnymi, usuwanie tablic Dekalogu z sądów amerykańskich to przejaw tego złowrogiego dobrze zaplanowanego procesu.
XX wiek, czas dwóch potężnych totalitaryzmów sprawił, że ludzkość doświadczyła działania zła. Ale czy przejawów działania zła, Szatana w świecie przybywa, czy raczej mamy do czynienia tylko z jego wzmożonym oddziaływaniem, czy może to tylko efekt zagęszczenia sieci komunikacji międzyludzkiej.
Mamy na pewno do czynienia z rozpowszechnianiem różnych złych postaw zachowań, sądów. Można jednak dopatrywać się i ograniczenia zbrodni przeciw człowiekowi, ludzkości. Nie ma teraz obozów koncentracyjnych, rozstrzeliwań masowych. Choć niedawne doświadczenie wojny na Bałkanach każe ostrożnie podchodzić do tej kwestii.
W sferze zaś intelektualnej, moralnej wydaje się, że prześcignęliśmy totalitaryzmy. Np. przerywanie ciąży stało się powszechne, a tego nie było, wystąpienia przeciw prawu naturalnemu – tzw. małżeństwa homoseksualne.
Czy chrześcijaństwo stawia skuteczną barierę tym negatywnym procesom zjawiskom?
Podejmuje takie działania. Ale działanie błędnych ideologii, ateizacji jest też, może nawet bardziej, widoczne.
Oczywiście nie jest tak, że świat staje się niereligijny, przeciwnie pulsuje religijnością, tylko obraz Boga się zmienia. Człowiek jest religijny, tylko fałszuje obraz Boga, błądzi.
Chrześcijaństwo, Kościół robi co możliwe, żeby nie stać z boku tych procesów. Po to przecież był Sobór Watykański II, żeby nawiązać dialog ze światem, żeby Kościół nie był zamkniętą twierdzą, czy wieżą z kości słoniowej, aby zaakceptował ten świat.
Zresztą chrześcijaństwo zawsze akceptowało realną rzeczywistość ciało, cielesność, o czym świadczy choćby ewangeliczna przypowieść o talentach, czy słowa z Księgi Rodzaju, mówiące, iż Bóg stworzył świat i widział, że jest dobry. To chrześcijaństwo wreszcie rozdzieliło porządek świecki od religijnego, o czym najlepiej świadczą słowa Jezusa: Oddajcie cesarzowi co cesarskie, a Bogu co Boże. Już judaizm nazwał planety, gwiazdy rzeczami stworzonymi przez Boga, odrzucając personifikowanie ich z bóstwami, co czyniły religie pierwotne.
Chrześcijaństwo akceptuje wreszcie życie doczesne, zważmy choćby na słowa modlitwy: … chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj… Nade wszystko zaś Jezus Chrystus, Syn Boży przychodzi na świat, przyjmuje ciało ludzkie, żeby w imieniu ludzkości zbawić człowieka, odkupić grzech pierworodny i wszystkie grzechy ludzi.
Chrześcijaństwo wnosi więc nową, inną antropologię?
Podkreślam Sobór Watykański II chciał dialogu ze światem, dialogu równorzędnego. Niestety Kościół zawiódł się, bo tego dialogu świat ulegający różnym nurtom, np. neomarksizmowi, postmodernizmowi, rozpowszechnianym przez różne siły nienawidzące chrześcijaństwa nie podjął.
Kościół jest atakowany przy różnych okazjach, jak teraz w związku z tzw. pedofilią wśród księży w Niemczech, Irlandii, Austrii, Stanach Zjednoczonych itd. Wiadomo przecież, że takie zjawiska zdarzają się w każdej grupie społecznej. Obliczono, że w różnych grupach społecznych jest tych zjawisk 37 razy więcej niż wśród duchownych katolickich, a mimo to właśnie oni są atakowani.
Chodzi tu oczywiście o skompromitowanie Kościoła, ale i o pieniądze, bo te tzw. ofiary pedofilii księży liczą przede wszystkim na pieniądze.
Kościół w Polsce staje dziś wobec różnych nieznanych dotąd wyzwań?
W Polsce Kościół jest atakowany przez tzw. lustrację. Atakowani są biskupi, kapłani. Innych, członków PZPR, którzy budowali i podtrzymywali ten ustrój, zostawia się w spokoju. Księży zaś, którzy byli prześladowani, podsłuchiwani, nachodzeni, zwłaszcza jak ktoś chciał wyjechać za granicę, a nawet mordowani, rozlicza się niezwykle surowo. To są działania przeciw Kościołowi na polityczne zamówienie, jak choćby w przypadku niedopuszczenia do mojego ingresu na arcybiskupa warszawskiego. Przyznał to zresztą tragicznie zmarły w katastrofie pod Smoleńskiem prezydent Lech Kaczyński; w wywiadzie udzielonym „Arcanom” w 2009 roku do głównych zasług, jakie sobie przypisał, zaliczył niedopuszczenie do ingresu arcybiskupa Wielgusa w 2007 roku. W tych dobrze zorganizowanych działaniach nie można wykluczyć sprężyn masonerii, pod działaniem której znajdują się niektóre siły polityczne, często te, które manifestują swoją katolickość.
Szlachetne i godne uznania było otwarcie się Kościoła na świat, czemu silny impuls nadał Sobór Watykański II. Ale mamy też do czynienia z taką sytuacją, że pod płaszczykiem ducha Soboru wprowadza się do Kościoła, do życia wspólnot katolickich wiele niepokojących spraw.
Pewne rzeczy poszły za daleko. Obserwowałem to na Zachodzie, gdzie odchodzono masowo od nabożeństw paraliturgicznych, odprawiano msze św. w niestosowanych miejscach, np. przy stole biesiadnym. W liturgii, w sferze nakazów i zakazów kościelnych poszło to za daleko. Benedykt XVI próbuje to uporządkować… No cóż, wszędzie tam, gdzie działają ludzie, pojawia się słabość. Ale Ecclesia semper reformanda – Kościół musi się stałe reformować, bo przychodzą nowe czasy, pojawia się nowa mentalność. Ta niezbędna reforma nie może jednak uderzać w fundamenty dogmatyczne czy moralne Kościoła. Przypomnę tu słynne zdanie z liturgii przedpoborowej: „Choć świat się obraca, Krzyż stoi w miejscu”. We właściwej reformie chodzi np. o reformę języka przekazu Ewangelii, który powinien się zmieniać, bo ludzie się zmieniają, inaczej reagują. I to jest zadanie kapłanów. Święci kapłani są tu jedyną receptą na zło świata. Muszą podejmować powtórną ewangelizację, powinni oni być święci, żyć Ewangelią.
Księże Arcybiskupie, te słowa są szczególnie cenne, wszak jesteśmy po obchodach Roku Kapłańskiego i warto pochylić się nad jego owocowaniem.
No cóż, najwięcej o Bogu, jak mówi św. Augustyn, wie diabeł, a mimo to jest diabłem. Teolog, kapłan zaś to człowiek żyjący Ewangelią. Musi on iść do ludzi dzisiejszych, nie może zamykać się w swoim świecie. Musi ludziom dawać Boga poprzez własne świadectwo nauczania i sakramenty święte. Współczesny świat bowiem nie potrzebuje tylko tych, co będą mówili, ale tych co będą żyli Chrystusem, i będą postępowali zgodnie z wolą Bożą. Bo tylko w ten sposób osiąga się prawdziwą świętość – przyjaźń z Bogiem. W klasycznym zaś rozumieniu przyjaźń to chcieć tego, co chce przyjaciel, i nie chcieć tego, czego nie chce przyjaciel. Świętych, jak sądzę, są miliony, miliony ludzi, którzy, przeszli przez życie zgodnie z nauką Chrystusa. Tylko niektórych z nich Kościół wynosi na ołtarze.
Co prawda na obrzeżach Kościoła, ale funkcjonują ruchy fundamentalistyczne, np. Bractwo św. Piusa X, czy takie środowiska, postawy dobrze służą Kościołowi?
Nie, nie służą dobrze, bo sprzeciwiają się papieżowi, który jest następcą Jezusa Chrystusa i św. Piotra. A jeśli odejdzie się od papiestwa, to wszystko wali się w gruzy. Każde odejście od nauczania Piotrowego jest błędem.
Zresztą reformy Kościoła próbowali w historii różni reformatorzy. I dzisiaj pojawiają się także ci, którzy sobie uzurpują takie prawo – teologowie, dziennikarze, którzy ciągle coś w Kościele krytykują. Ale bez Piotra nie ma Kościoła. A tak naprawdę to reformy Kościoła dokonywali tylko święci, św. Franciszek, św. Dominik i inni pokornie bez zastrzeżeń przyjmujący słowa Piotra. To oni przezwyciężyli herezję waldensów i albigensów, a nie „ramię zbrojne” czy inkwizycja. To oni idąc do ludu, sprawiali, że przemiana dokonywała się w sercu każdego człowieka. I dziś podobnie przemiana musi się dokonywać w każdym z nas. Trzeba więc mieć zaufanie do papieża, do Kościoła.
Działają organizacje jawne i tajemne zwalczające Kościół, np. masoneria.
To co czyni masoneria, nie sama oczywiście, jest dobrze przemyślanym działaniem zmierzającym ku sekularyzacji krajów chrześcijańskich. Wiadomo, że do końca świata będzie trwała walka dobra ze złem, będą prześladowania kapłanów, wszystkich chrześcijan, bo są oni znakiem, któremu sprzeciwiać się będą. Ale Kościół, kapłan musi pozostać znakiem sprzeciwu wobec zła. Kapłan musi mieć odwagę przeciwstawiać się poprawności politycznej i głosić to.
To właśnie jest naśladowaniem Chrystusa. Trzeba naśladować Chrystusa, bo jak mówił Tertulian Chrystus nie jest tradycją, obyczajem, kulturą. Chrystus to Droga, Prawda i Życie. Liczni zaś współcześni traktują Chrystusa jako obyczaj, tradycję. Tak to często jest ukazywane w mediach. Kościół sprowadzany jest w nich często do tradycji i folkloru, w najlepszym razie do organizacji charytatywnej. Tymczasem Kościół nie jest organizacją polityczną, społeczną, kulturową i tym podobną. Kościół jest stworzoną przez Chrystusa wspólnotą zbawczą i jego głównym zadaniem jest nawracanie do Boga ludzkich serc.
Uzasadnione zdają się dziś być obawy, że Europa stanie się pogańska?
Jest to możliwe, ale chrześcijaństwo nie zginie, Kościół nie zginie. Przecież dynamicznie rozwija się w Afryce, Azji. Pamiętamy, że początki chrześcijaństwa to basen Morza Śródziemnego, Afryka Północna. Mała Azja. Teraz są tam znikome ślady naszej religii. Chrześcijaństwo przeniosło się na północ Europy.
Ale chrześcijaństwo to nie jest twór europejski, jest uniwersalne. I Europejczycy nie mogą go sobie przywłaszczać. Jedna trzecia ludzkości to są chrześcijanie, a dynamizm rozwoju chrześcijaństwa poza Europą jest zdumiewająco wielki.
Księże Arcybiskupie, dziękuję za rozmowę i ducha nadziei z niej płynącego.
Jesteśmy na tej ziemi w drodze, istniejemy zaledwie chwilę i trzeba ją przeżyć zgodnie z wolą Stwórcy, nie za wiele myśleć o sobie, nie pragnąć pychy żywota, nie być chciwym i rozpustnym. Tak nauczał św. Paweł. Posłuszeństwo, czystość i ubóstwo leżą u podstaw życia zakonnego. I może to jest najbardziej niezawodnym wskazywaniem drogi dzisiejszemu człowiekowi i światu.
ZK