Alicja Dołowska |
Mija 220 lat od inauguracji budowy Świątyni Opatrzności Bożej
Przechadzając się alejkami starego Ogrodu Botanicznego oglądamy raczej piękne okazy drzew, krzewów i kwiatów, nie interesując się kompletnie „małą architekturą”. Wielu ani w głowie zwrócić uwagę na zwieńczoną krzyżem niewielką budowlę z czterema łukowym niszami, wzniesioną na planie ośmioboku. Ta oryginalna forma architektoniczna przypomina kształtem kapliczkę. Powstała z przebudowanego środkowego filaru Świątyni Opatrzności z czasów króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.
Przemilczane votum
Przez całe lata peerelu miejsce to było nieoznakowane. O obiekcie i przyczynach jego powstania warszawiacy właściwie nie mieli pojęcia. Tak jak zakazano im uroczystych obchodów rocznic Konstytucji 3 Maja, tak przemilczano i tę budowlę, którą Polacy zainicjowali w porywie wielkiego entuzjazmu i z wielką fetą dosłownie na kilkanaście dni przed wkroczeniem wojsk Katarzyny Wielkiej na tereny Rzeczypospolitej. Zmowa milczenia panowała pewnie dlatego, że budowla miała charakter symbolu polskiego patriotyzmu i wznoszono ją w atmosferze narodowej euforii.
Kiedy w 1947 r. Kościół postanowił wrócić do niezrealizowanego również w międzywojniu – mimo wytycznych planów – pomysłu Budowy Świątyni Opatrzności, opór stalinowskiego reżimu był nie do przezwyciężenia. To był czas, gdy pilnowano, aby wywieszone z okazji Święta 1 Maja flagi były nazajutrz szybko zdejmowane i nie powiewały 3 Maja.
Jednak system powoli rozmiękał. W 1964 roku w jednej z nisz budowli, środowisko akademickie bez rozgłosu wmurowało tablicę informującą, że : „W tym miejscu 3 maja 1792 r. położono kamień węgielny pod budowę Świątyni Opatrzności. Wzniesieniem jej Sejm czteroletni pragnął uczcić uchwalenie Konstytucji”. Podpisali się rektor i społeczność Uniwersytetu Warszawskiego, jako że Ogród Botaniczny należy do tej uczelni. W latach peerelu z okazywaniem pamięci w stosunku do pewnych inicjatyw było gorzej niż w czasach carskich. W dobie zaborów przynajmniej, mimo czujności ochrany, grupki studentów przemykały 3 maja do Ogrodu Botanicznego z bukiecikami fiołków i w patriotycznym geście składały kwiaty przy budowli. W PRL-u nadgorliwa władza, chcąc przypodobać się ZSRR, robiła wszystko, aby wymazać z pamięci Polaków jakiekolwiek ślady świątyni. Tajemniczy obiekt z Ogrodu Botanicznego stawał się coraz bardziej anonimowy.
Projekt Świątyni Bożej Opatrzności autorstwa Jakuba Kubickiego
Droga cena za fiołki
Kroniki odnotowują, że w 1891 r., w setną rocznicę proklamowania Konstytucji, do fundamentów Świątyni Opatrzności Bożej warszawiacy pielgrzymowali z fiołkami tak gromadnie, że wywołało to ostrą reakcję władz. Tego dnia – 3 maja – przypadała prawosławna Wielkanoc. Mogłoby się zdawać, że zajęci świętowaniem Rosjanie osłabią swoją czujność. Wędrówki przeradzające się w pochody jednak brutalnie rozgonili kozacy z nahajkami. Aresztowano 32 osoby, wiele ukarano „zsyłkami” administracyjnymi. Od tamtej wiosny Ogród Botaniczny i Łazienki prewencyjnie otwierano dla publiczności dopiero po 8 maja. Ludzie jednak przychodzili tu i –mimo upływu czasu – pamiętali. Było o czym. Dzień, w którym rozpoczęło się wznoszenie świątyni według projektu Jakuba Kubickiego, przeszedł do historii jako największe narodowe święto przed utratą niepodległości.
Od połowy marca teren pod świątynię plantowało 8 tysięcy robotników i żołnierzy. Za zgodą Papieża na 3 maja, specjalnie ze względu na tę okoliczność, przeniesiono święto patrona Polski św. Stanisława.
Procesji asystowały oddziały wojskowe ubrane w paradne stroje. A tam, gdzie miała się odbywać główna uroczystość ustawiono 11 szwadronów kawalerii, gwardię konną i grenadierów gwardii pieszej koronnej. Gdy król w otoczeniu dygnitarzy opuszczał zamek i pod eskortą regimentu gwardii konnej udawał się na nabożeństwo do kościoła św. Krzyża, rozdzwoniły się dzwony. W drzwiach kościoła podano mu wodę święconą, a następnie Stanisław August Poniatowski odprowadzony został do tronu ustawionego w prezbiterium. W prezbiterium przewidziano też miejsce dla nuncjusza papieskiego i zagranicznych posłów. Na przeciwko ustawiono fotele dla Księżnej Kurlandzkiej, specjalnie przybyłej na uroczystość, i jej dworu. Stroje zaproszonych gości były ściśle przewidziane.
Pozostałości rozpoczętej budowy Świątyni Bożej Opatrzności w warszawskim Ogrodzie Botanicznym
Fot. Dominik Różański
Jak donosiła „Gazeta Warszawska”; „Posłowie i delegowani występowali w mundurach województw, które reprezentowali, senatorowie i inni urzędnicy nie sejmujący –w strojach Orderu św. Stanisława z czerwoną wstęga, zaś damy proszone były o przywdzianie białych sukni z pąsowymi szarfami i wstęgami”. Gdy nabożeństwo w kościele Świętego Krzyża kończyło uroczyste „Te Deum”, po praskiej stronie Wisły grzmiały armatnie salwy.
„Ostatnie wesele nasze”
Do Warszawy przyjechało na tę uroczystość 40 tysięcy ludzi, nawet z najbardziej odległych rejonów Rzeczypospolitej. Od kościoła św. Krzyża, gdzie odbywała się uroczysta msza św., przez cały Nowy Świat aż do Alej Jerozolimskich wiódł drewniany podest, po którym podążała procesja z królem, prymasem, senatorami, posłami, przedstawicielami województw i innymi dostojnikami. Trzy chóry śpiewały pieśń, specjalnie napisaną na tę uroczystość przez biskupa warmińskiego i poetę Ignacego Krasickiego.
Na trasie procesji zgromadziło się tyle ludzi, że nie można było wetknąć szpilki. Na długo przed uroczystością wykupione zostały nie tylko wszystkie miejsca w zajazdach, hotelach i pokoje gościnne w domach, ale i miejsca przy oknach budynków na Trakcie Królewskim, z których można było obserwować 3 Majową paradę. Tę uroczystość, która trwała w sumie aż osiem godzin, mieszkańcy Warszawy świętowali kilka dni i zapamiętali do końca życia. Uczestnictwo w ceremonii położenia kamienia węgielnego pod Świątynię Opatrzności było traktowane niemalże jak patriotyczny obowiązek.
Specjalnie wybrano ziemię, by na miejscu budowy utworzyć podczas inauguracji rodzaj amfiteatru dla dostojników świeckich i duchownych, przedstawicieli województw, miast, ziem i powiatów, które specjalnie opodatkowały się na rzecz świątyni. Pod poświęcony przez Prymasa kamień węgielny podłożono monety wybite za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego oraz okolicznościowe medale. Jak pisała ówczesna prasa, „po dokonaniu poświęcenia prymas podał królowi pozłacane: kielnię i młotek, by monarcha zapoczątkował budowę świątyni”.
Kielnia i młotek wręczone zostały potem Janowi Chojeckiemu, posłowi kijowskiemu, przedstawicielowi województwa, które pierwsze dobrowolnie opodatkowało się na sześć lat „od dymu” na potrzeby Świątyni Opatrzności. W 1916 r. kielnia i młotek trafiły do Muzeum Czartoryskich w Krakowie, gdzie można je oglądać i dziś. Świątynia wotywna. wystawiona przez cały naród w podzięce za Konstytucję, która w powszechnym mniemaniu miała uratować ginącą ojczyznę, uratować jej już nie zdołała. 18 maja budowę świątyni przerwała wojna z Moskwą, a potem rozbiory. Dlatego fragment murów zamknięto pośpiesznie zadaszeniem zakończonym krzyżem.
„Obchód rocznicy ustanowienia konstytucji był ostatnią uroczystością narodową, ostatnim weselem naszym; wywinęła się do końca w tym dniu krótka nić powodzenia naszego i znów czarne pasmo przeznaczeń naszych toczyć się jęło: już odtąd same tylko piołuny i smutki” – napisał w „Pamiętnikach” Julian Ursyn Niemcewicz. Obietnica wzniesienia świątyni dziękczynnej za uchwalenie Konstytucji 3 Maja 1791 r. pozostała jak testament narodu i wciąż jest do wypełnienia. Dwieście lat później przypomniał o tym Prymas Polski kard. Józef Glemp. Sejm i Senat III RP potwierdziły aktualność zobowiązania. W 1999 r. Jan Paweł II podczas wizyty w Polsce poświęcił kamień węgielny, a 2 maja 2002 r. kard. Glemp kamień ten wmurował. W Wilanowie prace trwają pełną parą, ich wyniki cieszą oko.
Tablica wmurowana w rocznicę poświęcenia kamienia węgielnego pod budowę
Fot. Dominik Różański
Mimo wznoszenia nowego obiektu Świątyni, i dużego zaawansowania budowy, wciąż warto pamiętać o minionym czasie. O już nie zakazanym dziś fragmencie budowli wzniesionej w pierwsza rocznicę majowej Konstytucji. O tamtych uroczystościach, nadziei, narodowej euforii. I o tych studentach przychodzących uparcie do tego miejsca z bukietami fiołków w kolejne rocznice. I cenie, jaką nieraz przychodziło Polakom płacić za tę pamięć.