Generacja niespełnionych nadziei

2013/07/2
Katarzyna Kakiet

Przede wszystkim nie ma i nigdy nie było pokolenia JP II. Nie mogło być… Jak pisała Joanna Podgórska w jednym z artykułów w tygodniku „Polityka” z 2006 roku było to „trochę pokolenie, trochę JP II”. Czyli tak naprawdę nic do końca…

 

Trochę pokolenie, ponieważ w żaden sposób nie można było wyodrębnić ani zdefiniować tej grupy społecznej. Młodzież wychowana na nauce Jana Pawła II? Ale przecież pontyfikat papieża Polaka trwał ponad 27 lat, a i wcześniej Karol Wojtyła, jako biskup krakowski czy duszpasterz młodzieży akademickiej, zdążył wpłynąć na setki, a może i tysiące młodych umysłów. A więc ludzie urodzeni za czasów Jana Pawła II? To określenie z kolei jest chyba zbyt obszerne. Zresztą samo miano „pokolenie” w pewien sposób traci ostrość wyrazu, bo różnice między kolejnymi generacjami się zacierają. A dlaczego „trochę JP II”? Bo co miało być tu wyróżnikiem? Empatia wyrażana w momencie śmierci papieża? Zafascynowanie osobą Jana Pawła II bez wątpienia obdarzonego niezwykłą charyzmą, która uwodziła zarówno wierzących, jak i niewierzących? Znajomość nauki papieża, próba wcielania w swoje życie niejako bez względu na efekt, a może zdecydowane jej przestrzeganie?

Pokolenie rozczarowań

Zostawiając na boku spory o definicje terminu „pokolenie JP II”, bez wątpienia można stwierdzić, że w tamtych dniach kwietnia 2005 roku, gdy Jan Paweł II odchodził do Domu Ojca, gdy tysiące, miliony ludzi w Polsce, a także na świecie, jednoczyło się we wspólnej modlitwie w kościołach, domach, na ulicach, wielu z nas miało nadzieję, że to wydarzenie – jeśli śmierć papieża można tak nazwać – coś zmieni w naszym życiu. Przytoczę tu dwie wypowiedzi, które oddają to, czego spodziewaliśmy się po sobie samych i innych. Pierwsza z nich to głos w prowadzonej jeszcze w czasie żałoby dyskusji na łamach miesięcznika „Więź” (nr 5–6, 2005), socjologa i politologa, byłego dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich, a obecnego sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów – Jacka Cichockiego: „Umieranie i śmierć papieża pokazały, że coś jest dalej. To dotarło do wyrafinowanych intelektualistów i kibiców na stadionach”. Drugi cytat, już z 2007 roku, pochodzi od Zygmunta Staszczyka, wokalisty, lidera zespołu T.Love: „Ta jedność ludzi na całym świecie to był fenomen metafizyczny. Ktoś niewierzący może powiedzieć, że to był, nie wiem… fenomen socjologiczny, wydarzenie medialne, ale ja nie miałem wątpliwości, że jest to wydarzenie spirytualne. Nie chcę się tutaj podniecać, ale nie bójmy się tego powiedzieć, że ten czas był tak naprawdę Boskim momentem. Ja cały czas wierzę, że z tego ziarna coś się urodzi i że ktoś, kto był świadkiem tych wydarzeń, dźwignie tę myśl, ten testament. To jest po prostu niemożliwe, żeby ziarno, które zostawił po sobie ten facet, nie przyniosło owoców, że ten nieprzebrany ocean miłości po prostu przepadnie”.


Czy pokolenie JP II jest tylko zjawiskiem medialnym?
| Fot. Artur Stelmasiak

W ujęciu społecznym liczyliśmy na solidarność, zjednoczenie w działaniu dla dobra wspólnego, odmianę stosunków międzyludzkich, utrzymanie odwagi publicznego mówienia o wartościach. W ujęciu jednostkowym chcieliśmy się stać lepszymi katolikami i lepszymi ludźmi.

Jak to nam wszystko wyszło? Można by powiedzieć – jak zawsze. Wspomniane wypowiedzi obecnie czyta się z rozczarowaniem. Nieco zawstydzeni, dziś dziwimy się, jak mogliśmy być tak naiwni. Jednocześnie zakładając, że te plany miały szansę realizacji, pytamy, co zrobiliśmy źle.

Nauczanie zawieszone w próżni

Jan Paweł II nauczał: „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni nie wymagali, […] pamiętajcie, że ten kształt [życia społecznego] zależy od tego, jaki będzie człowiek” (Częstochowa, 18 czerwca 1983 r., Apel jasnogórski, rozważania do młodzieży).

Jednak zdaje się, że coraz mniej od siebie wymagamy. Według badań CBOS przeprowadzonych w marcu 2010 roku: „Coraz mniej powszechna jest […] deklarowana [a więc po części również życzeniowa] znajomość papieskiego nauczania. Od śmierci Jana Pawła II odsetek respondentów, którzy twierdzą, że znają treść jego przesłania, zmniejszył się aż o 23 punkty, a liczba osób nieznających w swojej ocenie papieskich nauk wzrosła ponad dwukrotnie (z 17 do 39%)”. Co ciekawe, choć znajomość treści nauczania Jana Pawła II w większym bądź mniejszym stopniu deklaruje 56%, to aż 65% pytanych twierdzi, że w codziennym życiu kieruje się jego wskazaniami (tu także tendencja spadkowa – 19 punktów mniej niż w maju 2005 roku). W raporcie CBOS warto też zwrócić uwagę na zdanie: „Należy zauważyć, że również wśród tych, którzy swoją wiarę określają jako niezupełnie tożsamą z nauczaniem Kościoła, ponad połowa (52%) deklaruje postępowanie zgodne z papieskim przesłaniem, a niemal co drugi zalicza się do osób znających treść nauk Jana Pawła II (46%) oraz dostrzega przemianę swojego życia pod wpływem Ojca Świętego (47%)”. A więc zbiorowa hipokryzja? Czy może zupełne niezrozumienie przesłania Jana Pawła II? Autorzy badań wskazują również na znaczną nieznajomość nauki papieża wśród osób młodych między 18. a 24. rokiem życia oraz niski odsetek uczniów i studentów, którzy zadeklarowali, iż postępują zgodnie ze wskazówkami Ojca Świętego. Jak to z kolei ma się do owego fenomenu pokolenia JP II? Gdzie są ci młodzi ludzie, którzy w 2005 roku czuwali w kościołach, brali udział w białych marszach, zaczytywali się w papieskiej encyklice Fides et ratio, tworzyli ciekawe strony internetowe poświęcone Janowi Pawłowi II? A może właśnie oni są bardziej krytyczni wobec siebie, a ich własna ocena wyrażona w tego typu ankietach bardziej oddaje rzeczywistość?

Prywatyzacja wiary

Współcześnie zbyt powszechne staje się przyzwolenie na tzw. wiarę prywatną (według badań CBOS z 2003 roku aż 43% Polaków podkreśla niezależność swojej wiary od Kościoła, utożsamiając się ze zdaniem: jestem wierzący(-a) na własny sposób). Coraz więcej ludzi, zwłaszcza młodzieży, uważa, że z nauki Kościoła można dowolnie wybierać tylko to, do czego ma się przekonanie, że panuje w tym względzie demokracja i nic się nie stanie, gdy wyrwiemy kilka kart z Ewangelii, zapomnimy o ich przesłaniu. Należy jednak otwarcie powiedzieć – nauka Jana Pawła II była zgodna z nauką Kościoła ugruntowaną przez dwa tysiące lat. Papież występował w obronie życia i godności człowieka, potępiając aborcję, eutanazję, nie akceptował antykoncepcji, związków homoseksualnych, nie było jego tolerancji dotyczącej współżycia przed ślubem. Ojciec Święty był też propagatorem życia rodzinnego – uważał, że celem małżeństwa z założenia jest wychowanie dzieci. Widział w tym ogromną rolę kobiety jako strażniczki domowego ciepła, która spaja rodzinę. Mówił również dużo o odpowiedzialności za siebie i społeczność, w której żyjemy, o solidarności: „Jeden drugiego brzemiona nosicie – to zwięzłe zdanie Apostoła jest inspiracją dla międzyludzkiej i społecznej solidarności. Solidarność to znaczy jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu, jedni przeciw drugim. I nigdy ťbrzemię Ť dźwigane przez człowieka samotnie. Bez pomocy drugich. Nie może być walka silniejsza od solidarności” (Gdańsk, 12 czerwca 1987 r., Homilia wygłoszona podczas Mszy św. do świata pracy).

Cierpliwe oczekiwanie na plony

Choć pod względem podejścia do liturgii, ekumenizmu, komunikacji ze światem wielu widziało w papieżu „postępowca”, w sprawach wiary, etyki Jana Pawła II należy uznać za „stuprocentowego konserwatystę”. Jego fenomen polegał na tym, że potrafił otwarcie rozmawiać o wymaganiach stawianych przed chrześcijanami, wyjaśniał normy etyczne, tłumaczył naukę Kościoła. Był przy tym niezwykle autentyczny – swoimi uczynkami dawał przykład wcielania w życie nauki Chrystusa. Udowodnił, że tak można, że jeśli będziemy wystarczająco konsekwentni, jeśli zawierzymy Bogu, to i nam się uda. I tu nie chodzi jedynie o nagrodę Królestwa Bożego, ale o to, że i nam uda się godnie żyć. Za to go kochaliśmy.

Warto więc przypomnieć sobie przypowieść o siewcy, gdzie wśród rozsiewanego ziarna „jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je; inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci; inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je; inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny”. Jezus wyjaśnił znaczenie przypowieści: „Ziarnem jest słowo Boże. Tymi na drodze są ci, którzy słuchają słowa; potem przychodzi diabeł i zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni. Na skałę pada u tych, którzy, gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia: wierzą do czasu, a w chwili pokusy odstępują. To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i przez troski, bogactwa i przyjemności życia bywają zagłuszeni i nie wydają owocu. W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość. […] Uważajcie więc, jak słuchacie. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma”.

Myślę, że właśnie tę przypowieść można odnieść do nadziei pokładanych nie tylko w pokoleniu JP II, ale w nas wszystkich – mnóstwo ziaren padło na skały i między ciernie, choć wielu pragnęło się zmienić, zabrakło tej wytrwałości. Wielu też wciąż mylnie zakłada, że postępuje zgodnie z nauką Jana Pawła II, choć w rzeczywistości jej nie rozumie albo wybiera z niej tylko to, co nie wymaga wyrzeczeń i podjęcia pracy nad sobą. Jednak zwróćmy uwagę na to, że gdzieś wśród nas są również ci, którzy „wydają owoc”. Może nie do końca nadzieje stracone?

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej