Instynkt suwerenności

2013/07/2
Z Janem Żarynem, profesorem Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, byłym dyrektorem Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawia Petar Petrović

 

 

Objęcie arcybiskupstwa gnieźnieńskiego i warszawskiego przez Stefana Wyszyńskiego przypadło w bardzo trudnym momencie historycznym, wzmożonych prześladowań Kościoła katolickiego i procesu komunizowania Polski.

Partia dążyła do zmniejszania pola oddziaływania Kościoła na wiernych, ograniczała mu możliwość wpływu na strefę publiczną. Celem komunistów było wypełnienie jej marksizmem-leninizmem, szczególnie widoczne w szkołach i miejscach pracy. Urząd Bezpieczeństwa poddawał represjom ludzi Kościoła, osadzał w więzieniach kapłanów, którzy wydawali się najbardziej niepokorni. Wewnątrz struktury Kościoła zastępowali ich kapłani bardziej lojalni władzy.

Jakie miało być ich zadanie?

Komuniści próbowali stworzyć kategorię kapłanów pozytywnych, księżypatriotów, mających wspierać władze komunistyczne wewnątrz Kościoła. Prymas Wyszyński był świadomy tej sytuacji. A nieudany zamach, jaki przeprowadzono na niego między ingresem gnieźnieńskim a warszawskim, to dowód na to, jak bardzo był niewygodny dla władzy ludowej.

Pomimo tego ksiądz prymas był gotowy do prowadzenia dialogu z władzą komunistyczną.

Wiosną 1949 r. podjął decyzję o rozpoczęciu rozmów z partią. W sierpniu tego samego roku zaczęła działać Komisja Mieszana, a jej prace doprowadziły do podpisania 15 kwietnia 1950 r. porozumienia pomiędzy państwem a Kościołem.

Ksiądz prymas z pewnością zdawał sobie sprawę, że są to ludzie, którzy nie wypełniają własnych zobowiązań.

Tak, ale z jego perspektywy była to próba zamortyzowania zbliżających się ciosów skierowanych przeciwko Kościołowi. Wierzył, że będzie mógł się na ten dokument powołać, gdy władze zaczną łamać zawarte w nim porozumienie.

Jak do tych rozmów odnosiła się hierarchia kościelna?


Prymas Tysiąclecia podczas uroczystości na Jasnej Górze
| Fot. Archiwum

Większość Episkopatu Polski, w tym kardynał Adam Stefan Sapieha, nie chciała dialogu z komunistami. Prymas Wyszyński musiał przebijać się ze swoją koncepcją, a nie było mu łatwo, gdyż nawet w trakcie prac Komisji Mieszanej władze łamały wszelkie standardy. Jesienią 1949 roku wszedł w życie cały zestaw antykościelnych ustaw. W styczniu 1951 roku komuniści ukradli Kościołowi Caritas. Wprowadzono ustawę o przejęciu przez państwo tzw. dóbr martwej ręki.

Porozumienie zostało podpisane, ale nie przyniosło złagodzenia prześladowań.

Dokument podpisano 15 kwietnia 1950 r. i bardzo szybko okazało się, że będzie on notorycznie łamany. W tym czasie zmuszano księży prefektów uczących religii w szkole, by podpisywali się pod Apelem Sztokholmskim. Ale księża nie chcieli mieć nic wspólnego z tą prosowiecką, kłamliwą deklaracją. W konsekwencji za swój opór byli wyrzucani ze szkół. Był to efekt wielkiego konfliktu dotyczącego walki o młodzież. W latach 1951-1953 wyrzucono bądź aresztowano m.in. wszystkich pięciu administratorów apostolskich dla ziem zachodnich i północnych. Doszło do sytuacji, w której diecezję katowicką musieli opuścić wszyscy biskupi z ordynariuszem Stanisławem Adamskim na czele.

Komuniści nie zamierzali w niczym ustąpić…

W tym czasie został aresztowany biskup Czesław Kaczmarek. Wielu księży pozbawiono możliwości pracy duszpasterskiej. W ciągu kilku lat skład Episkopatu Polski zmniejszył się o jedną trzecią. Doszło do likwidacji wielu szkół zakonnych, a ze szkół powszechnych usuwano lekcje religii. Władze komunistyczne ingerowały w sferę ideową, światopoglądową. W ich opinii znak krzyża, religia i wychowanie katolickie powinny zniknąć.

Jak zaatakowano prymasa?

Został poddany silnej presji, co było szczególnie widoczne od początku 1953 roku. To wtedy doszło do propagandowego ataku na Kościół w formie procesu księży kurii krakowskiej. Zakończył się on wysokimi wyrokami skazującymi również na karę śmierci, których ostatecznie nie wykonano. Ten proces miał uderzać w cały Kościół, w opinię o polskim katolicyzmie. 9 lutego 1953 r., dwa tygodnie po jego zakończeniu, władze podyktowały Kościołowi dekret o obsadzie stanowisk kościelnych, który oznaczał całkowite zlekceważenie autonomii Kościoła.

Jaka była reakcja prymasa Wyszyńskiego?

Przywódca polskiego Kościoła nie mógł nigdzie skrytykować tej decyzji, gdyż w marcu 1953 r. został wstrzymany ostatni numer „Tygodnika Powszechnego”. Na jego łamach miał się ukazać wywiad z Księdzem Prymasem, w którym wyrażał on sprzeciw wobec komunistycznemu dyktatowi.

Komuniści szli za ciosem?

Urząd ds. Wyznań natychmiast zaczął wprowadzać w życie tę dyrektywę. Wymuszał na kapłanach ślubowanie na rzecz państwa i wnioskował o pozbawienie funkcji proboszczów konkretnych księży, którzy narazili się ówczesnej władzy. Dla Kościoła było czymś niedopuszczalnym, żeby władza świecka w tak jednoznaczny sposób ingerowała w obsadę stanowisk kościelnych.

W jaki sposób Kościół się bronił?

Dochodzimy do słynnego memoriału z 8 maja 1953 r. podpisanego przez sekretarza episkopatu Polski Zygmunta Choromańskiego i prymasa Wyszyńskiego. Wieńczy go głośne stwierdzenie Non possumus – nie pozwolimy i nie możemy pozwolić na ingerencję władzy świeckiej w życie Kościoła.

Do kogo skierowany był ten dokument?

Bezpośrednim odbiorcą miał być Bolesław Bierut i dlatego społeczeństwo nic o nim nie wiedziało. Prymas Wyszyński po raz kolejny wyszedł do komunistów z propozycją dialogu. Niestety, pierwszy sekretarz nie był już zainteresowany rozmową i nie odpowiedział na memoriał.

Kiedy Polacy dowiedzieli się o tym apelu?

W czerwcu 1953 r. podczas procesji Bożego Ciała prymas Wyszyński ujawnił treść dokumentu i wszyscy zrozumieli, że Kościół podjął walkę w obronie swoich praw podstawowych.

Komuniści potraktowali to jako wystarczający powód do tego, by go aresztować?

Tak. Uzyskali na to zgodę Moskwy. W tym czasie we wrześniu 1953 r. trwał proces biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka. Po ponad dwuipółletnim pobycie w areszcie zmaltretowany biskup został oskarżony i przypisano mu wszelkie możliwe przestępstwa.

Jak wyglądał proces?

To była koszmarna inscenizacja. Oskarżony przyznał się do wszystkich zarzucanych mu przestępstw, m.in. do bycia amerykańskim i watykańskim szpiegiem, kolaborowania z Niemcami i nawet do tego, że był sprawcą pogromu kieleckiego. Otrzymał karę dwunastu lat pozbawienia wolności.

Jak się do tego procesu i wyroku odniósł prymas Wyszyński?

To była pułapka, którą zastawiły na niego władze, żądały bowiem potępienia biskupa Kaczmarka. On się jednak na to nie zgodził. Mówił też o tym publicznie w trakcie kazań, choćby w kościele św. Anny. Zdawał sobie sprawę, że z tego powodu trafi do więzienia.

Władze miały już na niego wystarczająco dużo „haków”, więc przyszedł czas na wymierzenie kary.

25 września późnym wieczorem komuniści przybyli na ulicę Miodową 17 i aresztowali prymasa Wyszyńskiego. Lata 1953–1956, okres pobytu prymasa w więzieniu, to najtrudniejszy czas dla Kościoła katolickiego w naszym kraju.

Z czego to wynikało? Czy Kościół pozbawiony prymasa Wyszyńskiego nie potrafił w dalszym ciągu przeciwstawiać się komunistom?

Biskup Michał Klepacz i sekretarz Episkopatu bp Zygmunt Choromański, którzy przewodniczyli w tym czasie Episkopatowi Polski, byli coraz bardziej ulegli władzy. Ich słabość nie była w żadnym wypadku formą kolaboracji, gdyż na tyle, ile mogli, bronili Kościoła. Społeczeństwo widziało jednak, że stawał się on z dnia na dzień coraz słabszy, a komuniści odnoszą sukcesy. 28 września 1953 r. ci dwaj biskupi wydali oświadczenie, zapewniając, że: „Episkopat nie będzie tolerował wkraczania przez kogokolwiek z duchowieństwa na drogę szkodzenia ojczyźnie i będzie stosował wobec innych odpowiednie sankcje, zgodnie z prawem kanonicznym. Prymas ocenił je jako przekreślenie całej jego polityki i starań.

Jak wyglądała w tym czasie sytuacja prymasa Wyszyńskiego?

Został uwięziony bez jakiegokolwiek aktu oskarżenia i procesu. Przez cały ten czas był inwigilowany. Znamy dzienne raporty pułkownika Borucińskiego, który „zajmował” się prymasem. Donosiły na niego źródła „Krystyna” i „Ptaszyńska”. Raporty świadczą o harcie ducha i niezłomności prymasa – te cechy charakteru były powodem, dla którego komuniści nie wytoczyli mu procesu.

Czy Episkopat starał się o jego uwolnienie?

Tak, ale prośby pozostawały bez odzewu. Taka sytuacja trwała aż do października 1955 roku, wtedy uznano, że ze względu na odwilż należy zmienić sposób postępowania wobec prymasa. Dzięki temu uzyskał on zgodę na przeniesienie do klasztoru w Komańczy, gdzie miał lepsze warunki życia. Mógł chodzić na spacery, ale nie dalej niż do stacji kolejowej Komańcza. Inwigilowano wszystkich, którzy starali się do niego dotrzeć, pozyskiwano też agenturę w samym klasztorze po to, by cały czas go kontrolować. Komuniści bali się tego wielkiego człowieka i ten strach pozostał w nich już do końca.

W jednej z wypowiedzi użył Pan profesor stwierdzenia, że prymas Stefan Wyszyński miał „instynkt suwerenności”, który niczym kompas pozwalał mu osiągać sukcesy w rywalizacji z władzą komunistyczną.

Podam przykład z lat 70. Wtedy to Stolica Apostolska ponownie rozpoczęła daleko idący dialog z komunistami. Powstał Zespół ds. Stałych Kontaktów Roboczych Między Rządem PRL a Stolicą Apostolską. Prymas Stefan Wyszyński, wspierany bardzo mocno przez kardynała krakowskiego Karola Wojtyłę, próbował przekonać Watykan, że te rozmowy legitymizują komunistów, szkodzą Polsce i Kościołowi.

W końcu cel komunistów pozostał ten sam – zniszczyć Kościół, wynarodowić Polaków i skomunizować społeczeństwo.

Nic się w ich planie nie zmieniło poza werbalną propagandą. Wszystkie pryncypia w polityce wyznaniowej miały być wciąż realizowane. Stolica Apostolska, prowadząc te rozmowy, musiała być świadoma, że jeżeli przekroczy granicę w postaci nawiązania stosunków dyplomatycznych, to w gruncie rzeczy legitymizuje antykościelną politykę PZPR w Polsce. Było to bardzo widoczne w protokołach Rady Głównej Episkopatu Polski. W marcu 1974 r. prymas mówił do zebranych biskupów: „Na czym Stolica Apostolska opiera swoje mniemanie o stałości systemu komunistycznego w Europie i w Polsce? Czy na tym, że rozwija się doktryna tego systemu? Nie, przecież ona jest wyjałowiona. Czy może na tym, że prowadził do postępu gospodarczego czy cywilizacyjnego? Nie, przecież jest to system upadający, wiecznie kryzysowy. A może traktujemy go w ten sposób, gdyż dysponuje on siłą? No, to opierać rangę partnera tylko na tym, że jest brutalny i silny… Przecież wiadomo, że w oparciu o siłę żaden ustrój zbyt długo nie wytrzymał. Po co więc legitymizować tymi rozmowami ustrój, który za chwilę w pył się zamieni?”. On tak myślał i mówił w 1974 roku!

Niewielu było takich, którzy w tym czasie wierzyli w możliwość upadku systemu komunistycznego.

Ten „instynkt suwerenności” podpowiadał prymasowi, gdzie Kościół może prowadzić rozmowy z komunistami i iść na ustępstwa po to, żeby bronić katolicyzmu w Polsce, a gdzie tego robić mu nie wypada. Wiedział, że Kościół musi chronić tożsamość narodową i polskość, która może się realizować wyłącznie w warunkach niepodległego państwa polskiego.

A jaki stosunek miał prymas Wyszyński do różnych środowisk katolików świeckich, które w mniejszym lub większym stopniu były sankcjonowane przez władze? W szczególności interesują mnie jego relacje z „Tygodnikiem Powszechnym” i „Znakiem”.

Miał bardzo dobre relacje z redakcją „Tygodnika Powszechnego” do 1953 r. Niewątpliwie po śmierci kardynała Adama Stefana Sapiechy w latach 1951–1953 był głównym opiekunem tego środowiska, spotykał się z redaktorami, a oni nieraz się go radzili, jak mają postępować podczas rozmów z komunistami, szczególnie w bardzo dla nich trudnym 1953 r., gdy „TP” groziła likwidacja.

Kiedy doszło do pogorszenia relacji? Jaka była tego przyczyna?

Po ponownym uruchomieniu „TP” przez środowisko „Znak”, a więc od końca 1956 r., relacje niewątpliwie zmieniły się na niekorzyść. Dotyczy to przede wszystkim pięciu Klubów Inteligencji Katolickiej, które zostały powołane w 1957 r. i zaakceptowane przez władze. Przeważająca liczba klubowiczów była negatywnie nastawiona do prymasa Wyszyńskiego, przede wszystkim z powodu jego niezłomnej postawy wobec ekipy Gomułki. Uważali, że pierwszy sekretarz może być partnerem dla Kościoła, ale żeby to osiągnąć, należy tonować ewentualne napięcia. Taka polityka nie przynosiła jednak efektów, dlatego obarczali odpowiedzialnością za napięcia zarówno prymasa Wyszyńskiego, jak i stronę komunistyczną. Prymas uważał, że to komuniści atakują Kościół, a on tylko broni jego praw do funkcjonowania w przestrzeni publicznej.

Redakcja „TP” bardzo ostro zaatakowała hierarchię kościelną za słynny list do biskupów niemieckich 18 listopada 1965 r.

Środowisko „Znaku” z jednej strony próbowało bronić stanowiska Episkopatu Polski, z drugiej wyraźnie przychylało się do wersji promowanej przez ówczesną propagandę komunistyczną, która bardzo ostro atakowała zarówno hierarchię Kościoła, jak i samego prymasa Wyszyńskiego. Dziś dzięki dokumentom sporządzonym przez agenturę wiemy, że warszawscy i krakowscy kikowcy byli skłonni używać bardzo ostrych sformułowań wobec prymasa.

Środowisko to sabotowało również inne jego inicjatywy.

Tak, większość osób stanowiących środowisko „Znaku” kontestowało program Wielkiej Nowenny, obchody Roku Milenijnego i kult maryjny.

Wielu z nich miało też inne niż prymas Wyszyński spojrzenie na rolę katolicyzmu i kwestię jego „otwarcia” na świat.

Stosunek do Soboru Watykańskiego dzielił prymasa i wspomnianą część katolików świeckich. Środowisko związane z osobą Tadeusza Mazowieckiego przejawiało daleko idącą ochotę do prowadzenia dialogu z socjalizmem i marksizmem, próbując niejako ten katolicyzm przygotować intelektualnie do zbratania z tą ideologią, co dla prymasa Wyszyńskiego związanego z polską tradycją chrześcijańsko- demokratyczną było czymś nie do przyjęcia.

Taka postawa może dziwić. W końcu żyli w tym systemie i nieraz byli przez niego represjonowani…

Od połowy lat 60. środowisko „Znaku” promowało tezę o konieczności przeprowadzenia głębokiej demokratyzacji wewnątrz samego Kościoła. Oczywiście było to podyktowane troską o niego, ale także naznaczone jakąś zadziwiającą ignorancją dotyczącą położenia Kościoła w PRL. Prymas Wyszyński sygnalizował, że powinni się bardziej skupiać na fundamentalnych problemach narodu polskiego, a nie na sprawach drugorzędnych. Ci zaś nie zważali na jego uwagi i podejmowali próbę żenienia ognia z wodą. Na szczęście to im się nie udało.

 


 

Autor jest dziennikarzem Polskiego Radia.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej