Łukasz Kudlicki |
Jeśli projekt integracji nie zostanie oparty na chrześcijańskim umiłowaniu prawdy czeka go rychły kres
W zgodzie z Bogiem nasz kontynent zawsze mógł skutecznie aspirować do przywódczej roli w świecie. Obecny kryzys w Europie, chociaż objawia się przede wszystkim w gospodarce, jest przede wszystkim wynikiem gwałcenia norm moralnych. Powrót do nich spowoduje nie tylko ustanie objawów w sferze ekonomicznej, ale nade wszystko zlikwiduje przyczynę aktualnych problemów Starego Kontynentu
Ilekroć Europejczycy odwoływali się do Boga i Dekalogu, tyle razy nasz kontynent podnosił się z upadku czy wyniszczenia wojnami i rozwijał się dzięki harmonijnej, pokojowej współpracy. Idea pokojowego współistnienia narodów w 1000 r. przywiodła do Gniezna cesarza Ottona III, który widział w polskim księciu Bolesławie władcę zdolnego do udziału w europejskim projekcie.
Polski, czyli europejski
W naszym regionie idea pokojowego łączenia narodów wiele razy odżywała. Korona ściśle współpracowała, a następnie tworzyła unię z Litwą, ostatecznie zatwierdzoną i umocnioną przez Sejm w Lublinie w 1569 r. Kraj zamieszkiwali przedstawiciele wielu narodów, chrześcijanie wielu obrządków: katolicy, protestanci i prawosławni, wyznawcy islamu, judaizmu. Kiedy zachodnią i południową częścią naszego kontynentu wstrząsały konflikty, a sprzeczności interesów prowadziły do wieloletnich, krwawych i wyniszczających wojen, w tym również o podłożu religijnym, w Rzeczypospolitej innowiercy cieszyli się swobodą wyznania, co więcej, stanowili znaczny odsetek elity społecznej, intelektualnej i gospodarczej w państwie. Państwo Jagiellonów, o czym powszechnie było wiadomo w Europie, stało się azylem dla przedstawicieli mniejszości religijnych prześladowanych przez władców w Europie Zachodniej i Południowej.
Minęły wieki i Polacy, wyposażeni w historyczny bagaż dobrych doświadczeń wielonarodowej i wyznaniowej współpracy, a następnie obciążeni złym wspomnieniem upadku państwa, nocy podboju, rozbiorów, okupacji i totalitaryzmu w dwóch straszliwych barwach – brunatnej i czerwonej, stanęli tuż po odzyskaniu własnego państwa przed dylematem, czy świeżo zdobytą suwerenność pielęgnować i umacniać, czy też wobec dominującej na kontynencie tendencji zgodzić się na uszczuplenie niezależności i kompetencji państwa w imię idei Unii Europejskiej. Paradoks polegał na tym, że wśród najgorliwszych trybunów „europeizacji”, czyli wejścia Polski do UE, prym wiedli „nawróceni” postkomuniści i inni przedstawiciele nowo kreowanej elity III RP. Ostatecznie, jak twierdzi wielu znawców tematu, Polacy opowiedzieli się za wejściem na ścieżkę europejską.
Z Bogiem i przeciw Bogu
Projekt europejskiej współpracy po dramacie II wojny, w oparciu o powrót do chrześcijańskich fundamentów Europy, firmowali chadecy Adenauer, de Gasperi i Schumann. Im bogatsze stawały się społeczeństwa Europy Zachodniej oraz im więcej lat mijało od wojennej pożogi, tym bardziej projekt oddalał się od chrześcijańskich fundamentów. Przełom nastąpił po zjednoczeniu Niemiec, które zachowując prymat najsilniejszej europejskiej gospodarki, dodatkowo powróciły na pierwsze miejsce w Europie pod względem potencjału ludnościowego. Niemcy stały się motorem postępującej integracji w kierunku jednego organizmu państwowego z wiodącą rolą Berlina i szerokimi perspektywami dla ekspansji niemieckiej gospodarki.
Słabość współczesnych europejskich elit, które w imię instytucjonalnej i społecznej utopii zerwały związki z chrześcijaństwem, dodatkowo potęguje zamęt i prowadzi do osłabienia szans Europy zmuszonej do udziału w globalnym wyścigu gospodarczym, daleko z tyłu za azjatyckimi tygrysami, rosnącymi w potęgę Chinami, a wreszcie za utrzymującymi od czasu II wojny światowej pozycję lidera – Stanami Zjednoczonymi. Pierwotna idea wolnego handlu i pokojowego współistnienia z czasem obrosła biurokratycznymi ograniczeniami. Coraz częściej Bruksela w oderwaniu od rzeczywistych potrzeb państw członkowskich dyktuje reguły ograniczające swobodę gospodarczą, ustanawiające bariery dla rozwoju. Uprzywilejowaną, wciąż niezachwianą pozycją, cieszą się instytucje finansowe odpowiedzialne za stymulowanie rozwoju na kredyt, co bezpośrednio przyczyniło się do kryzysu gospodarczego. Inne oblicze kryzysu widać w sferze gospodarki, w której Europa pogrąża się w marazmie i niemocy.
Jeśli projekt europejski ma przetrwać, musi ponownie zostać osadzony na fundamencie chrześcijańskim, czyli musi sprzyjać rozwojowi naturalnych instytucji społecznych, takich jak rodzina, naród i państwo, a nie stale w nie godzić. Przed tysiącem lat taką ideą był uniwersytet, który tworzył jedną, ale zróżnicowaną wspólnotę nauczycieli i uczniów, skierowaną ku poznaniu prawdy i docieraniu do niej. Prawda o człowieku musi na nowo stać się drogowskazem dla elit, które poważnie myślą o Europie jako o kolebce naszej cywilizacji.